Sunday, July 17, 2011

zwierzaki, co nazwy nie znamy...spotkane po drodze... i powyzej wyspa

na lodce...


18 lipiec 2011
wstalam wczesnie rano, odprawilam Meza do pracy, pralka robi to co dawniej wypadloby na mnie robic z tara w rzece, a ja klikam....

bo dawno juz nie klikalam...
nie wiem sama od czego zaczac pisac, bo choc ciagle jestem uziemiona na wlasna prosbe i pracuej na ziemi w Premium Lounge, a nie w chmurac, to ciagle sie cos dzieje...
wiec skoro to maja byc podroze opisze ostatnia podroz na wyspe Sir Baniyas oddalona 250km od Abu dhabi.
22 czerwca po uroczystosciach porannym w polskiej ambasadzie na biegu pozegnalismy sie z Zibim, potem z Luzja i 2 miesiecznym Oskarem i w trase do Anantary na wyspe...
Wszystko jak zawsze na biegu...wyjechalismy z ABu okolo 15.30 a ostatnia lodka z cypla na wyspe odplywala o 17.30 wiec w 2 godziny musielismy pokonac 250km...
plus nie znamy trasy i radary po jakis czas..wiec byl lekki challenge...
ale kto jak nie my...?
dodam, ze jest tez taka opcja w ofercie hotelu do ktorego jechlismy no juz nie sciemniam na ta noc poslubna...
ze mozemy tam dotrzec helikopterem z lotniska w abu...
i to byloby najfajniej i najwygodniej dla nas...ale jest raz dziennie o 13 cos...a my mielismy zlozyc podpisy przed konsumpcja zwiazku o 13....
wiec odpada...
a szkoda bo taka impreza bylaby napewno fajna, poza tym cena samego helikopteru to dodatek 25$ od osoby w jedna strone wiec niedrogo.
no, ale jestesmy na stacji jakies 29km od miejsca gdzie ma odjezdzac lodka, ja umieram z glodu...
Kochanski mowi, ze naprawde trzeba jechac, bo nie damy rady..zabieram wiec orzeszki z polki i pedzimy dalej...
a tu korek..okazao sie, ze wywrocil sie ciezarowy samochod i trzeba stac w korku..
dzwonimy do anantary, ze sie mozemy spoznic....dali nam 20minut tolerancji tylko dlatego, ze lodka byla ostatnia tego dnia...
inaczej nie czeka podobno...
sluchajcie bylismy dokladnie o 17.50 na lodce...
tylko my dwoje z gosci i 2 panow, jeden sterujacy lodke, drugi nasz guide...
plyniemy nia jakies 15,20 minut tam inni usmichnieci ludzie odbieraja nas i wsiadamy do samochodu a ten jedzie przez rezerwat pelen biegajach gazel, spacerujacyh dunych pawi, jakis malych zyjatek skrobiacych w ziemi...
do tego zyraly, antylopy, owieczki....i hieny..tych ostatnich na szczescie nie widzielismy!!!
od razu nam sie przypomnialo nasze safarii w Nepalu i jakos ciarki przeszly...
no, ale Kochani pikene miejsce w rezerwacie przyrody Sheikh Zayed Bin Sultan Al Nahyan w 1971 roku na czasow swojego panowania przywiozl z roznych czesci swiata jakies zwierzaki i wlasnie stworzyl to piekne miejsce...
naprawde boskie na romantyczne wieczory...
mozna odpoczac od spalin samochodow, calego miejsckiego wrzasku...czy ludzi...
po prostu dzicz kudlata, jedzie sie przez wyspe pelna gor i biegajacych zwierzakow...
a w pewnym momencie ukazuje sie jedyny na wyspie hotel anantara...
tam musze powiedziec ludzie chyba tesknia do ludzi i jak widza nowa twarz od razu sie szczerze usmiechaja i sa chetni do rozmowy...
co zdarzylo sie potem, to juz nie zostanie przelane dla potomnych...
dodam, ze na wyspie mozna nurkowac, jezdzic w gorach na rowerach. plywac na kajakach, ogladac z auta zwierzaki...
...albo pic szampana, jesc truskawki i spedzac milo weekend z Mezem...