Tuesday, December 23, 2008

23 grudzien2008
moj "karp"tegoroczny....
jest chyba wtorek wieczorem, a na pewno 23 grudnia 2008, na pewno, bo wiem ze jutro w Polsce wigilia:)))
oj juz sie nie moge doczekac tej za rok, bo wtedy na pewno bede z najblizszymi...
w tym roku wypadlo w Abu, trudno...
no zobaczymy jak to bedzie...
ja wrocilam z Niu Jorku i wstaje wlasnie,
tam "magia swiat" na calego...
jest prawdziwy snieg na ulicach i slizgawki na chodniku, lodowisko pod rocefeller center, przereklamowane i dla mnie cudowne "last christmast" Georga Michaela, (ile razy on daje to serce, a ona odrzuca go co roku...;) i inne koledy, ze Stnat Claus juz jedzie do miasta, no i cudowne usmiechy amerykanow i zyczenia "Happy Holiday"!
ja uwazam, ze jak Boze Narodzenie to tylko w Polsce, ale lubie ten amerykanski kicz!
No wiec jak sie niedawno obudzilam w wiosennym Abu wyjzalam za okno i cala ta bajka zniknela...
poszlam wiec sobie do sklepu po "karpia" jakis byl dziwny bo z czerwonumi luskami:), ale trudno, niech tam bedzie i z czerwonymi...
za oknem mam wiosenny wiaterek i ponad 20C wiec nie czuje Swiat...moze i dobrze, bo bym pewnie plakala...
rozmawialam z rodzicami i smieli sie ze mnie, ze wychowali "matke polke" i zamiast sobie kupic filety rybne chce mi sie skrobac i smazyc rybe!
;)
to szczerze Mama tak powiedziala, bo Ksawery dal wskazowki jak zasypac sola i cebula rybe na noc i spazyc jutro...
dzwonila do mnie ciocia Ala, pytala,co porabiam i czy mi nie smutno do Sabinki sie zaoferowalam ja z pomoca przy kreceniu sera na sernik...bo mak juz utarl "leclerc" za nia...
Majkole kroja bakalie i lepia uszka do barszczu...w tym roku zrobili 350 i dla mnie Madzia obiecala poczekaja w zamrazarce!
oj fajnie macie w tej Polsce!
szczerze znam wiele fajnych miessc na swecie, ale nie ma NIGDZIE lepszego na ten piekny czas Swiat Bozego Narodzenia jak Polska!
Ja chociaz jestem daleko tutaj w Abu bede o Was myslec!
jutro sie wybiore na pasterke o 24 pod palmami, a za tydzien juz prawie Was wszytskich zobacze i opowiem jakie byly dla mnie te Swieta!
P.S.
Sylwestra robimy w tym sezonie 3stycznia!

Friday, December 19, 2008

















































podrozowac, podrozowac jest bosko....
to byl dzisiaj moj opis na gg i wlasnie tak mi sie wydaje, ze podrozowac i poznawac nowe miejsca i ludzie jest po prostu BOSKO!!!
Wiadomo,ze gojda jako "latawiaca" troszki swiata widzi, ale ostatnia moja wycieczka do Nepalu byla prawdziwa podroza, z przystawaniem w fajnych miejscac na fotki, jedzeniem lokalnego jedzenia bez 5* i sciemnianych usmiechow!!!
Otoz Kochani moj Krzynio podlecial z Agatka do Nepalu odpoczac od zimnej Polski, ja korzystajac,ze mam 3dni wolne i Brata w Azji, czyli blizej niz w Polsce, podskoczylam do Nich w srode rano.
Przebralam sie po nocnym locie do Moscatu, podalam swoja sluzbowa torbe i uniform kolezance i o 10rano bylam juz na pokladzie Etihadu lotu do Katmandu.
;)
Tam wyladowalam popoludniu i wsiadlam w takse mowiac im gdzie i za ile chce jechac (wszytsko mi krzys juz nagral;).
Kierowca wiozl mnie przez zatloczone, gwarne, biedne, ale za to mocno kolorowe i pelne usmiechnetych ludzi ulice Katmandu az do dzielnicy Tamel, gdzie mieszkal Krzys.
Zamiast kwiatow i czekania na mnie od wejscia zastalam ich jak odpoczywaja, a raczej padaja w pokoju po ciezkim dniu wrazen. Pozniej sie okazalo, ze oni wstaja codziennie o 6,7rano i "zeby nie tracic" czasu biegaja po Nepalu wzdloz i wszesz!
Po wymienionych buziakach i okazaniu sobie strasznej radosci, ze mozemy sie tam spotkac, zabrali mnie na odkrywanie Katmandu.
Ja juz bylam kiedys w Katmandu z GA,ale to co zobaczylam tym razem bylo zupelnym innym Katmandu.

Nie bylo luksusowych pokoji, lokaji usmiechajacych sie, ogrodnikow scinajacych trawe przed basenem juz wczesnie rano, nie bylo tez bufetu na sniadanie z niewyobrazalna iloscia jedzenia, nie bylo "yes madam" i innych nudnych do bolu uprzejmosci!
Tym razem zobaczylam Nepal, a raczej tylko jego stolice od podszewki, zobaczylam go oczami mojego brata Krzysia i Agatki, ktorzy od 2 tygodni zdarzyli poznac blizej ten kraj.
Nie jezdzilam juz wszedzie taksowka i kierowca nie czekal na mnie, tylko zapierniczlismy piechota lub riksza przez chyba najubozsze dzielnice widzac jak w nocy bezdomni ludzie przytulaja sie do psow chcac ogrzac zmarzniete ciala.(Psiaki pszytulaki, tak wlasnie nazwali oni te psy;)

Nie bylo bufetu z pieknie wylozonymi owocami, z za duza iloscia pieczywa, serow, wedlin, pankejkow, omletow, itd,itd...
tym razem na obiad zabrali mnie do lokalnej restauracji, gdzie pradu tez nie bylo, siedzielismy przy swieczce wlozonej w butelke po fancie, przy stoliku obok z nepalczykami, ktorz popijali herbatke z mlekiem...
Podane jedzenie bylo naprawde smaczne, ale chyba dobrze, ze tego pradu nie bylo, bo nastepnego dnia na sniadaniu w bardzo podobnej restauracji bylo widno i szukalam skad powinnam zaczac pic kawe z filizanki, zeby sie nie podbrudzic...

(musze dodac, ze kawa byla naprawde dobra...ale jak dla mnie filizanka mocno, moze nie brudna, a zurzyta)
Lokale w ktorych Oni mieszkali i jedli byly naprawde bardzo skromne i ja nigdy w takich miejscach nie bylam wczesniej, zadziwili mnie wiec odwaga i tym, ze tak doskonale potrafia znalezc sie w tym kraju, mieszkac biednie, ale wsrod naprawde rzyczliwych i prawdziwych ludzi, jesc tanio, ale czysto i smacznie i zyc zyciem "lokali" *, czyli naprawde 2 tygodnie i wkomponowali sie w kulture nepalska.

Ja musze sie przyznac, ze bylam tam jakies 40h i przez ten czas nie odwazylam sie wziac prysznica...
Nie to, ze lazienka byla dziwna...bo kran i toaleta a dalej kratka w podlodze, gdzie sie smielismy, ze mozna srac i zaraz wziac prysznic a i tak wszytsko sie umyje razem ze scianami w lazience...
Trzeba bylo nakladac klapki siku bo wiadomo jak ktos sie myl wczesniej podloga plywala...
Przerazal mnie tez kubek plastikowy powieszony na scianie...(bo w taoaelcie nie tylko byla, ale i dzialala spluczka, co nie wszedzie wdzialam;) pozniej juz zrozumialam odwiedzajac loklane teoalety w restauracjach,ze tym kubkiem sie spolokuje dziure w podlodze...z wiaderka stojacego obok nabierajac wody...
uuuu tak siku tez robilam, ale szczerze podciagnelam majty i wyszlam...nie moglam wziac tego nacyznia i szukac wiaderka z woda, bo sie skupalam zeby mi swieczka nie zgasla...stojaca obok...
Oj hardcore, nie disco, ale nic co ludzkie nie jest mi obce!
Gdybym miala wybrac moje "sluzbowe podroze" z zaloga gdzie mieszkam w palacach w porownaniu z tym jak spalam i jadlam tym razem w Katmandu, bez sekundy zastanawienia wybieram biedny ale szczery i prawdziwy Nepal, a nie scieme i mydlenie oczu!
Ludzie, to tak jakby ktos chcial poznac Polske i zamieszkal w jakims fancy hotelu, na sniadanie zamowil roomservise (czyli rogalik z kawa) i mowil, ze Polska jest piekna...'Jasne, ale czlowieku jakbys zjadl pierogi w barze mlecznym i przejechal sie tramwajem a pani w sklepie LSS'u z fochem cie obsuzyla to masz prawdziwa Polske!!!
mniej wiecej tak moge porownac moje wrazenia z Nepalu!
Naprawde jestem wdziwczna, ze Krzys i Agata pokazali mi inny swiat.
Oni jeszcze tam sa i jeszcze ogaladaj widoki Himalaji lezac na trawce poza Katmandu, moze ciagle kapia sie w jeziorze po tym jak wioslowali do polowy wypozyczona lodka za 3$...'moze nawet jezdza teraz znowu na sloniach i wsiadaja na nie opierajac sie o trabe...
Tego nie wiem, bo nietety juz mnie tam nie ma.
Mam za to w serduchu wspaniale chwile spedzone z Nimi i bede dlugo pamietac jak usmiechniety 9latek podchodzil do nas w restauracji ze szmata i przeciera stolik podajac mocno przybrudzone menu...
Jak jego starsi o 3 lata bracia smazyli nam nalesniki, jak biegli do sklepu obok po miod, bo ja chcialam z miodem, a jego tez nie mieli...
Bede pamiateac z opowiadania Krzysia, jak pisali menu po angielsku i polsu w jednej z takich restauracji, bo po prostu ludzie nie umieli sami napisac co moga zaproponowac gosciom.
Podobno podawali im potrawy i przyprawy do sprobowania, zeby mozna bylo poznac co to jest.
Poznalismy tez 19letniego sprzedawce ze wsi, ktory przyjechal do Katmandu i mieszka z Ojcem 2 bracmi i siostra w jednym wynajetym pokoju, wstaje o 5.30 -8.30 do szkoly a od 9-9 pracuje w sklepie...
Ci ludzie naprawde nie maja czasu sie nudzic, kazdy od malego jest uczony ciezkiej pracy, mimo tego, ze zycie nie jest dla nich laskawe, zawsze mozna widziec usmiech na ich twarzach, do kazdego podchodza z najwieksza zyczliwoscia i otwartoscia!
Naprawde ludzie duzo traca mieszkajac w "szklarniach" ** i nie widzac prawdziwego zycia ulicy miast!

*lokal+miejscowy, w tym wypadku Nepalczyk;)
**szkalrnia=hotele fency szmency pokazac znajomym lub wrzucic na NKL;)


tak wlasnie w wielkim skrocie wygladala moja ostatnia podroz do Nepalu, dzisiaj wiem, ze podrozowac jest bosko, ale wazne jest tez miec kogos bliskiego obok z kim mozna sie podzielic tymi wszytskimi niesamowitymi widokami i przezyciami,
za to Tobie Krzyniu i Agatko DZIEKUJE!

Sunday, December 14, 2008

14 grudnia2008r.
niedziela popoludnie... napotkany w Monachium los z mikolajem...
Nataszka w moim uniformie;)

popoludnie niedziela,
widze na opisach na gg, facebooku i smsach, ze wszystcy gotuja rosol w Polsce i maja czas na nasza klase, Ci co do Polakow nie naleza i nie rozumieja tej ekstradycji polskiego rosolu i bawia sie netem i nadrabiaja zaleglosci w odpisywaniu na e-maile itd...
a ja??
no to ciekawa sprawa, bo za rosolem nie przepadam (choc kazdej niedzieli zaczyna mi go brakowac mocnej;), odpisuje na e-maile jak zagranicznicy;) i gotuje...yyyyy zupe brokulowa..czyli niby rosol, jak Polacy!
oj gojda chyba nie wiesz gdzie pojsc...ale korzenie dadza swoje, moge sie zalozyc, ze juz na ktoras niedziele ugotuje rosol..wtedy bede sie smiac z siebie, bo nie sadze, zeby obiady w Appleby's wziely gore!
nie, nie nie umnie!
co prawda etap rodzinnych gotowan , robienia kolorowych galaretek na deser, mieloncyh z buraczkami i innych cudow mam za soba..ale....wpajana prze Mama i Babcie polska tradycja i wschodnie wychowanie daje swoje!!
no i dobrze!!
przynajmniej nie budze sie i nie zamawiam KFC przez telefon....
tylko siedze sobie na STB (nie czekam na telefon bron Boze!), tylko nastawiam wode i gotuje pycha zupe brokulowa!!!
;)
lubie siebie pod tym wzgledem!
;)
dobrze, ze mi nie odbilo, no i dzieki tym kobitkom, korzeniom,instynktom,itd ze wpoily mi ze tak trzeba!
czas na telefoniczne obiady czasami tez jest jak nie ma tego quality czasu...
ale na szczescie nie w niedziele!

a teraz napisze o tym jaka jestem szczesciara..bo jak inaczej mozna to nazwac...?
juz pisze o co chodzi
moje 2 loty w tym miesiacu po weeeknedzie dluzszym w polszy, to Niu Jork i Monachium.
W Niu Jorku przyjechala do mnie z NJ Nataszka....i tam po 3 latach od kiedy sie ostatnio widzialysmy, nie moglysmy przestac rozmawiac ze soba, cieszyc sie tym, ze udalo nam sie spotkac, smiac z tego co wspolnie przezylysmy i snuc plany na nadchodzace wakacje !
oj Natasza to aniol dla mnie, ktory sie zjawil wtedy kiedy go ocno potrzebowalam w moim zyciu i bardzo mi pomogl...
No wiec taki mialam super ten Niu Jork, spadl pierwszy snieg, pobiegalysmy po moich ulubionych amerykanskich markach sklepow, oczywiscie nie umialam odmowic sobie uzycia plastiku i kupilam jakies niepotrzebne aczkolwiek "niezbede" rzeczy...
rano zjadlysmy wspolnie z moja zaloga sniadanie i Ona wrocila po 4h prowadzenia samochodu do NJ, a ja po 13 h lotu wyladowalam w Abu...
wrazenia i wspomnienia bezcenne, fajnie, ze mi jeszcze za to placili, a nie ja karta....!
potem lebiuchowalam, na zmiane sprzatanie domu, silownia, spacer, oo i ksiazka, mam fajna i czytam do 5 rano, no i Monachium!
Wczoraj wrocilam z tego lotu... i jak znowu moge siebie nie nazwac inaczej,jak szczesciara!
Tam obudzilam sie w zasypanym sniegiem pieknym Monachium, gdzie przez okno mojego hotelowego pokoju widzialam te cuda o ktorych w Abu moga tylko marzyc patalachy!
Wstalam i spotkalam sie z Karolina roxy i jej Rodzina.
Boze, no jak w domu, ;) naprawde dzieki takim chwilom spedzonym z dobrymi ludzmi, ktorych intencja jest tylko spotkanie sie z nami, porozmawianie wspolne spedzenie czasu, nie zadne znajomosci "bo trzeba" albo obiad na sile z ciotka co sie nie lubie...czlowiek docenia piekno swiata!
Serio!
Tam nakarmili mnie pysznym jak zawsze domowycm jedzeniem(Karolina super gotuje i chyba bardzo to lubi), moglam poczuc sie potrzebna i troche poczulam "magie swiat", bo sniezne Monachium i atmosfera domowa sprzyja u mnie rozwijaniu sie takim uczuciom!
;)
teraz jak pisze siedze w domu na STB, ugotowalam ta zupe slucham rmfu co tam w polszy i czekam do 20 kiedy skonczy sie STB i poczuje wolnosc, zeby wyjsc moze na rolki bo pogoda jest naprawde fajna.
tyle dobrego u mnie narazie.
Nie bedzie mnie w swieta w Polsce....nie wiem jeszcze co bede wtedy robic, moze dobrze, ze za oknem jest cieplo i nie bede widziec tych pierwszych gwiazdek, sniegu i ludzi biegajacych w rozbiegu, zeby zdarzyc usiasc z najblizszymi przy kolacji...
piekne to wszytsko, ale jakbym musiala to widziec i sama byc w domu chyba bym mozno ryczala...
a tak wyjze na okno...palmy, otworze je ...goraco, gwiazde...jak w tamtym rou w lusterku tylko ...
wiec bedzie dobrze!
a jak raz w zyciu spedze wigilie na plazy i w salonie spa...
uuuu tez moze byc ciekawie, a juz na pewno inaczej!
;)
zobaczymy!
Sylwestra przekladam juz na pewno na 3stycznia, trakze jak ktos nie zdazy jak ja na 31, zaprawszam do slupskiej na 3stycznia, a prawdziwe Swieta Bozego Narodzenia chyba bede miec w 2009 roku!
ale tego tak samo jak jutra nikt z nas nie wie...
buziaki dla szczesciarzy, plenta, to taka zeby wierzyc w ludzi,bo sa na swieie naprawde fajni...;)]p.s. Kylo do mnie wczoraj dzwonil, ze ida z Aga dzisiaj na slonie pojezdzic, tez inaczej jak na niedziele i grudzien...