Tuesday, December 23, 2008

23 grudzien2008
moj "karp"tegoroczny....
jest chyba wtorek wieczorem, a na pewno 23 grudnia 2008, na pewno, bo wiem ze jutro w Polsce wigilia:)))
oj juz sie nie moge doczekac tej za rok, bo wtedy na pewno bede z najblizszymi...
w tym roku wypadlo w Abu, trudno...
no zobaczymy jak to bedzie...
ja wrocilam z Niu Jorku i wstaje wlasnie,
tam "magia swiat" na calego...
jest prawdziwy snieg na ulicach i slizgawki na chodniku, lodowisko pod rocefeller center, przereklamowane i dla mnie cudowne "last christmast" Georga Michaela, (ile razy on daje to serce, a ona odrzuca go co roku...;) i inne koledy, ze Stnat Claus juz jedzie do miasta, no i cudowne usmiechy amerykanow i zyczenia "Happy Holiday"!
ja uwazam, ze jak Boze Narodzenie to tylko w Polsce, ale lubie ten amerykanski kicz!
No wiec jak sie niedawno obudzilam w wiosennym Abu wyjzalam za okno i cala ta bajka zniknela...
poszlam wiec sobie do sklepu po "karpia" jakis byl dziwny bo z czerwonumi luskami:), ale trudno, niech tam bedzie i z czerwonymi...
za oknem mam wiosenny wiaterek i ponad 20C wiec nie czuje Swiat...moze i dobrze, bo bym pewnie plakala...
rozmawialam z rodzicami i smieli sie ze mnie, ze wychowali "matke polke" i zamiast sobie kupic filety rybne chce mi sie skrobac i smazyc rybe!
;)
to szczerze Mama tak powiedziala, bo Ksawery dal wskazowki jak zasypac sola i cebula rybe na noc i spazyc jutro...
dzwonila do mnie ciocia Ala, pytala,co porabiam i czy mi nie smutno do Sabinki sie zaoferowalam ja z pomoca przy kreceniu sera na sernik...bo mak juz utarl "leclerc" za nia...
Majkole kroja bakalie i lepia uszka do barszczu...w tym roku zrobili 350 i dla mnie Madzia obiecala poczekaja w zamrazarce!
oj fajnie macie w tej Polsce!
szczerze znam wiele fajnych miessc na swecie, ale nie ma NIGDZIE lepszego na ten piekny czas Swiat Bozego Narodzenia jak Polska!
Ja chociaz jestem daleko tutaj w Abu bede o Was myslec!
jutro sie wybiore na pasterke o 24 pod palmami, a za tydzien juz prawie Was wszytskich zobacze i opowiem jakie byly dla mnie te Swieta!
P.S.
Sylwestra robimy w tym sezonie 3stycznia!

Friday, December 19, 2008

















































podrozowac, podrozowac jest bosko....
to byl dzisiaj moj opis na gg i wlasnie tak mi sie wydaje, ze podrozowac i poznawac nowe miejsca i ludzie jest po prostu BOSKO!!!
Wiadomo,ze gojda jako "latawiaca" troszki swiata widzi, ale ostatnia moja wycieczka do Nepalu byla prawdziwa podroza, z przystawaniem w fajnych miejscac na fotki, jedzeniem lokalnego jedzenia bez 5* i sciemnianych usmiechow!!!
Otoz Kochani moj Krzynio podlecial z Agatka do Nepalu odpoczac od zimnej Polski, ja korzystajac,ze mam 3dni wolne i Brata w Azji, czyli blizej niz w Polsce, podskoczylam do Nich w srode rano.
Przebralam sie po nocnym locie do Moscatu, podalam swoja sluzbowa torbe i uniform kolezance i o 10rano bylam juz na pokladzie Etihadu lotu do Katmandu.
;)
Tam wyladowalam popoludniu i wsiadlam w takse mowiac im gdzie i za ile chce jechac (wszytsko mi krzys juz nagral;).
Kierowca wiozl mnie przez zatloczone, gwarne, biedne, ale za to mocno kolorowe i pelne usmiechnetych ludzi ulice Katmandu az do dzielnicy Tamel, gdzie mieszkal Krzys.
Zamiast kwiatow i czekania na mnie od wejscia zastalam ich jak odpoczywaja, a raczej padaja w pokoju po ciezkim dniu wrazen. Pozniej sie okazalo, ze oni wstaja codziennie o 6,7rano i "zeby nie tracic" czasu biegaja po Nepalu wzdloz i wszesz!
Po wymienionych buziakach i okazaniu sobie strasznej radosci, ze mozemy sie tam spotkac, zabrali mnie na odkrywanie Katmandu.
Ja juz bylam kiedys w Katmandu z GA,ale to co zobaczylam tym razem bylo zupelnym innym Katmandu.

Nie bylo luksusowych pokoji, lokaji usmiechajacych sie, ogrodnikow scinajacych trawe przed basenem juz wczesnie rano, nie bylo tez bufetu na sniadanie z niewyobrazalna iloscia jedzenia, nie bylo "yes madam" i innych nudnych do bolu uprzejmosci!
Tym razem zobaczylam Nepal, a raczej tylko jego stolice od podszewki, zobaczylam go oczami mojego brata Krzysia i Agatki, ktorzy od 2 tygodni zdarzyli poznac blizej ten kraj.
Nie jezdzilam juz wszedzie taksowka i kierowca nie czekal na mnie, tylko zapierniczlismy piechota lub riksza przez chyba najubozsze dzielnice widzac jak w nocy bezdomni ludzie przytulaja sie do psow chcac ogrzac zmarzniete ciala.(Psiaki pszytulaki, tak wlasnie nazwali oni te psy;)

Nie bylo bufetu z pieknie wylozonymi owocami, z za duza iloscia pieczywa, serow, wedlin, pankejkow, omletow, itd,itd...
tym razem na obiad zabrali mnie do lokalnej restauracji, gdzie pradu tez nie bylo, siedzielismy przy swieczce wlozonej w butelke po fancie, przy stoliku obok z nepalczykami, ktorz popijali herbatke z mlekiem...
Podane jedzenie bylo naprawde smaczne, ale chyba dobrze, ze tego pradu nie bylo, bo nastepnego dnia na sniadaniu w bardzo podobnej restauracji bylo widno i szukalam skad powinnam zaczac pic kawe z filizanki, zeby sie nie podbrudzic...

(musze dodac, ze kawa byla naprawde dobra...ale jak dla mnie filizanka mocno, moze nie brudna, a zurzyta)
Lokale w ktorych Oni mieszkali i jedli byly naprawde bardzo skromne i ja nigdy w takich miejscach nie bylam wczesniej, zadziwili mnie wiec odwaga i tym, ze tak doskonale potrafia znalezc sie w tym kraju, mieszkac biednie, ale wsrod naprawde rzyczliwych i prawdziwych ludzi, jesc tanio, ale czysto i smacznie i zyc zyciem "lokali" *, czyli naprawde 2 tygodnie i wkomponowali sie w kulture nepalska.

Ja musze sie przyznac, ze bylam tam jakies 40h i przez ten czas nie odwazylam sie wziac prysznica...
Nie to, ze lazienka byla dziwna...bo kran i toaleta a dalej kratka w podlodze, gdzie sie smielismy, ze mozna srac i zaraz wziac prysznic a i tak wszytsko sie umyje razem ze scianami w lazience...
Trzeba bylo nakladac klapki siku bo wiadomo jak ktos sie myl wczesniej podloga plywala...
Przerazal mnie tez kubek plastikowy powieszony na scianie...(bo w taoaelcie nie tylko byla, ale i dzialala spluczka, co nie wszedzie wdzialam;) pozniej juz zrozumialam odwiedzajac loklane teoalety w restauracjach,ze tym kubkiem sie spolokuje dziure w podlodze...z wiaderka stojacego obok nabierajac wody...
uuuu tak siku tez robilam, ale szczerze podciagnelam majty i wyszlam...nie moglam wziac tego nacyznia i szukac wiaderka z woda, bo sie skupalam zeby mi swieczka nie zgasla...stojaca obok...
Oj hardcore, nie disco, ale nic co ludzkie nie jest mi obce!
Gdybym miala wybrac moje "sluzbowe podroze" z zaloga gdzie mieszkam w palacach w porownaniu z tym jak spalam i jadlam tym razem w Katmandu, bez sekundy zastanawienia wybieram biedny ale szczery i prawdziwy Nepal, a nie scieme i mydlenie oczu!
Ludzie, to tak jakby ktos chcial poznac Polske i zamieszkal w jakims fancy hotelu, na sniadanie zamowil roomservise (czyli rogalik z kawa) i mowil, ze Polska jest piekna...'Jasne, ale czlowieku jakbys zjadl pierogi w barze mlecznym i przejechal sie tramwajem a pani w sklepie LSS'u z fochem cie obsuzyla to masz prawdziwa Polske!!!
mniej wiecej tak moge porownac moje wrazenia z Nepalu!
Naprawde jestem wdziwczna, ze Krzys i Agata pokazali mi inny swiat.
Oni jeszcze tam sa i jeszcze ogaladaj widoki Himalaji lezac na trawce poza Katmandu, moze ciagle kapia sie w jeziorze po tym jak wioslowali do polowy wypozyczona lodka za 3$...'moze nawet jezdza teraz znowu na sloniach i wsiadaja na nie opierajac sie o trabe...
Tego nie wiem, bo nietety juz mnie tam nie ma.
Mam za to w serduchu wspaniale chwile spedzone z Nimi i bede dlugo pamietac jak usmiechniety 9latek podchodzil do nas w restauracji ze szmata i przeciera stolik podajac mocno przybrudzone menu...
Jak jego starsi o 3 lata bracia smazyli nam nalesniki, jak biegli do sklepu obok po miod, bo ja chcialam z miodem, a jego tez nie mieli...
Bede pamiateac z opowiadania Krzysia, jak pisali menu po angielsku i polsu w jednej z takich restauracji, bo po prostu ludzie nie umieli sami napisac co moga zaproponowac gosciom.
Podobno podawali im potrawy i przyprawy do sprobowania, zeby mozna bylo poznac co to jest.
Poznalismy tez 19letniego sprzedawce ze wsi, ktory przyjechal do Katmandu i mieszka z Ojcem 2 bracmi i siostra w jednym wynajetym pokoju, wstaje o 5.30 -8.30 do szkoly a od 9-9 pracuje w sklepie...
Ci ludzie naprawde nie maja czasu sie nudzic, kazdy od malego jest uczony ciezkiej pracy, mimo tego, ze zycie nie jest dla nich laskawe, zawsze mozna widziec usmiech na ich twarzach, do kazdego podchodza z najwieksza zyczliwoscia i otwartoscia!
Naprawde ludzie duzo traca mieszkajac w "szklarniach" ** i nie widzac prawdziwego zycia ulicy miast!

*lokal+miejscowy, w tym wypadku Nepalczyk;)
**szkalrnia=hotele fency szmency pokazac znajomym lub wrzucic na NKL;)


tak wlasnie w wielkim skrocie wygladala moja ostatnia podroz do Nepalu, dzisiaj wiem, ze podrozowac jest bosko, ale wazne jest tez miec kogos bliskiego obok z kim mozna sie podzielic tymi wszytskimi niesamowitymi widokami i przezyciami,
za to Tobie Krzyniu i Agatko DZIEKUJE!

Sunday, December 14, 2008

14 grudnia2008r.
niedziela popoludnie... napotkany w Monachium los z mikolajem...
Nataszka w moim uniformie;)

popoludnie niedziela,
widze na opisach na gg, facebooku i smsach, ze wszystcy gotuja rosol w Polsce i maja czas na nasza klase, Ci co do Polakow nie naleza i nie rozumieja tej ekstradycji polskiego rosolu i bawia sie netem i nadrabiaja zaleglosci w odpisywaniu na e-maile itd...
a ja??
no to ciekawa sprawa, bo za rosolem nie przepadam (choc kazdej niedzieli zaczyna mi go brakowac mocnej;), odpisuje na e-maile jak zagranicznicy;) i gotuje...yyyyy zupe brokulowa..czyli niby rosol, jak Polacy!
oj gojda chyba nie wiesz gdzie pojsc...ale korzenie dadza swoje, moge sie zalozyc, ze juz na ktoras niedziele ugotuje rosol..wtedy bede sie smiac z siebie, bo nie sadze, zeby obiady w Appleby's wziely gore!
nie, nie nie umnie!
co prawda etap rodzinnych gotowan , robienia kolorowych galaretek na deser, mieloncyh z buraczkami i innych cudow mam za soba..ale....wpajana prze Mama i Babcie polska tradycja i wschodnie wychowanie daje swoje!!
no i dobrze!!
przynajmniej nie budze sie i nie zamawiam KFC przez telefon....
tylko siedze sobie na STB (nie czekam na telefon bron Boze!), tylko nastawiam wode i gotuje pycha zupe brokulowa!!!
;)
lubie siebie pod tym wzgledem!
;)
dobrze, ze mi nie odbilo, no i dzieki tym kobitkom, korzeniom,instynktom,itd ze wpoily mi ze tak trzeba!
czas na telefoniczne obiady czasami tez jest jak nie ma tego quality czasu...
ale na szczescie nie w niedziele!

a teraz napisze o tym jaka jestem szczesciara..bo jak inaczej mozna to nazwac...?
juz pisze o co chodzi
moje 2 loty w tym miesiacu po weeeknedzie dluzszym w polszy, to Niu Jork i Monachium.
W Niu Jorku przyjechala do mnie z NJ Nataszka....i tam po 3 latach od kiedy sie ostatnio widzialysmy, nie moglysmy przestac rozmawiac ze soba, cieszyc sie tym, ze udalo nam sie spotkac, smiac z tego co wspolnie przezylysmy i snuc plany na nadchodzace wakacje !
oj Natasza to aniol dla mnie, ktory sie zjawil wtedy kiedy go ocno potrzebowalam w moim zyciu i bardzo mi pomogl...
No wiec taki mialam super ten Niu Jork, spadl pierwszy snieg, pobiegalysmy po moich ulubionych amerykanskich markach sklepow, oczywiscie nie umialam odmowic sobie uzycia plastiku i kupilam jakies niepotrzebne aczkolwiek "niezbede" rzeczy...
rano zjadlysmy wspolnie z moja zaloga sniadanie i Ona wrocila po 4h prowadzenia samochodu do NJ, a ja po 13 h lotu wyladowalam w Abu...
wrazenia i wspomnienia bezcenne, fajnie, ze mi jeszcze za to placili, a nie ja karta....!
potem lebiuchowalam, na zmiane sprzatanie domu, silownia, spacer, oo i ksiazka, mam fajna i czytam do 5 rano, no i Monachium!
Wczoraj wrocilam z tego lotu... i jak znowu moge siebie nie nazwac inaczej,jak szczesciara!
Tam obudzilam sie w zasypanym sniegiem pieknym Monachium, gdzie przez okno mojego hotelowego pokoju widzialam te cuda o ktorych w Abu moga tylko marzyc patalachy!
Wstalam i spotkalam sie z Karolina roxy i jej Rodzina.
Boze, no jak w domu, ;) naprawde dzieki takim chwilom spedzonym z dobrymi ludzmi, ktorych intencja jest tylko spotkanie sie z nami, porozmawianie wspolne spedzenie czasu, nie zadne znajomosci "bo trzeba" albo obiad na sile z ciotka co sie nie lubie...czlowiek docenia piekno swiata!
Serio!
Tam nakarmili mnie pysznym jak zawsze domowycm jedzeniem(Karolina super gotuje i chyba bardzo to lubi), moglam poczuc sie potrzebna i troche poczulam "magie swiat", bo sniezne Monachium i atmosfera domowa sprzyja u mnie rozwijaniu sie takim uczuciom!
;)
teraz jak pisze siedze w domu na STB, ugotowalam ta zupe slucham rmfu co tam w polszy i czekam do 20 kiedy skonczy sie STB i poczuje wolnosc, zeby wyjsc moze na rolki bo pogoda jest naprawde fajna.
tyle dobrego u mnie narazie.
Nie bedzie mnie w swieta w Polsce....nie wiem jeszcze co bede wtedy robic, moze dobrze, ze za oknem jest cieplo i nie bede widziec tych pierwszych gwiazdek, sniegu i ludzi biegajacych w rozbiegu, zeby zdarzyc usiasc z najblizszymi przy kolacji...
piekne to wszytsko, ale jakbym musiala to widziec i sama byc w domu chyba bym mozno ryczala...
a tak wyjze na okno...palmy, otworze je ...goraco, gwiazde...jak w tamtym rou w lusterku tylko ...
wiec bedzie dobrze!
a jak raz w zyciu spedze wigilie na plazy i w salonie spa...
uuuu tez moze byc ciekawie, a juz na pewno inaczej!
;)
zobaczymy!
Sylwestra przekladam juz na pewno na 3stycznia, trakze jak ktos nie zdazy jak ja na 31, zaprawszam do slupskiej na 3stycznia, a prawdziwe Swieta Bozego Narodzenia chyba bede miec w 2009 roku!
ale tego tak samo jak jutra nikt z nas nie wie...
buziaki dla szczesciarzy, plenta, to taka zeby wierzyc w ludzi,bo sa na swieie naprawde fajni...;)]p.s. Kylo do mnie wczoraj dzwonil, ze ida z Aga dzisiaj na slonie pojezdzic, tez inaczej jak na niedziele i grudzien...

Sunday, November 30, 2008

30LISTOPAD2008r.
niedzielne leniwe popołudnie ale jest super, bo jestem w domu w looblynie;)
obudziłam sie rano w moim łóżku...;) wśród najbliższych, od razu slyszalam rozmowy Rodziców w kuchni sie szwendających, kawa z Nimi, potem śniadanie z Krzyniem i Pawłem...ale super jest...
nawet jak za oknem plucha i nic sie nie chce nikomu!
no wiec sory, ale szkoda mi czasu na blog, no i rosół mi stygnie...;), wiec napisze tylko chwilke, ze szczęśliwie choc z dusza na ramieniu wróciłam z tych Indii o których ostatnio pisałam...
Otoz w czwartek 27 listopada byłam w Bombay'u...
nic specjalnego lot mial byc jak kazdy inny, mialam wyladowac o 24 przebrac sie z fatałaszek w lazience i zameldowac przy check in Lufthansy do lotu do Frankfurtu, a potem Wawy...
tak tez bylo wszystko sie udalo i od iatku jeszcze przez 3 wspaniale dni bede w Polsce, ale czwartkowy lot byl wyjatkowy ze wzgledow tego co sie zdarzyło w noc ze srody na czwartek wlasnie w Indiach w Mumbai.
Napisze powoli...
wstalam czwartek rano włączyłam czajnik z woda na kawe i lapika z rmfem...
woda sie zaczynala grzac, a radio nadawalo wiadomosci, ze w tym jednym z większych indyjskich miast zostal zaatakowany hotel i zginelo 100 osob, a 1000jest rannych...
czytam, slucham...upsss
cholera sobie mysle, niezly zonk, bo ja za chwile tam lece...
no, ale dzownili do mnie z pracy, ze lot jest okpozniony i opozniony...
zamiast rano odlecielismy poznym popoludniem, a zamiast przerwy miedzy lotem do Bomaby i spowrotem nie zostawalismy w hotelu tylko wracalismy jak najszybciej to mozliwe....
Nabrifingu raz jeszcze zapytalam, czy bna pewno tam lecimy bo Mma do mnie dzwonila z domu i mowila ze strachem, ze loty z europy sa kasaowane...jednak my mielismy informacje,z e nasz lot caly czas jest na tablicy z odlotami.
Powiem Wam szczerze, ze balam sie...po raz pierwszy sie balam tego, ze nie moze nie bede mogla poleciec do Polski na 7 moich dni wolnych...ale tego, ze moge nie wrocic, serioo
ja gojda, nigdy sie nie boje, ta jestem ta co pomaga i wspiera reszte,a tamtego dnia jak zobaczylam naglowki gazet, ktore ukLADALAM NA SREBREJ TACY w biznes klasie dla pasazerow...po prostu mnie zatkalo...poszlam do lazienki i po 4 glebszych wdechach sie rozpalakalam do siebie samej...
tzn polecialy mi lzy, ale wiedzialm, ze moge odmowic...chce tego, ale sie boje i nie moge stchurzyc...
wiec wytarlam lezki 3 pomyslalam do kogo bym zadzwonial gdyby mialbyc moj ostatni telefon...pomyslam, ze to moje zycie fajne i ciekawe..ale za malo jeszcze przezylam i na pewno sie nie skonczy, wlozylam pieniadze z portfela do biustonosza...
gdyby na okop mnie zabralii i usmiechnieta witalam pasazerow na pokladzie z AUH do BOM, dnia 27.11.2008r!
przezylam, pogatsza wewnetrznei, przywiozlam 140 przestraszonych pasazerow spowrotem, dotarlam szczesliwie do Abu, a potem Wawy...
wrazenia bezcenne, ale nie chce juz tego powtarzac!

Wednesday, November 26, 2008

26listopad2008r
pozny srodowy wieczor...
brazylijskiego serialu ciag dalszy...czyli cos sie dzieje u mnie w tych chmurach, nie tylko "chicken"or beef" :)
a tak serio padam ze zmeczenia...poszlam wczoraj spac o 3 nad ranem, bo fajnie mi sie z Wami plotkowalao na skypie:) i wrecz sie zmusilam do pojscia do lozka o 3 , bo wiedzialm, ze o 6 wstaje...
no i rano ciezka glowa byla...ale nie myslac za duzo co i jak w co sie ubrac itd( niesamowite uczucie wiem jak sie ubrac dziisaj,;;;) zawsze tak samo;) z polowa makijazu tez klasyka zawsze ma byc ten sam skadajacy sie z 7rzeczy, no ale o tym innym razem..
no wiec o 7 rano juz bylam na dole wyjmuje tusz i pedzel, zeby dokonczyc to co zaczelam natwarzy..., a tu porzyjezdza kierowca..ludzie jak trzeba czekam godizne na nich, teraz jak nie trzeba 7.05 ten sie zjawia...
no wiec dokonczyla dzielooooo w auobusie...;)
ide na brifing...lot samoltem airbus320 lot do Bejrutu 3.40 w jedna strone spowrotem 2.20 o 18 mamy ladowac spowrotem w Abu.
Menager krowa z Tajlandii, Boze jak ja nie cierpie ludzi co sie nie usmeichaja, nie szanuja drugiego czlowieka i nie mowiac dziekuje!!
tak pokrotce bym ja opisala!
klelam ja po polsku, zeby wracala do bangkoku i robila tam masaze z happy endingiem...
sory, ale serio glupia krowa!
od wejscia probowala byc straszna, kto bedzie robil PA czyli te zapowiedzi..nikt nie chcial wiadomo za ranoo spac sie chce a nie gadac..a ta "co nikt nie mowi tu po ang...zaraz pojde i napisze na was raport!"

a idzi pisz!!
tylko wymow moje imie najpierw Krowo! M A L G..O R.ZIE....A T A?
Tak Malgorzata Katarzyna! specjalnie dodaje!!!
sama powinna robic tylko jej sie nie chce!
no nie wazne, oprocz niej byla laska z Egiptu bardzo mila,druga z Wegier super dziewucha i trzecia z Tajwanu tez spoko.
wiec wszystkie ja klepysmy jaka durna...'Potem wszedl fydeck i byl naprawde mily kapitan Grek i pierwsyz oficer z Nowej Zelandii.
no wiec lecimy do tego Bejrutu wiekszosc ludzi wracala z Sydnej, wiec cieszyli sie ze tylko 3h lot, po przelecianych 15...
pelny lot 14 dzieciakow na 140 pasazerow! plus 2 infanty jeden miala 2 miesiace!
lecimy rozdajemy najpierw dziecim specjalne jedzienie jakias "zdrowa zywnosc" w postaci frytek z surowka i hamburgera...
a tu kapitan mowi, ze w zwiazku z problemem techniczym zawracamy do Abu Dhabi...
ooo
mysle niezle, ale o co chodzi, wiedzialam, ze to nie jest mocno powazne, bo wtedy mamy inne hasla dla nas, a nie zwykle PA, ale wiadomo pasazerowie nie.
Wiec pytali nas o co chodzi dlaczego itd...

ja tez nic nie wiedzialam poza tym, ze kapitan zadecyowal po 1godzinie lotu wrocic do Abu Dhabi.
Z mojego skromnego doswiadczenia w Gulf Air, a tam latalismy na wiekszosci starych samolotow, wiem, ze lepiej jak kapitan zdecyduje sie nie leciec i nie brac ryzyka , a nie jak wyznaje zasade niech sie dzieje wola nieba...
ale teraz bylismy w chmurach....
no wiec zaczelismy zbierac te tace od dzieciakow spowrotem, mnostwo pytac itd..ja z usmiechem, ze technical problem i kapitan zadecydowal...
ludzi mnie pytaja, ale czy wszystko oki, czy my cos ukrywamy...'boja sie...
Jedna mila kobitak okolo40stki z 3dzieci malych mnie przytulila, ze sie boi...
ja chyba nie myslam po strachu pocieszylam ja ze spoko bedzie niech sie nic nie martwi, skoro kapitan tak zadecydowal bedzie git!
uspokoila sie troszki,inny swietny koles ciagle dopytaywal sie o whisky pomagal nam pocieszac przychodzacych ludzi, my staralysmy sie aby wszyscy usiedli i zapieli pasy...po niedlugim jakos czasie wyladowalismy w Abu, ja podziekowalam Bogu, ze jestesmy na ziemi
...i tu sluchajcie 3 h siedzielismy w samolocie..no tragedia!!
pod koneic trzeciej godziny klelam etihad razem z ludzimi!!
a pasazerowie byli naprawde super,bardzo, bardzo wyrozumilai itd...
Powodem tego bylo to, ze inzynier powiedzial, ze zajmie im wstawienie jakiegos komutera 20minut i lecimy...sobie mysle nie nie chce!
chce do domu musze isc do banku, spakowac sie na polske jutro itd...'
po 20 minutach, ze jeszcze 15, po 15 ze za 5 podejma decyzje, po 5 ze jeszcze 10 i jeszcze az do 14...
tragedia...
podczas tych 3godzin my podawlaysmy ludziom jedzenie picie (tylko alko nie; : a tez chcieli;)
dowiezli nam kanapki, soki, wlasciwie to byla tak imprez wieksza, bo 14o osob porozchodzilo sie opo samolocie kapitan zabieral dzieci do flydecka, ludzie z ekonomii chodzili do biznes klasy, rozmawiali jedli nasze kanapki oddalismy owoce dla zalogi... dzieciaki do nas przychodzily malowalam z nimi...
ale wszyscy jednak sie martwilismy...
my zeby nie leciec, oni zeby leciec!
skonczylo sie tak, ze zmeczeni ludzie wyszli z samolotu o 12, a my zmeczeni i zadowoleni pojechalismy do domu.
kapitan wyjasnil nam, ze rozpakowywanie cargo cala ta security itd trwa strasznie dlugo i to sa koszta dlatego starali sie naprawic i odleciecd jak najszybciej...
(sory, ale ludzie czekali 3h wiec nie wiem czy tak szybko..)
potem kapitanowie podobmo powiedzilei,z e spoko dolecie..on popatrzyl i powiexizl, ze nie leci!
bo wg niego niejest bezpeicznei!!!
YEAHH lubie takich kapitanow!

a serio, naprawde czuje sie bezpiecznie jak wiem, ze ktos leci nie na slowo honoru, ze cos tam dziala, tylko jak na100% dziala, wiec powiedzilam, mu pod koniec roku, ze szanuje kaptanow takich jak on, na pewno nie byla to dla niego latwa decyzja, ale my jako zalowga sie czujemy bezpiecznie!!!
usmiech sie pojawil na jego twarzy;)
zreszta byl tez wczesniej, na przyklad wedy jak przymierza dzieciom swoja czapke przed lotem jak czekalismy na wejscie do samolotu, albo jak przyszlam zapytac co i jak i ludzie chca wyjsc..tez sie ladnie usmeichal...naprawde mily siwiejacy starszy Pan kapitan jak ze zdjec!
;)
za to zlosliwa mina z twarzy menager nawet nie zeszla jak siedzialam obok niej w taksowce wracajac do domu...

chyba odbijala sobie na nas fakt, ze lotnisko zamkneli w Bangkoku, a ona ma jutro urlop i nie poleci...hahhahha
a ja polece do Wawy!
pobudke mam o 7 odjazd o 8 , zebranie 9 odlot jakos 10 Indie tam spie 6h w hotelu w Mumbai i laduje wnocy w Abu i lece do Was, a jak zamkna mi okecie...mam zawsze moj kochany krak i balice....
ja spadam spac po dlugimmm dniu i powiem Wam, ze to juz drugi lot do Bejrutu z przygodami, a ja mam w sylswetra kolejny....
Am I looking forward to fy there...?

Tuesday, November 25, 2008

25listopad208r...wtorek trasa Abu Dhabi Dubai przez Al Ain i inne wioski na pustyni...


gojda w calej okazalosci...;)
wstalam po dlugiej i pelenj wrazen nocy(wrocilam o 2) juz jestem po silowni, sniadaniu,itd, aha znam swoj grafik na grudzien;) i szybko pisze, bo kiedys bede wspominac jaka ja niemadra pozytywnie jestem;).
Otoz wyczytalam, ze wczoraj odbywaja sie zawody jakies OKLEY'a w SkiDubai snowbordowe i mysle...trzeba to sprawdzic, napisalam wiec na facebook, ze kto chetny zapraszam, na ktore odpowiedzial tylko Thabelo sasiad z RPA, ze "sory Love, but Im busy flying"..oki, nie ma sprawy, tylko czemu Ci ludzie zawsze mi truja, ze chca sie nauczyc na desce, a jak ja ustalam termin nikogo nie ma?...
nie wazne, wypozyczylam najtansza fure w wypozyczalni na dole i o 16 jechalam juz droga E...cos tam z Abu Dhabi do Dubaju.
Trasa liczy okolo160km, a ze sa na niej 5 w porywach do7pasow ruchu w jednym kierunku, wiec 1h i jest sie na miejscu.
wczoraj ja bylam tak zajarana, ze w Polsce snieg i ze zazdroszcze, wiec sie zebralam i jade na deche i Him tak glosno dudnil...ze zapomnialam skrecic na Dubai...no ale nic mysle, bedzie nastepny zjazd..bo ciagle znaki pokazywaly Al Ain(czyli inny emirat) i Dubai.
Jade, jade, ta sama historia, czyli glosna muzyka, ja myslami na stoku jestem...znowu przegapilam zjazd...
spoko mysle bedzie nastepny....
po przejechanych koloejnych 40km..nie bylooo skrecilam wiec na jakas wies Mustafha, czy jansa cholera wie co...no i wywiozlo mnie na zupelna pustynie!!
Boze ja jednak mieszkam w stolicy!
Ludzie no jak nie wiem Egipt jakis czy cos, piach, kozy i ja....
Boze, gdzie mam jechac, juz sie wkurzam na siebie, dlaczego ja nie kupie sobie GPS czy cokolwiek, ..mysle dzwonie do kogos niech mi sprawdzi na necie gdzie ja mam jechac...
objezdzam jakies slimaki, znaki nawet Abu Dhabi nie pokazywaly, zero ludzi...
Boze przypomnial mi sie Krakow i jak ja tam kiedys bladzilam....
ale tam przynajmniej byli ludzie...moglam sie zatrzymac i zapytac..to nic, ze mnie panie klely, ze jezdzic nie umiem i wjezdzam na droge pod Wawel i blokuje ruch....
czulam sie bezpie.czniej, a wczoraj..Boze tragedia...
w koncu jakas osada byla serio jakby sie czas cofnal...zadupie konkretne!
dorwalam kolesia w szmatach araba, balam sie wychodzic z samochodu, mysle jeszcze mnie porwie i bede mu te kozy musiala pasc...i juz nigdy na desce nie pojezdze....
;)
no wiec pytam gdzie Dubai, Abu Dhabi cokolwiek...
wytlumaczyl, ze po kilku kilometrach prosto bede swiatla....w prawo, lewo, drzewo...
jak po kilkunastu minutach jazdy zobaczylam znak Abu Dhabi sie ucieszylam...trudno kieruje sie na stolyce, potem bede szukac Dubaju...
ale jakos pojawil sie przypadkiem znak Dubaj znalalam sie na znajomej drodze i odetchenlam z ulga...ufff YEAHHH jedziemy....
z licznika 160 rzadko kiedy schodzilo, chociaz samochod byl chyba slaby..bo tida , ale udawalo mi sie nawte hummery 2 razy zostawiac z tylu....
Boze ja nie moge miec chyba szybkiego samochodu...ale jak mozna jechac 120(bo sa oganiczenia do 120), jak ma sie 6pustych pasow przed soba....
no a teraz zdjecia....
kurde....kazdy pyta, czy na stoku robilam zdjecia...OTOZ Kochani NIE!
nie mialm czasu, bo jezdzilam...aparat wazy 10kg i przelezal w szafce...
nie wazne ale wiecie co mi robili ...na drodze...
qwa...nie smieszne, bo jak mi pierwszy raz blysnal flesz z radaru..smialam sie...ale po trzecim juz nie...

kurcze, ale ja naprawde nie umiem jezdzic 100, czy 120 jak jest pusta trasa, swietna pogoda i samochod sam chce jechac szybciej!!!
zobaczymy mam nadzieje, ze nic z tego nie bedzie...
no potem znowu sie zgubilam w Dubaju i ja blondyna z malego miasta Looblyna na wschodzie Polski czekalam zeby gdzies zrobic U-turn...czyli zawrocic..okazuje sie ze nie...nie mozna zawrocic ..trzeba zjezdzac wjezdzac, slimaki, Emirates Hill, Bur Dubai, Boze....zgubilam sie znowu w Dubaju, bo to misato rosnie w zaskakujacym tepie!!
juz go nie poznalam od wjazdu z Abu, metro sluchajcie nadziemne juz jest prawie gotowe,..oszklone stacje, itd..a sierpniu byly same sztalugi ...
juz tak sie zgubilam, ze myslam, ze przeniesli Mall of the eEmirates..a razem z nim stok!!!
....
ale po zawroceniu na slimaku gdzies (Hindusi znowu pomogli z droga;), przejechaniu 40km na Abu Dhabi..(czyli znowu sie cofalam:) znalazlam sie na miejscu!!!
Satysfakcja byla duza, na liczniku zamiast dodatkowych 160km pojawilo sie 400...
Zawody srednie, sami malolaci i ja...ale wrazenie ze sniegu, mrozu na policzkach no i smigu deski pod nogami, ze jechala tym razem ona gdzie ja chce!!!! BEZCENNE!!!!
P.S.
Sluchajcie ja naprawde umiem jezdzic na snowbardzie!
;)
dzieki Karola

Monday, November 3, 2008

03 listopad 2008r.
noc wtorkowa wrocilam ze szkoly gdzie przerabiam Boinga 777 i mysle powstawiam Wam kilka zdjec z ostatniego miesiaca mojego latania...
ta plaza ponizej to Trivandrum zrobilam chlopakom zdjecie jak grali w noge, wyglada ladnie i dziko, zreszta sami zobaczcie jaki widok mialam przez moje oknoooo, normalnie dzicz kudlata;), natura, natura, natura....
ponizej dla porownania wrzucilam zdjecie z Dakaszku stolicy Syrii, gdzie ja balam sie wyjsc na zewnatrz, bo widok miasta wydawal mi sie jak powojnie
zamiescilam tez zdjecie mojego ulubionego pod wzgledem grafiki samolotu Etihad reklamujacego Abu Dhabi Grand Prix 2009
a na koncu kotek od Babci Gabrysi z podworka w Metowie, bo pewnie u Was juz jest wlasnie taka piekna polska zlota jesien;)

no i piekna, ale tylko na zdjeciach i przez szybe dzicz Indii


wspomniany Damaszek...

gojda na jump/seat podczas pracy;)











a to zdjecie to jedno z mojej serii "widziane za oknem" zrobilam je w Indonezji

kocur z metowa, imienia nie znam

Friday, October 31, 2008

31pazdziernik2008r
piatekowy wieczor...Hallowen...uuuuuu,
czy sie juz boicie?
jak nie to zaraz opisze moj dzisiejszy dzien, bo ja sie balam...
COS BYLO I JUZ NIE MA:)

Monday, October 6, 2008

6 pazdziernik2008
dotarlam do ABU po uwiezieniu na terminalu we Frankfurcie na 30h...
jest fajna pogoda i jestem na NY STB, a ponizej wspomnienia z Balicampu...
przed szkola na plazy Kuta
lekcje surfinguuuu

a tak sie plywa...a raczej uczy lapac fale...

coctail Night w kazdy piatek...w Balicampie...


z jednym z naszych instruktorow, a ponizej z Dyklem



a taki widok na Bali to codziennosc

Wednesday, September 17, 2008

18 wrzesnia 2008 czwartekowe popoludnie...


a tu jeszcze przed wypadkiem;)

tak zlamalam deske nosem..;)












u nas jest 14 i my juz po porannych 3h smigania w szkole surfingu (www.ripcurlschoolofsurfing.com)
ja padam...chlopaki padli nad basenem z BINTONGIEM (ten lokalny browar;) w
reku
slyszelismy, ze w Polsce zimno u nas caly czas okol 40C, no isiwtnie wieje.
Po wczorajszym dniu kryzysu dzisiaj naprawde wszystkim nam swietnie szlo
Mi opuchlizna z buzki juz schodzi, nie balam sie fal i dostalam lzejsza deske, na[rawde mialam fajde z nauki;) Pawelek tzn przez lokalnych indonezyjczykow Teadybeer wybil wczoraj palucha u nogi, ale dziisja wykazal sie silna motywacja i mimo tego plywal tez szlo mu o nieboe lepiej niz poprzednio, Dyklos za to wskakuje na deche szybciej niz instruktor...no i nie ma jeszcze zandej kontuzji;)
podrzucimy zdjecia z surfingu moze wieczorem, a teraz te z wczoraj, buziaki
pozdrawiam z bali z domku z bali

Monday, September 15, 2008

16 wrzesien2008r
wtorek popoludnie, pogoda sloneczna okolo38C, ja siedze na tym Bali, w takim domku z bali, Pawly oba nad basenem czekaja na mnie saczac pit....(lokalne piko;) i idziemy na plaze gejowska, bo tylko taka najblizej poplywac
czekaja na mnie, bo ja "pudruje" nosek
mowie pudruje, bo wlasnie wrocvilismy ze szlowy gdzie codziennie zawoza nas rano na 3 h nauki surfingu
Jets naprawde przednia zabawa...
ale jak Dyklos zobaczyl wczoraj fale to ten strach w jego oczach mowil "co ja i tu robie i po co mi to bylo"...;) wieczorem kiedy to ogladalismy i omawialismy nasze plywanie z instruktorem, juz wiedzial po co, bo ta przyjemnosc stania na desce i plywania jest niesamowita...
Kazdemu z nas udalo sie wczoraj zlapac pierwsza w zyciu fale i popynac na desce...(co gwarantowala szkola w swojej ofercie zreszta;) niesamowite uczucie...
dzisiaj uczyli nas wioslowania raczkami i wplywania pod fale, ale warunki byly podobmno niekorzystne co ja zuwazylam...
Otoz Kochani, nie kiedy wchodzilam pod duza fale siedzac na desce tzwq FOX (sie wie...:)
czy wplywajac i obracajac sie pod fala( ESKIMO.. cos tam tejh nazwy nie pamietam;)
ale jak prowadzilam deske na plytkiej wodzie faja uderzyla w nia tak, ze ona z cala swoja DUZA sila uderzyla mnie w twarz...
na szczescie mialam kask na glowie, jednak jak zobaczylam lejaca sie krew z nosa mojego i to jak wszyscy instruktorzy biegna do mnnie i odczeppiaja mi deske....troche sie przestraszylam...
na szczescie mam ze soba Pawlow, oni tez przybiegli za chwile byl lod, reczniki, pielegniarka Kasandra z Australii..itd itd...
teraz widze w lusterku rosnacego siniaka i sluchniety nosek...oraz strup na nosie...poza tym najadlam sie strachu...i daj Boze nauczylam pokory i tego, ze nawet na najplytszej wodzie trzeba uwazac...
nie moge sie tez doczekac jutra, zeby pocwiczyc, to co mnie omineloooo jak kurowalam sie na plazyyy a grupa cwiczyla beze mnie, wiec chyba dobrze to swiadczy...
wrazenia bezcenne, a ja nadal chce surfowac,!!!!
buziaki uciekam do chlopakow, bo nawet nie powiedzialm im, ze w naszym domku z bali udalo mi sie zlapac net....
;)
Mp.s.
mamun serio wszystki oki tylko nas mam zatkany i boje sie wysparkac krwiii

Saturday, September 6, 2008


06wrzesien2008r sloneczna sobota....


HURAAA, mala rzecz, a cieszy, znowu jestem z siebie dumna, ze rozszyfrowalam te robaczki i udalo mi sie zalogowac...no i moge pisac, a czuje sie teraz tak jakbym rozmawiala z kims bliskim, albo dostala telefon na ktory dawno czekalam...
to chyba fajnie, ze lubie pisac do siebie...no i do Was oczywiscie, ale mysle, ze za 37lat jak bede babcia i usiade i przeczytam cos na fotelu przed domem, lezka mi sie zakreci nieraz wracajac do tych wspomnien i czasami nawet glupich wypocin, czy kilku zdan skleconych na biegu kiedys dawno temu przeze mni jak bylam stewardesa i mieszkalam za 7 gorami i lasami...
a wnuki zapytaja, babciu Ty bylas stewardesa, z twoja glowa, przeciez Ty nic nie pamietasz, poza tym stewardey sa ladne, a Ty masz zmarszczki...? a ja rzuce wzrokiem na gowniarza i powiem "Idz sie uczyc Mlody, a skleroze mam wlasnie od latania..."
...potem kaze niech zaczeka i wyjme te albumy ktore dzisiaj sa rozowe, a wtedy juz straca swoj kolor i pokaze kilka zdjec..."
ale beda jaja, co, juz nie moge sie tego doczekac...
ale poki jeszcze nie ma tych wnukow ani dzieci, ani nawet fotela i domu mam wlasnie czas, zeby pisac...
no wiec u mnie jest fajne spokojne, (az za!) sobotnie popoludnie...Dzika jest w swoim pokoju i oglada jakies bzdury w telewizorni, ja klikam od rana z Krzysiem, potem z Dyklem omawialismy jak to fajnie bedzie za tydzien na .....Bali;)
tak tak gojda za tydzien wyladuje na jednej z wysp Indonezji i bedzie przez tydzien uczyc sie jak i w ktorym momencie podniesc sie z deski, zeby zlapac fale...
a jak jej sie juz uda pierwszy raz nie wiem szczerze, czy zasnie z radochy tej samej nocy...
Ja mam jakis dobry humor, bo szkola mnie tak wymeczyla w tamtym tygodniu, ze przyzwyczailam sie do wstawania wczesnie rano i zasypiania o 22;), tak wiec dzisiaj tez wstalam o 7 i o 8 bylam juz druga osoba w silowni na drugim koncu miasta...
sluchajcie po takim pozadnym zmeczeniu i spoceniu rano naprawde gwarantuje kazdy dzien bedzie cudowny!!!
ale mialam jakos pisac o sobocie, a rozbiegam sie w tysiac tematow...cala ja...
aha sobota, no wlasnie wrzesien, sluby w Polsce...
i tez dzisiaj moja kolezanka Justyna bierze slub , pisalam rano do Niej, bo pewnie mimo, ze znamy ta osobe ktorej bedziemy skladac obiecanki przed Bogiem, to stres dla kazdego jest..podobno ja jeszcze tego nie wiem, nie znam!
za tydzien bede na Bali, za 2tyg, daj Boze bede swietowac urodziny Jula:) pierwsze urodziny Jula...a potem znowu slub tym razem Edi...
juz nie moge sie doczekac tych atrakcji wrzesniowych i chce sie cieszyc kazda minutka z spedzona z najblizszymi!
musze zapamietac jak najwiecej, zeby wyciagac te wspomnienia w takie wlasnie nudne pustynne popoludnia tutaj...
poza tym powiem Wam, ze w poniedzialek lece do Monachium i strasznie sie ciesze na wiesci, ze bedzie padalooo i temperatura spadnie ponizej 20C.
Nie wiem, co sie ze mna stalo, ale po ponad 2latach mieszkania w takim klimacie, mam dosyc ciepla, chce zimy, sniegu, szarowki na dworze, zimnego wiatru i poranku, gdzie nie chce sie wychodzic z lozka!!!!
Ja serio o tym marze!
a ze od kiedy tu jestem czyli w sumie jakos maj 2006 rok; to zimy nie widzialam, wiec teoretycznie jestem jedno latoooo,jedno dluuugie latooo, to juz wiem, ze niedlugo jesien i zobacze snieg i bede wstawac do pracy jak na dworze jest ciemno, bede klac pogode i deszcz, wspominac jak super bylo, kiedy mialam zawsze slonce i moje obuwie caloroczne to 3 pary japonek w roznych kolorach...

ale narazie tesknie do tego, bo przeciez to czego miec nie mozemy jest najbardziej pozadane...
p.s.
motyw kwiatuszka na gorze, to nie tylko dekoracja i wczucie sie w klimat wyspy z bialym piachem...

Friday, September 5, 2008

05wrzesien2008r...poludnie piatkowe
hahaha udalo mi sie znowu otworzyc bloga...
dzieki Ci Boze, ale czy uda mi sie opublikowac, zobaczymy...bede probowala po kawalku, jak tylko cos wyskrobie, ok?
strasznie teskie do pisania na tym blogu,ale moj komputer zjadaja wirusy, a ja patrze jak on biedny powoli staje sie meblem, tzn nie wyrzuce go, ani nie sprzedam, wiec bedzie np stolikiem na herbate, albo w lazience moze stac i lusterko mozna zainstalowac zamiast monitora...pomysle, pozniej jak bede miec nowy, narazie jeszcze klepie na tej starej toshibie niebieskiej i uwielbiam ja...
a teraz popisze co u mnie...
no coz bylam troche zabiegana, z Ciocia, Mama itd jak pisalam wczesniej, ale to bylo bardzo mile;) potem bylam zalatana ...czyli pracowalam, a ostatni tydzien mialam szkole i tu juz byla lekka lipa...
tzn pobudka 5 rano, kucie, egzaminy codziennie miniumum 2, powrot do domu 16, kucie, spac i znowu to samoooo
ja lubie sie nawet uczyc tego wszystkiego, ale to bylo stanowczo za duzo i w za krotkim wymiarze czasu...
dzieki Bogu mam juz "prawie" wszytsko za soba,.....mowie prawie, bo nie wszytsko...
otoz gojda nie pchnela egzaminu z boing777...wszystkie 5airbusow do przodu, a boing napisalam na 80% zaliczali od 85, czyli dupa...
a teraz sluchajcie co za to ...otoz zabrali mi licencje na latanie tym samolotem....
no i cofaja do szkoly zeby z "pierwszakami" uczyc sie tego boinga od nowa.....
troche smiech...bo np bede musiala jechac jednego dnia do Dubaju, do emirates airlines, (bo my nie mamy takiej makiety boinga777 w szkole), zeby otworzyc i zamknac drzwi..smiech bo ja latalam rok tym samolotem, z 50razy to robilam,..ale teraz musze pod okiem instruktorow nauczyc sie raz jeszcze...
no coz.....
czemu niezdalam teraz...
czy nie umiem, umiem pewnie, ze umiem, pacierza po polsku mniej pamietam (bo chodze do kosciola na msze angielskie;) niz tego boinga, ale...nie wiem, na pewno nie kulam 2tyg wczesniej jak wiekszosc ludzi, bo ja nie lubie kuc....
a egzamin byl z miejsca, wiec nie wszystko pamietalam powiedzmy....a szczerze, pytania byly cholera tak napisane, ze kazda odpowiedz pasowala...
fajna rzecz to taka, ze nie jestem sama np razem ze mna niezdala, menager 12 lat latala, byla instruktorem w Lufthansie tego samolotu tez nie pchnela, wiec bedzie fajan ekipa w szkole.....jak nas wrzuca razem...
aha jak nie zdam tego po tygodniu szkoly, itd, wyrzucaja mnie z pracy...tez dobre co?
wiec chyba Bog ma dla mnie inne plany...z czego ja sie ciesze...
bo przeciez jak jedne drzwi sie zamykaja, nastepne sie otwieraja -WIEKSZE:), problem tylko jest taki, ze my zawsze znamy te stare i wiemy jak je otwierac, dlatego kazda zmiana jest strachem
no to tyle tych slabszych wiesci...
teraz te fajowe...

otoz zaczynam urlop jakos polowa wrzesnia i lece z Pawlami na Bali, zeby sie uczyc plywac na deseczce....:)))
no i tego sie nie moge doczekac....
surfing, ten kto mnie zna troche, wie, ze to moje odwieczne marzenie, wiec zrealizuje jeszcze to, zebym miala juz coraz krotsza liste......chociaz ona zawsze jest u mnie dluga....
Kochani, zanim wyrzuce komputer, ktory mnie strasznie denerwuje,bo kasuje wirusy i mowie "OK" na pojawiajace sie komunikaty podsylam buziaki ;)
p.s.
aha od 1wrzesnia mamy tu ramadan...no i tragedia, wszyscy wkurzeni na ulicy w biurach, szkole...ludzie zjedzcie cos jak to pomoze...na ulicy od 18-20 pustka jak u nas 1go stycznia, bo wtedy wszyscy zaczynaja rzrec, bo jedzeniem nie mozna tego nazwac i nadrabiaja stracone godziny niepicia, niepalenia i niejedzenia w ciagu dnia i tak siedza, jedza i pija az do 4 rano.....potem modly i sciemna przed Allahem, ze sa dobrymi wyznawcami islamu....
aha zeby bylo im w tym latwiej policja zatrzymuje grzesznikow na ulicy, jesli ktos sie odwazy napis wody, zjesc jabklo chociazby czy zapalic papierosa od razu do wiezienia, z czego allah w gorze wg nich na pewno sie ucieszy! sklepy sa otwarte od 10-13 potem od 20-1 w nocy......
ci ludzie to pajace, naginaja ta ich religie jak tylko moga...
gloszac na okolo jacy oni sa wspanialiiii
a mi bidulce przyszlo juz trzeci ramadan patrzec na ten cyrk z boku, lub wrecz w nim uczestniczyc, bo przeciez tez nie odwazam sie zuc nawet gumy na ulicy...
jedno wiem na pewno, ze to moj ostatni ramadan widziany z tak bliska....

Thursday, August 14, 2008

C.D. czyli troche fotek...
chce byc jak M.M.
nie wszystko zawsze nam sprzyjalo...ale napotkany Hindus pomogl....:)

MOJA ZABAWKA...

na wyciagu...w bluzie, bo bylo -1C, a na zew. 50C...msz to w Polsce??? SKIDUBAI







Ciocia zabrala na pustynne sarafii, Mama wyciagnela na deche...





Mamo, udajmy przez chwile, ze jestesmy powazne!
obejrzenie wystawy Picassa bylo tylko dla nas pretekstem do odwiedzenia Emirates Palace, czyli 7 gwiazdkowego hotelu w Abu Dhabi
14 sierpien 2008r czwartek noc...
wow nareszcie!!
ludzie jak ja stesknilam sie po tych 2 mieisacach do pisania na blogu!
przyczyny, powody, dlaczego nic sie nie dzialooo
jak zawsze mnostwo, glowna lenistwo...no moze nie glowna, ale komp popsuty, nie mam dostepu do ang.wersji bloga, zajelo mi dzisiaj 1h rozszyfrowanie arabskich znaczkow, jak sie zalogowac, gdzie wpisac haslo, jak kasowac znaki od prawej do lewej...
pisze z gory mojego budynku z kafejki, moja niebieska toshiba ciagle nawala...
ale wazne , ze pisze ..ludzie naprawde tylez rzeczy sie wydarzylo o ktorych chcialam i Wam i sobie samej napisac i kiedys o tym przeczytac.....
dzisiaj chyba wstawie zdjecia jakies z tego okresu co mnie nie bylo, co leniuchowalam w polsce na weselach jadlam polska szynke wedzona...;), pilam wodke, jezdzilam z ciocia Sabinka na safarii po piaskach Sharjah (odwiedzila mnie;), opalalam sie na plazy z Nia i Kochana Mama z ktora mialam fantastyczne 2 tygodnie, ...a na koniec tych przyjemnosci odwiozlam Ja do Mediolanu, tam jadlysmy na zmiane raz ciasto teramisu, raz pizze margherite popijajac czerwonym wloskim winnem i kawa cappuccino...
Boze cudowny czas wakacji...
no wiec dlatego tez blog zubozal przez ten czas, bo gojda tez miala wakacje...
ale koniec tego dobrego Kochani, biore sie za siebie, beda i podroze i opowiesci, ze obiecuje wrazliwszym placz do lez ze smiechu lub wzruszenia!
narazie buziaki i poogladajcie jak tam sie bawilam...

Thursday, June 5, 2008

05czerwiec2008r. czwartek noc...
w moim pokoju na podlodze swieci sie lampka, w lazience mojej swiatelko przycmione,pozostale dwie ciemne, tak samo w kuchni,Sera w Menchesterze, ja leze na podlodze w duzym, slucham nesamowietj muzyki, na odnalezonej plycie od Niedzwiadka z 2004roku z utworami z " Cruel Intentions" do okola sa zapalone swieczki, wygladam za oknem czasem przejedzie taksowka, ktora przemknie wzdluz siedmiopasmowki otoczona promenada swiecacych sie latarni i zielonych palm...
jest mi dobrze, ale czuje sie samotna, nie narzekam jeszcze, bo po Polsce powiem szczerze brakuje mi troche samotnosci...
nie lubie przeciez jej, walcze z nia, znamy sie jakis czas, kloce sie z nia, a jednak tesknie do niej czasami...dziwne...co?
czytalam dzisiaj wywiad z Wisniewskim, ze napisal "S@motnosc w sieci" wlasnie dlatego, ze wyl z samotnosci, zrobil to jako terapia leczenia sie z depresji i wlasnie samotnosci...
dziwne, a ja do niej tej wrednej zolzy tesknilam...ale tylko troche, tak na moment, po prostu, zeby pobyc z sama soba i posluchac siebie...
kiedys tego nie umialam i nie wiedzialam jak dobrze jest moc byc ze soba i siebie sluchac...
pustynia w Bahrajnie najpierw mnie probowala zabic w tej samotnosci, potem dluuugo walczylysmy, az ja ja zaakceptowalam i polubilam...
dzisiaj jestem jej wdzieczna, ale wiem, ze jej nigdy nie polubie!
i dobrze jej tak!
nie zasluzyla na to...
ale bede chciala zawsze troszke ja poczuc..
czytaj troszke wredna !
;)
no wiec jest mi dobrze i chche popisac do siebie...
tak jak kiedys wlasnie na pustyni w Bahrajnie...
dzisiaj wiem, ze te dlugie samotne wieczory, niekonczace sie popoludnia, ranki ciagnace sie w nieskonczonosc byly do czegos potrzebne....
niby jestem mocniejsza i przetrwalam, ale czemu to zawsze ja mam byc ta silna kobitka...
no trudno juz sie z tym pogodzilam,
jestem wybrana, za to ze moja praca, to ciagle leniuchowanie i placa mi za lezenie na plazach hoteli 5* na calym swiecie , wiec musze swoje odcierpiec...
;)
cos Wam chcialam napisac, czy sobie, ale mi ucieka...
rozprasza mnie nuta, bo jest naprawde pikna...
aha chyba, ze wczoraj z Dyklem rozmawialismy tez o samotnosci i zyciu i doszlismy do wzniosku, ze kazdy czlowiek mysli, ze inni maja lepiej, a wszystko to co nas spotyka w zyciu musi miec jakis sens i powinnismy jak najgodniej przezywac wlasnie te dlugie wieczory, te niekonczace sie popoludnia i poranki!
ja ostatnio zaczelam czytac ksiazke "Jedz, Modl sie i Kochaj"...niesamowita!
Kupilam na Okeciu i w samolocie przeczytalam za jednym razem 150stron, potem znowu czytalam bedac w Monachium i patrzac na plywajace kaczki w stawie i spacerujacych europejczykow!
no uwielbiam autorke za ta ksiazke, jeszcze jej nie skonczylam czytac, ale rozumiem laske w 100% o czym pisze, znam z wlasnego doswiadczenia jej przezycia...
polecam naprawde!
Dzisiaj bylam wieczorem na moment u kosmetyczki na przeciwko, salon dwupietrowy, czekalam w kolejsce i z nudy liczylam klientki...prawie 50 i 18 pan kosmetyczek, fryzjerek, makijazystek...ludzie CZWARTEK WIECZOR!
IMPRA ZNACZY W MIDDLE EAST!
Tak, tak robily sie sikoreczki Habibti na bostwa...normalnie sylwester w Polsce to nic w porownaniu z tym, co ja dzisiaj widzialam...
strasznie zalowalam, ze nie moglam im zrobic foty, ale nie mozna, poza tym to salon jak kazdy tu tylko dla kobiet...wiec gdbyby jakis koles zobaczyl taka "pieknosc" bez szmaty na glowie...moglaby ...nie wiem co ; ...powiedzmy sie mocno zaczeriwenic...
Boze serio strasznie te paniusie byly odmalowane, od henny na stopach, pietach az do koralikow na wlosach , brylancikow w makijazu i sztucznych rzes dlugosci 10cm chyba...

przypominam, ze nie ma dzisiaj halloween, tylko zwykly czwartek, weekendu poczatek...
do tego dziewczynki, 3, 4lentnie, to samo makijaze , kiece balowe, henna na dloniach az po lokcie...
tak tam siedzialam i sobie myslalm, po co te baby to robia...co pojda na impreze do jakiegos milkszejka do ogrodu, tam napija sie soku, zjedza rekami ryz z kurczakiem namoczony w chlebie arabskim, zagryza daktylem,...
i co milkszejk spojrzy na nie inaczej, kupi nowe BMW, czy H3, a moze robia to z nudy...bo co robic caly tydzien...dla odroznienia w czwartek impra...
Boze tyle zabawy, krecenia "bata" dla...11minut
dziwne...ale prawdziwe...
nikt nie chce byc samotny, moze dlatego wlasnie my kobiety staramy sie zwrocic na Was panowie uwage, przezyc wspolnie te 11minut i byc razem...
razem, czyli juz nie samotnym?
no i tu niestety tak nie ma, ze jak razem to nie samotnie...
to tez znam, bo bylam razem i czulam sie samotna i bylam sama, ale nie samotna...zdecydowanie lepsza wersaj jest bycia samemu,bez sztucznych rzes i henny, za to z fajna muzyka i swieczkami, trosze teskniac, ale wiedzac, ze ta samotnosc moja, to jest taka kreatywna dla mnie, potrzebujemy sie nawzajem
ona mnie, bo moze tez jest sama, a ja jej, zeby odnalezc siebie
usmiecham sie do niej i pozwalam jeszcze troche posiedziec ze mna przy lapiku, moze tez spodobala sie jej moja plyta;),ja jej potrzebuje czasami, ale nie dam jej zamieszkac ze MNA!
NA PEWNO!
bo nie ma miejsce w moim zyciu na nas dwie!
;)

Sunday, June 1, 2008

01czerwiec2008r...
a tu powspominam swoj dwutygodniowy dzien dziecka...
pstrag zlowieony przez chlopakow...pycha!

niezapomniane buziaki od Matiego
Rafcio mi wystrzelil rozyczke, wymierzona przez Dykla ;)
moje kochane gory...

wspinaczka z Kylem

dzialka ...
z Madzia na grilu
na urodzinach Mamy ...