Thursday, December 8, 2011


8grudzien2011 r popoludnie u nas Swiateczne... chooc dlugo tu nie zagladalam dzis jest wyjatkowy dzien, nie tylko dlatego, ze wlasnie ubralismy choinke wystrojona w zeszloroszne pierniki...bo te z tego roku dopiero czekaja na pomalowanie,ale przede wszystkim pisze, bo dzis Krzys konczy 30lat! Kochany Braciszku, dzieki Tobie te 30lat takze mojego zycia jest radosniejsze, ciekawsze,a przede wszystkim wspolny czas jaki razem spedzilismy pozwala mi czuc, ze zawsze jest ktos kto mnie kocha blisko mne... nawet jak byly walki, to i tak okazywales mi milosc przez to, ze razem ze mna plakales jak nie chcialam chodzic do przedszkola, czy mialam przekuwane uszy... ;) najfajniejsze uczucie to miec Brata!! i to takiego wspanialego jak mam ja!!! DZIKUJE Ci za to wszystko i w dniu twoich urodzin zycze Tobie, zeby twoje zycie bylo pelne milosci, szczescia i zdrowka, a marzenia ktore masz w glowie stawaly sie rzeczywistoscia jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki... zza 7 gor i morz podsylam z Tomem razem buziaki, no i zeby bylo bardziej swiatecznie w dniu twojego sweta my juz ubralismy chojne!!!!

Wednesday, October 12, 2011

12 pazdziernik 2011
sroda chyba....
wiem, ze jestem w Singapurze i drugi juz tydzien poza domem!!

za dlugo o tydzien!
ludzie tesknie do zwyklych rzeczy...
zeby sobie zrobic sniadanie...pranie, nawet zakupy jedzeniowe...
mam dosyc kanapek z s... ale one mnie trzmaja przy zyciu...
Ludzie juz wiem czemu te azjatki takie chude!!!
jakbym miala jesc 3 razy dziennie ryz, te smierdzace sosy z nim, kure zasmazana jakos dziwnie i sushi, tez bym warzyla 40kg!!!
Przeciez oni nie wiedza co to jesc zjesc schabowego, albo mielone z buraczkami, czy golabki, rosol, barszcz, grochowka, nalesniki i kopytka z sosoem grzybowym ...do tego ogorek kiszony....
ja ale mi sie chce takiego jedzenia!
Zapowiadam, ze w piatek caly dzien Mezu bedziemy jesc!!!!!!!!!!!!!!!!!!
przerwa na plaze,wracamy robimy grilla na balkonie jak chciales, bo sezon czas zaczac u nas!
to tyle z moich tesknot, dzis i wczoraj pogoda sie dostosowala do mojego nastroju i lekko kropi deszcz, czasami wyglada slonko...
siedze w kafejce, jestem juz po kanapce z s... ktora choc troche przypomina domowa..a moze tylko dlatego, ze sama moge wybrac co jesst w srodku...?
Slysze jak spiewa Melua i wtedy to juz serio chce mi sie byc tylko w domku, pic cos cieplego i siedzec pod kocem....
no, ale takie moje zycie latawicy...
jak juz bede pod tym kocem kura domowa, pewnie czasem zatesknie do takich samotnych wycieczek w glab siebie, gdzie rano w poniedzialek biegalam jeszcze po plazy w Brisben, boskie powietrze, kozak ludzie, a wieczorem wygrzewalam plecki na deskach sauny w hotelowym spa w Singapurze, ....no prawie jak w Naleczowie....
prawie....
bo po Naleczowie, mozna pojechac do domu, przytulic sie do najblizszych i zjesc naormalny obiad...no i ten kocyk....

buzka Kochani na nowy dzien!

Thursday, October 6, 2011

6 pazdzernik 2011
siedze w kafejce w....Singapurze i przychodzi mi tylko jedna mysl do glowy:
"BE CAREFUL WHAT U WISH FOR..."
to znaczy uwazajmy o co prosimy...bo to sie spelnia...
jak ostatnio narzekalam na brak czasu dla siebie, myslalm, ze fajnie byloby popisac cos na blogu, ale w domku zawsze jest cos do robienia, wiec nie moglam na to znalezc czasu...
do tego sie sprzeczalam z Kochanskim...ze co byloby jakby mnie tydzien w domu nie bylo...
no i bach...
wczoraj o 6 rano mialam 50 minut na spakowanie rzeczy na 9 dni lotu do Brisben przez Singapur...
wiec plakalm i sie pakowalam...jedzac sniadanie z Mezem...
kurcze mentalnie wcale nie bylam, wlasciwie to caly czas nie jestem do tak dlugiej samotnej wycieczki gotowa....
to miala byc wycieczk z Tomem zamowiona w nastepnym miesiacu, gdzie spedzamy sobie serfujac 3 dni na zlotym wybrzezu australii, bo mieszkamy w surfer paradise, potem wycieczka okwieconymi ulicami Singapuru, spacer nad rzeke, wspolne zdjecia przy Merlion Park...
ale nie robienie tej wycieczki po raz 3ci samej...
zwlaszcza, ze podczas mojego ostatniego lotu do Korei moj Maz tak pieknie mnie rozpiescil i po raz kolejny uswiadomil, ze jest moim najwspanialszym towarzyszem podrozy!
Dlatego siedze teraz w tej kafejsce i klikam, zeby podzielic sie z Wami swoimi przemysleniami...
zeby zapytac Kochanckiego przez gg jak smakowal wczoraj rosol na obiad...na ktory strasznie mialam ochote...
zeby popisac i posprawdzac co sie dzieje w swiecie...

kurcze przeciez ja dzis mialam robic wize dla Krzysia, obedbrac uniform z pralni, chyba fokus juz naprawiony...a teraz to wszystko zamarzlo na ponad tydzien...
plany weekendowe...jutrzejszy obiad...
nic....
uwazam, ze trzeba stawiac czola nowym wyzwaniom i nic nie dzieje sie bez przyczyny, wiec pewnie jestem tu po to, zeby popisac chwile do siebie samej, wreszcie wziac lot w swoje rece i zmienic prace, aby nie byc w ten sposob zaskakiwana wiecej...
moze pobawic sie sama aparatem o ktorym tez ostatnio torche zapomnialam...
na chwile sie zatrzymac i byc wdzieczna losowi za to ze Was mam...
popatrzec na innych ludzi i zobaczyc jak swiat jest maly,zupelnie inne miejsca i ludzie na ziemi, a tak naprawde kazdy z nas pragnie tego samego...
zjesc samemu sushi..bo juz herbata sie skonczyla, a capuccino wystyglo i zniknela pianka...
kurcze a ja tak mam ochote na ten rosol wtorkowy z lodowki jedzony przy stole w domu z Tomem...


Sunday, October 2, 2011

02 pazdzernik2011
palace i cuda w srodku...
kuchnia koreanska i jej cuda na malych talerzykach...ja po obiedzie zjadlam KFC, Tom byl zachwycony roznorodnoscia smakow...

2pazdziernik2011
I widze swoj ostatni wpis na blogu zaraz po tym jak zostalam kochanska zona...
a moze to i dobrze sie sklada, bo wlasnie minelo 100 dni od tego czasu i razem z moim kochanskim mezem zrobilismy sobie wycieczke miedzyslubna o ktorej chcialabym Wam powiedziec...
Zaczne od tego, ze wrocilam do latania po 9 pieknych miesiacach na ziemi znowu latam..
wcale mi sie to nie usmiecha, no ale ...
ale jak zobaczylam nowe skroty lotnisk w swoim grafiku pomyslam, ze jednak fajnie bedzie zobaczyc nieznany mi kawalek swiata...

no i zabralam Toma na ta 100tna rocznice i razem wspolnie, ja jako zaloga, Tom pasazer polecielismy
do Seulu.

Czytalismy troche przed podroza co mozna robic w 10milionowym miescie, ale tak szczerze nie wiedzielismy czego mozna sie spodziewac na miejscu...
a tam jak zwykle Azja mnie zaskoczyla...tym razem rozwojem techiniki, organizacja, niesamowitym pozadkiem!
Serio w skrocie pomieszanie Japoni(w ktorej jeszcze nie bylam) i USA.

Kraj bardzo mocno rozmwiniety, wplywy Hameryki widac na kazdym kroku, dotyczy to nie tylko spotykanych zolnierzy amerykanskich na ulicach, ale organizacji miasta, amerykanskich sieci sklepow, restauracji i calejgo takiego stylu bycia.
Nie mniej to ciagle Azja i wszechobecne jest slodka tandeta, usmiechy skosnoikich azjatek, szacunek do drugiegi czlowieka, a w Korei wrecz kult ludzi starszych!
Podam przyklad, ze jak grupa dzieci robila z Tomem zdjecie inna patrzyla niesmialo na mnie, ja pomachalam im zwyczajnie , niesmialy odmachac, za to uklonily sie mocno az do koloan jedno po drugim...
Dziwne jak dla nas europejczykow, ale w ten sposob sa nauczeni okazywac szacunek!
Podobnie zreszta zachowywali sie pasazerowie pod koniec lotu...szczegolnie do moich kolegow korenczykow.
Podczas tego weekendu w Korei pooddychalismy swiezym jesiennym powietrzem, spacerowalismy caly dzien, az nogi bolaly, potem spacer w parku, nakladanie i sicaganie swetra bo cieplo-zimno,
w sobote spacer i kawka na miescie...
no bardzo nam sie podobalo pobawic sie troche w jesien i przypomniec sobie jak to jest jak zawieje mocno wiatr i zamiast piaskiem po oczach i goracym powietrzem wieje swiezoscia i az zimno sie robi...

Sunday, July 17, 2011

zwierzaki, co nazwy nie znamy...spotkane po drodze... i powyzej wyspa

na lodce...


18 lipiec 2011
wstalam wczesnie rano, odprawilam Meza do pracy, pralka robi to co dawniej wypadloby na mnie robic z tara w rzece, a ja klikam....

bo dawno juz nie klikalam...
nie wiem sama od czego zaczac pisac, bo choc ciagle jestem uziemiona na wlasna prosbe i pracuej na ziemi w Premium Lounge, a nie w chmurac, to ciagle sie cos dzieje...
wiec skoro to maja byc podroze opisze ostatnia podroz na wyspe Sir Baniyas oddalona 250km od Abu dhabi.
22 czerwca po uroczystosciach porannym w polskiej ambasadzie na biegu pozegnalismy sie z Zibim, potem z Luzja i 2 miesiecznym Oskarem i w trase do Anantary na wyspe...
Wszystko jak zawsze na biegu...wyjechalismy z ABu okolo 15.30 a ostatnia lodka z cypla na wyspe odplywala o 17.30 wiec w 2 godziny musielismy pokonac 250km...
plus nie znamy trasy i radary po jakis czas..wiec byl lekki challenge...
ale kto jak nie my...?
dodam, ze jest tez taka opcja w ofercie hotelu do ktorego jechlismy no juz nie sciemniam na ta noc poslubna...
ze mozemy tam dotrzec helikopterem z lotniska w abu...
i to byloby najfajniej i najwygodniej dla nas...ale jest raz dziennie o 13 cos...a my mielismy zlozyc podpisy przed konsumpcja zwiazku o 13....
wiec odpada...
a szkoda bo taka impreza bylaby napewno fajna, poza tym cena samego helikopteru to dodatek 25$ od osoby w jedna strone wiec niedrogo.
no, ale jestesmy na stacji jakies 29km od miejsca gdzie ma odjezdzac lodka, ja umieram z glodu...
Kochanski mowi, ze naprawde trzeba jechac, bo nie damy rady..zabieram wiec orzeszki z polki i pedzimy dalej...
a tu korek..okazao sie, ze wywrocil sie ciezarowy samochod i trzeba stac w korku..
dzwonimy do anantary, ze sie mozemy spoznic....dali nam 20minut tolerancji tylko dlatego, ze lodka byla ostatnia tego dnia...
inaczej nie czeka podobno...
sluchajcie bylismy dokladnie o 17.50 na lodce...
tylko my dwoje z gosci i 2 panow, jeden sterujacy lodke, drugi nasz guide...
plyniemy nia jakies 15,20 minut tam inni usmichnieci ludzie odbieraja nas i wsiadamy do samochodu a ten jedzie przez rezerwat pelen biegajach gazel, spacerujacyh dunych pawi, jakis malych zyjatek skrobiacych w ziemi...
do tego zyraly, antylopy, owieczki....i hieny..tych ostatnich na szczescie nie widzielismy!!!
od razu nam sie przypomnialo nasze safarii w Nepalu i jakos ciarki przeszly...
no, ale Kochani pikene miejsce w rezerwacie przyrody Sheikh Zayed Bin Sultan Al Nahyan w 1971 roku na czasow swojego panowania przywiozl z roznych czesci swiata jakies zwierzaki i wlasnie stworzyl to piekne miejsce...
naprawde boskie na romantyczne wieczory...
mozna odpoczac od spalin samochodow, calego miejsckiego wrzasku...czy ludzi...
po prostu dzicz kudlata, jedzie sie przez wyspe pelna gor i biegajacych zwierzakow...
a w pewnym momencie ukazuje sie jedyny na wyspie hotel anantara...
tam musze powiedziec ludzie chyba tesknia do ludzi i jak widza nowa twarz od razu sie szczerze usmiechaja i sa chetni do rozmowy...
co zdarzylo sie potem, to juz nie zostanie przelane dla potomnych...
dodam, ze na wyspie mozna nurkowac, jezdzic w gorach na rowerach. plywac na kajakach, ogladac z auta zwierzaki...
...albo pic szampana, jesc truskawki i spedzac milo weekend z Mezem...

Monday, June 20, 2011


21 czerwiec 2011 rok

wczesny ranek...i bardzo busy poranek! Gojda co prawda nie podrozuje za bardzo, ale dzisiejszy dzien jest mocno zakrecony.... sporo mam na glowie...troch bede dzisiaj tajemnicza... wiecej zradze jutro, a teraz tylko powiem, ze HURA KONIEC ROKU DZIECIAKI i WAKACJE mamy Kochani! Tak pamietam jak zawsze ta data 21 czerwiec byla moja ulubiona data w szkole podstawowej i sredniej!!!! no wiec duzo slonka, wiatru i usmiechu ! dodam jescze sto lat dla Madzi, ktora ma dzisiaj swoja 18-tke...jak Jej rano wspomnialam przez telefon, to dopiero frajda miec 2 w jednym, czyli wakacje i urodziny!!! buziakii

Tuesday, May 31, 2011

31maj 2011
to byl maj....
no w sumie jeszcze jest!
bo dzisiaj mamy 31 maj wtorkowe popoludnie, w polszy przekwitly pewnie juz bzy u nas wode juz chlodza w basenie i na dobre zorpoczely sie upaly, a u Was przyjemne lato...
ale nie narzekam, choc truskawek nie bede pewnie jesc jak kiedys lubianke na dobe, to od polowy czerwca zaczynam latac, ( z czego wcale sie nie ciesze...) w tym mam 2 loty do Frankfurtu wiec przywioze truskwaki takie co rosna tylko latem, a nie jak u nas w sklepie nie pachnace i dostepne caly rok...
lubie Maj i fajnie mi sie kojarzy, bo kwitna i pachana konwalie...bez, matury, urodziny i dzien Mamy!
potem rozpoczynjaa sie grille i wieczorne spacerki...
wpradzie jak robi sie na pustyni goracao tesnie do polszy...ale udalo nam sie byc w ten maj przeciez w polszy i wachalm bez, zrywalam konwalie i jadlam nowalijki...
takze nie narzekam!!!
a wrecz sie ciesze, ze sie konczy bo zaczyna sie jutro czeriwec, a za nim lipiec i znowu bedziemy w polszy!
a narazie sluchajcie dupa z podrozygojdy, bo rzez ostatnie 2 tygodnie podrozowalam ale na trasie Abu Dhabi Dubaj czesto z Kochanskim na 2 auta, poniewaz przenosilismy mnie ze stolycy...wosnie do dubaju....
powiem, ze jest mi tu nie tylko weselej i przyjemniej niz na pustyni w stolicy, ale przede wszystim uwielbiam jak po pracy mozemy jeszcze na moment usiasc na balkonie posluchac chrabaszczy jakis czy konikow w trawie miedzy palmami i porozmaiwac o minionym dniu...
do tego osiedle jest zdecydowanie bardziej cywilizowane niz wydawaloby sie stolica i spacer do sklpeku po chleb w bluzce na ramiackach nie robi sensacji jakby to bylo w Khalifa, gdzie ostatnio mieszkalam...
takze kochana Mamo, jak mi pisalas, przeprowadzka, szkola, milosc, maj, tak tak to wszystko ciut zajmuje mi czas, plus jeszcze rosol w niedziele ....ale to wszytsko sprawia, ze czuje ze zyje a przeciez o to w tym chodzi.....zebysmy z przejemnosc wstawali kazdego dnia, a potem opowiadali wieczorkiem drugiej osobie o tym jak fajny byl nasz dzien !
milego dnia Kochani!

Wednesday, May 11, 2011

11may 2011
sroda pilkarska...
a wlasciwie wieczor juz, pilkarska, bo to chyba sa mecze w tv i pilkarska, bo Ksiaze bawi sie ta pilka w srody...
kurcze nie mialam chwilki, zeby tu zajrzec...
bylismy na majowce, takiej prawdziwej z kwitnacymi bzami, piekna zielenia drzew i tylko piknikowania i grilla zabraklo, no ale spadl snieg...
Bylismy w polszy i wspaniale bylo Was wszystkich zobaczyc, jak wspaniale rosna Dzieci, ile radosci przynosi slonko za oknem, no i my kiedy Was odwiedzilismy!
DZIEKI piekne za ten czas!
teraz na pustyni powoli wyciagam wsponienia niezwyklej zieleni drzew widzianych na trasie "zakopianka", kwiatuszkow w Mamy ogrodku, zapachu pierwszysch konwali w bukiecie od Ksawerego...te tulipanki, kurcze nie mamy tego na pustyni...
i nawet widok spacerujacych wielbladow przy 5 pasach w jednym kierunku autostrady nie zastapi nam tych wspomnien z polskich majowek!
No, ale one jeszcze beda nie jedne przed nami, a dzisiaj sluchajcie chcialbym Wam podeslac przynajmniej 10 C od nas!!! plizz wezcie!
Bo jak dzis zobaczylam na termometrze w fokusie 43 C , to zatesknilam za zimnym wiatrem i sniegiem gdzies na Syberii...

Tuesday, April 5, 2011

Kochanscy i mloda para, czyli Putu z Wayanem

SLUB PO BALIJSKU...

I UROCZYSTOSC ZASLUBIN....A WCZESNIEJ JAKIES CEREMONIE...

TU PODARKI DLA PARY MLODEJ...

podczas gdy Putu "robila sie na bostwo", Wayan byl happy i gotowy powiedziec TAK!
RODZINNE ZDJECIE NA KTORE SIE "WBILISMY"

5 Kwiecien 2011 a teraz, zeby juz nie bylo tak za romantycznie...albo nie bedzie! powrzucam foty z wesela na Bali na ktore zostalismy zaproszeni!!!
5 kwiecien2011
dzis o 11 rano, bylam juz po silowni, parzylam kawe i smarowalam bulke miodkiem...przejrzala tez strone z ofertami pracy, 2 nawet mnie zainteresowaly i skrobnelam,pranie powieszone, na obiad mamy sos wczorajszy, wiec nic nie trzeba gotowac...
no i co ja bede porabiac przez reszte dnia...
az zaczelam czytac swojego bloga...
Majkole raz jeszcze DZIEKUJE Wam za zalozenie bloga i mobilizowanie mnie do jego pisania!
Kurcze wiecie co sama sie poplakalam do siebie!
Boze ja tam pisze bardzo osobiste przezycia, o tym jak mi bylo zle, jak bardzo do Was tesknilam, ile widzialam swiata, co mnie mocno zainspirowalo, co zauroczylo...
dzieki moim podrozom jestem bogatsza wewnetrznie i duzo silniejsza!
Dzisiaj dopiero po przeczytaniu swojego postu jak pierwszy raz lecialam na d Dubajem z ktorego teraz do Was pisze naprawde zrozumialam, ze daleko zaszlam i ta nowa prace ktora chce miec to pikus w porownaniu z tym co pokonalam wczesniej!
Najbardziej utkwilo mi w glowie to jak mocno bylam samotna, to ze nie tylko tesknilam do Was Kochani, do Krzysia, Rodzicow, Was , ktorzy mnie wspieracie na co dzien, ale i chialam by przy mnie byl Ksiaze!
Aby mnie chronil swoim ramieniem i wspieral w tym co robie...
Jak czytalam, ze przelatujac nad hotelem Bur Al Arab bylam nim zachwycona, dzis dodam, kurcze bylismy tam z Ksieciem na kolacji...
Ludzie, naprawde nasze zycie jest niemozliwe i stawiajac sobie kolejne wyzwania i osiagajac cele bardziej cenimy siebie i wierzymy w magie swiata...
Ja, a wlasciwie juz my...bo wiem, ze Kochanski jest moim prawdziwym Ksieciem mamy jeszcze mnostwo planow na przyszlosci, czesc z nich dzis wydaje nam sie mocnooo zakrecona i pewnie dla niekorych niemozliwa...ale przeciez bardzo chcac mozna spelnic swoje marzenia!
Przeciez Nepal o ktorym pisalam wiosna 2007 Krzys zobaczyl na wlasnei oczy i go zachwycil, Edi byla w Emiratach, Mama sama nawet kupila orchidee w Tajlandii, Ksawery zauroczony byl pustynia, a ja podrozujac po swiecie z Tomem powolutku pokazuje Mu to o czym wszystkim marzylam, by pokazac...
Boze, dzieki Ci za dzisiejszy dzien, za aniolow, ktorzy czuwaja nade mna, szepcza do ucha, ktora droga isc jak sie waham, za tych aniolow na ziemi, co dmuchaja w skrzydla jak watpie, za wszystkich co mnie kochaja, tesknia a jednak rozumieja, ze tylko spelniacac swoja legende bede naprawde szczesliwa i wreszcie Tobie Tom, za to, ze jak przystalo na Ksiecia, zapukales do mnie do wierzy, miales odwage aby nie bac sie ziejacych ogniem smokow,czy tsunami...
i wreszcie poprosic mnie o reke i juz do konca zycia pomagac mi lepic te anioly na Boze Narodzenie, smakowac tego jak czaruje w kuchni, znosic czasami trudne dni..przed w trakcie i po okresie...sluchac paplaniny wieczorkiem przy lampce czerwonego i witac usmiechem wspolnie kazdego ranka nowy dzionek i dawac smoka na dobranoc...
BARDZO Cie KOCHAM i wiedz, ze zrobie wszystko , aby nasza bajka miala jedna z najpiekniejszych fabul jakie znamy...

Sunday, March 27, 2011

viva la "dlugie wlosy"

tu rytual palenia zmarlych, a potem wrzucane do rzeki...


mieszkancy Himalajow...

tak nas poczestowali czym co mieli mieszknacy jednej z wiosek...
swieta krowka lezy na srodku ulicy, a ponizej kwitnacy kwiat banana...

28 marzec2011 jest 5 rano, a ja pospaa,wiec przed praca Kochani dorzucam kilka zdjec z Nepalu buziaki i milego dnia!

Saturday, March 26, 2011

tak siedzielismy na sloniu podczzas porannego spaceru po dzungli


aaa kotki dwa....tak spaly grubasne rinooo

jakby nie bylo tej rzeki, nie bylabym taka happy, tylko uciekala ZIG ZAG-iem

27marzec2011r...
budze sie dzis wczesnie rano wyszykowalam Kochanskiego do pracy, jestesmy po wakacjach i ja mam duzooo sily, energi ihumoru, az Tom byl rano zdziwiony, ze ja juz happy i wyspana!
bynajmniej nie mam tej energi do pracy jutrooo, ale do zycia!
jest wiosna, jeszcze nie parzy na dworze, no i zowu jestem zakochana w Tomie, Bali i choc przestraszona tym razem mocno bialych fal( te co sie pienia) to ciagle chce surfowac!
Wrocilismy w nocy z Bali i rano juz chce nam sie tam wracac....
no, ale jeszcze nie o tym dzis napisze...
chce opowiedziec smieszna historie z naszej przedostatniej wyprawy, czyli Nepal!
Kochani, cz Wy wiecie jak uciekac w lesie przez nosorozcem?
...
no w szkole uczyli nas, ze kto spotyka w lesie dzika, ten na drzewo...ale o nosorozcach nic nie bylo prawda?
no wlasnie ja tez bylam mocno zdziwiona jak Tom podczas drogi do Chitwan najwiekszego parku narodowego w Nepalu zaczal mi czytac, jak spotkamy nosorozca, powinnam uciekac zygzakiem, schowac sie za drzewo, a gdy i to nie pomoze w koncu zrzucic ubranie, wtedy zwierz moze sie zatrzymac, bo ma grube dupsko, ciezko mu zawracac i male oczka...
jak spotkamy slonia...niedziedzia...a tygrysa...
kurcze smialam sie, bo to dla mnie wtey bylo nie dopomyslenia!
ale wiecie co my te wszystkie zwierzeta widzielimy na zywo....
z wyjatkiem niedziwedzia!
juz zaczynam opowiadac!
pojechalismy do Chitwan, tam przesiadka w jeepa i jedziemy na safarii do dzungli, super safari w dzungli, to dla mnie jeep sprawny z benzyna, kierowca z doswiadczeniem i straznik ze spluwa jakos na wszelki...
otoz Kochani, nie dotyczy Nepalu!
Tu straznik nie moze miec broni, choc ginie ich rocznie srednio 7 i 3 turystow....
wlasnie od atakow dzikich zwierzat! jedyna jego bronia byl bambusowy palak...
nie potrzebuje dodac jaka mialam mine jak przebiegl przed nami w nocy dziki tygrys, na co przewodnik dodal, ze jakby chcial nas zaatakowac, trzeba mu patrzec w oczy i nie pokazywac swojej slabosci...
dodam ze owczem bylismy w aucie na przyczepie, ale kierowca mial 17 lat zgasl mu najpierw z pododu braki paliwa, a potem cos sie psulo...
poprosili by Tom poprowadzil auto, bo nie wiedzieli o co chodzi....
ja jednak po tym jak zobaczylam 5 m od nas 2 nosorozce, slonia dzikiego,ktory jest podobno bardzo niebezpieczny, krokodyla na brzegu rzeki i tygrysa po prostu sparalisowana uciadlam miedzy Kochanskiego nogali i zaczelam rozmowy z Bogiem i dumanie o zyciu....
Kochani, dzis stwierdzam, ze fajnie bylo to przezyc i zobaczyc zwierzaki w zyjace na zywo w tak bliskiej odleglosci, ale do dzis nie moge uwierzyc, ze takie wycieczki sa organizowane od tak sobie,bez wiekszej obrony przez zwierzyna...
aha dodam, ze na kazdym kroku slyszelismy jacy z nas szczsciarze, ze tyle zwierzat widzimy...
no coz ja chyba mam inny wymiar szczescia...
doalcze Wam kilka fotek, na ktorych nawet sie usmiecham, bo myslalam, ze to jakis park, zoo czy cos, a nie dzungla z nietresowanymi rinoooo
;)
buzka

Saturday, March 12, 2011




12marzec 2011r popoludnie w sobote... wstaje i spie na zmiane...
jakas jestem zmeczona nie chce mi sie nic robic...

Kochanski pracuej dzis w sobote, moje ID nie jest gotowe, wiec korzystam z tego i beztrosko spedzam dzien...
dawno nic nie pisalam, wiec postanowilam oowiedziec co sie dzieje, bo gojda troche podrozuje ostatnio...
pracuej od stycznia na ziemi i nie latam, ale ostatnio odwiedizlismy Nepal! o tym bedzie w nastepnym poscie, bo naprawde ta wycieczka zainspirowala mnie i przypomniala, ze powinnam pisac.... mma duzo Wam do opowiedzienia, a dzis wstawie zdjecia jak zaczelismy trenowac w Emiratach korzystajac z temperatury ponizej 25C i poszlismy w gory obok granicy Omanu... Zebralismy grupe znajomych Polakow i poszlismy rozrusac nozk przed wycieczka w Himalaje... Dodam, ze bylo "prawie" jak w Zakopanym, wchodzilismy powoli stromymi sciezkami do gory, na gorze kanapki i potem ostroznie trzeba bylo stawiac kroki, aby kamyki nie spadaly na dol... sami zobaczcie jaka pustynia do okola nas byla, a mimo to podobala sie wszystkim wycieczka...

Thursday, February 3, 2011

3 luty2011
odpoczywam po 4 dniach w pracy na ladzie....i czaruje w kuchni...
myslalam, ze zaczynajac prace na ziemi bede mniej chociaz troche zalatana, ale z tego co widze, latawica ze mnie jest i na ziemi...
ale ja tak widocznie mam i dobrze mi z tym!
jak wpomnialam odpoczywam i probuje zatesknic do latania pracujac w lounge na ziemi...
jak narazie mimo dlugich dyzurow wcale mi nie brakuje lotow i uwielbiam wracac do domu i spac w swoim lozku, a nie hotelowych za miekkich materacach i za czystych poscielach!
Poniewaz w nowej pracy nosze swoj uniform i skrzydlo na pierwsi, czym sie wyrozniam posrod nowych kolezaek i kolegow, to jestem jakby w chmurach...i ciagle blyszcze...
;)
Naprawde pracuje z mocno milymi ludzimi, a tego mi ostatnio brakowala w chmurach...ze ide do pracy spotkac sie z ludzmi, a nie wrednymi zolzami, za kazdym razem innymi...
Wiem, ze bedzie usmiechniety Filipinczyk Loyd opowiadal o swoich chlopakach...pulchniutka Libanka Aya ciagle rozmaiwajaca przez telefon, urocza Hinduska Tracy planujaca slub w Kerlii, Zolza Nency z Jordani nie robiaca nic i udajaca mocno zapracowana, Petra Czeszka planujaca wakacje w Pradze...
kelnerzy w bialych marynarkach uczacy mnie gierek na komputerze, usmiechnieci masazycie ze spa i Pilipinka Alma pracujaca w lazience podajaca reczniki ludziom wychodzacym spod prysznica, a w wolym czasie czatuje na Fb....

Wszyscy Ci nowo poznani ludzie sprawiaja, ze moj kazdy dzien w pracy zaczynam z usmiechem!
No i mam czas na zauwazanie nowych historii i ludzi...
wiecie ostatnio podeszla do nas Kobieta podrozujaca z Moskwy z Corka i opowiedziala, ze wystratowali z lotniska w Moskwie do Abu Dhabi, a 10 minut pozniej wybuchla tam bomba...
szczerze dodam, ze ciarki mi przeszly, a Kobitka byla w szoku, po tym jak zaczela do niej dzwonic rodzina i pytac czy wszystko ok...
opowiedziala nam chyba w tym szoku pol zyciorysu, miedzy innymi, ze w domu czekaja na nia blizniaki, ktore za tydzien beda obchodzic swoje 1-sze urodziny...
wczoraj w nocy bawilam sie w pokoju dla dzieci z Tarigato japonskim 11 miesieczym Chlopcem z jedna skarpetka podrozujacym z Tata do RPa, potem Australii, Nowej Zelandii i Japoni...
Tarigato zgubil skarpetke w samolocie i mial biedak taka stopke zimna a Tata jak to na Japonczyka przystalo zajety byl swoim Ipadem....
Naprawde bylysmy zauroczone skosnookim slodkim Dzieciackiem!
Spedze tam jeszcze 2 miesiace i szczerze, nie moge sie doczekac poznawania nowych historii i ich bohaterow!
buziak, wraca do czarowania, bo mi sie sos chyba przypala...

Wednesday, January 12, 2011

a taki piekny torcik dostalam dzis od Krzysia;)
12 styczen 2011


i dzis koncze znowu 18 lat....
jest popoludnie, weszlam do domu z lotu do Tajlandii, umylam fokusa pokusa(sama a nie myjnia;) gotuje bigos, chce jeszcze isc na silownie i wieczorem bedziem z Kochanskim swietowac owa 18tke!
a ja Wam opowiem jak to spedzilam rok w Tajlandii...
otoz 11 stycznia wczesnie rano wyladowalam w Bangkoku i mialam tam byc 24h...
jak zawsze podroz z pracy..bangkok jedno z najlepszych miejsc na 24h zabawy ...
moj Bangkok jak jestem tam sama to "beauty bangkok", bigam od kosmetyczek do fryzjerow...bo jest milo i duzo tanije...ale coraz czesciej tez stwierdzam, ze nie lubie takich koniecznosci jak lezenie nieruchome pod maseczka, albo trzymanie rowno glowy...
i wiecie co? cieszy mnie to okrutnie, ze zamiast tego wole aktywnei spedzac czas...
no, ale wyladowalam w tej Tajlandii i tam jest tak, ze my jako zaloga nie mamy adnej wizy tylko wpisujemy w papiery wiek, narodowosc itd...
no i wpisalam wiek 30 bo byl 11 styczen...ale ze wylatywalam 24 godziny pozniej i byl to 12 juz styczen to mialm juz w robryce 31 lat...
wiec sobie pomyslam, ze kurcze rok tu bylam;)
smieszne co?
a pamietam, ze ze na swoje 27 urodziny tez bylam w Bangkoku i ladowalam 12 stycznia i wpisywalam 27....
az poszukam potem na blogu...
no i wtedy byl dla mnie super rok!
wydalam z maz Kejsi, zmienilam prace pobylam 3 miesiace z Wami...
;)
ten tez bedzie wspanialy!
W koncu po 30stce zauwazylam, ze zyje sie jak sie chce...
a nie tak jak trzeba!
p.s. aha dodam, ze nie wzielam pieniedzy na ten lot, bo po prostu zapomnialam portfela.....
i po co Bangkok bez BATH...
ale Menager pozyczyl mi i moglam pozarzadzac ta tajska waluta....
buzka Kochani!

Tuesday, January 4, 2011



5 styczen 2011rok
Jest ranek, ja leniuchuje w pizamie i chcialabym na poczatek zlozyc Wam Wszystkim najlepsze zyczenia w Nowym Roku!
Niech nam sie spelnia 4 najwieksze marzenia wlasnie w tym roku, 2 niech bede te na ktore juz dlugo czekamy, jedno niech bedzie milym zaskoczeniem, a jedno mozemy przeniesc na drugi rok, zeby przeciez o czyms marzyc...
Na pustyni zima...noca nawet jest 13C , ale w ciagu dnia ciagle 28C, wiec mozna chodzic w japonkach i w styczniu!
zaczynajac ten Rok kazdy zastanawia sie jaki on bedzie, co przyniesie...
jakies postanowienia robimy...
a mozeby tak zyc dniem dzisiejszym i cieszyc sie nim teraz..., co?
tak zamiast dlugich planow, marzen ktore na pewno sie w ktoryms roku spelnia, pomyslmy jak fajnie, ze jestesmy wlasnie w tym miejscu zycia, otoczeni tak wspanialymi kochanymi i kochnskimi ludzmi!
nawet jak sa za 7 gorami, to sa i mysla o nas i te anioly co nam na co dzien pomagaja...
ale fajnie porozmawiac z najblizszymi, zjesc z nimi obiad, napic sie winka wieczorem, lub czekac na wspolne wakacje i to kiedy sie zobaczymy...
Kochani buziaki i najlepsze zyczenia raz jeszcze i pliz pamietajmy o tym, co mamy i jakimi jestesmy szczesciarzami witajac ten Nowy 2011 Rok!
Ja wstawiam fotki z sylwetra u Kasi i Michala, ktorego spedzilismy na dachu swiata!