Monday, September 6, 2010

6wrzesien 2010
wieczor sie zbliza, a ja do pracy Rodzacy...
ale po weekedndzie pelnym wrazen, trzeba popracowa chwilke
Kochani, zaswiecilo slonko, wstal nowy dzien i ja zaczelam zsnowu podrozowac!
ale jak?
nie w chmurach, ale autem, pojechalismy z Kochanskim na weekend ponad 800km od nas podziwiac niesamowite widoki Omanu i sprawdzic fale na deske!
no i byly i widoki i fale...
jechalismy caly dzien, a za oknem pokazywaly sie raz suchy piach nawiany na droge z pustyni obok, za chwile rozlana woda z ocenau, spadl nawet deszcz przez moment, kiedy to chmury schowaly sie za ponad 2tysieczne gory...
potem biegaly kozy i przechodzily droga wileblady, az do zolwikow, ktore wynurzaly glowe ponad fale, aby zaczerpnac powietrza...
no i to chyba to bylo najbardizej niesamowite, bo na poczatku myslelismy, ze to jakas ryba, albo szmata na wodzie, potem foka, az wreszcie trzeba bylo zobaczyc samemu i sie przekonac, ze te niby foki to sa zielone turtlesy zyjace w dodach Oceanu Indyjskiego!
dzis wyczytalam, ze ich waga dochodzi nawet do 500 kg i nie jedza surferow, jak sie martwilam wczoraj...
;)
oj naprawde niesamowite doswiadczenie byc tak blisko natury, moc podziwiac to wszystko do okola, gedzie po przejechaniu 5okm temperatura zmienila sie az o 10C...
Moglismy podziwiac zatoke i niesamowicie piekne fiordy z przynajmniej czterema odcieniami blekitu wody,suchy piach i przerwane dogi ostatnia powodzia w lecie,
potem wsie przez ktore przejezdzalisy, a tam tylko kozy i brudne dzieci biegajace miedzy bardzo skromnymi domami, a wlasciwie lepiankami...
wreszcie upragnione duze fale i surfing...
pomiedzy zolwiami i z widownia tych samych brudnych lokalnych dzieci, dla ktorych wydaje sie, ze patrzenie na nas jedna z lepszych rozrywek dnia...
mocowanie sie z ta sila wody i przebiciem sie za fale, aby tam chwile odpoczac i zlapac ta jedyna,co popchnie az do brzegu...
kibicowanie dzieciakow i usmiechm na naszych twarzach po tym jak sie udalo i moich kilku lzach z powodu zwatpienie...to naprawde niesamowite uciucia...
przezywajac takie dni, gdzie moge sie sprawdzac chwili zwatpienia, pokonywac slabosci i widziec radosc w oczach innych ludzi, jak wtedy gdy dalismy popluskac sie dzieciom z deska w wodzie sprawiaja, ze kocham zycie i jego wyzwania!

Wednesday, September 1, 2010

1wrzesien2010r
rano sroda...
rocznica wybuchu wojny, dzieci do szkoly ida i Mateo konczy 5 lat!!!
;)

NAJLEPSZEGO Mateuszku!
Pamietam jak sie urodziles i byles malutkim Aniolem, co Cie nosilam w nosidelku, a Mama biegala po sklepach...
wyrastasz na fajnego i madrego Chlopca!
u mnie wrzesien na pustyni tym sie rozpoczyna, ze juz robi sie ciut chlodniej i wieczorem mozna posiedziec z saiadami na shodach, jak wczoraj...
piekne uczucie do ktorego ostatni bardzo tesknilam...
siedziec na schodach z bliskimi ludzmi, rozmawiac, pic martini z lodem, patrzec jak toczy sie zycie...
kurcze jak mi na pustyni barkuje codziennosci!
rutyny, do ktorej tak kazdy z nas przywykl na co dzien i nie zwraca na nia uwagi...
posiedziec z babcia na lawce, poopowiadac jak minal dzien...
niesamowite...
uwielbiam swoje podroze, poznawanie nowych miejsc i ludzi, ale przyznam, ze od jakiegos czasu samotne podrozowanie i leniuchowanie w luksusowym hotelu nie sprawia mi przyjemnosci...
dzisiaj slonko wstalo, jak pisalam poprzednio, czekalam na nie...
ale to chyba nie o slonko chodzi tylko o ludzi...
to oni sprawiaja, ze na mojej twarzy pojawia sie usmiech, ze chce witac to slonko rano i je zegnac wieczorem...
jakos nie mam weny Kochani....
buzka i milego wrzesnia