Wednesday, October 12, 2011

12 pazdziernik 2011
sroda chyba....
wiem, ze jestem w Singapurze i drugi juz tydzien poza domem!!

za dlugo o tydzien!
ludzie tesknie do zwyklych rzeczy...
zeby sobie zrobic sniadanie...pranie, nawet zakupy jedzeniowe...
mam dosyc kanapek z s... ale one mnie trzmaja przy zyciu...
Ludzie juz wiem czemu te azjatki takie chude!!!
jakbym miala jesc 3 razy dziennie ryz, te smierdzace sosy z nim, kure zasmazana jakos dziwnie i sushi, tez bym warzyla 40kg!!!
Przeciez oni nie wiedza co to jesc zjesc schabowego, albo mielone z buraczkami, czy golabki, rosol, barszcz, grochowka, nalesniki i kopytka z sosoem grzybowym ...do tego ogorek kiszony....
ja ale mi sie chce takiego jedzenia!
Zapowiadam, ze w piatek caly dzien Mezu bedziemy jesc!!!!!!!!!!!!!!!!!!
przerwa na plaze,wracamy robimy grilla na balkonie jak chciales, bo sezon czas zaczac u nas!
to tyle z moich tesknot, dzis i wczoraj pogoda sie dostosowala do mojego nastroju i lekko kropi deszcz, czasami wyglada slonko...
siedze w kafejce, jestem juz po kanapce z s... ktora choc troche przypomina domowa..a moze tylko dlatego, ze sama moge wybrac co jesst w srodku...?
Slysze jak spiewa Melua i wtedy to juz serio chce mi sie byc tylko w domku, pic cos cieplego i siedzec pod kocem....
no, ale takie moje zycie latawicy...
jak juz bede pod tym kocem kura domowa, pewnie czasem zatesknie do takich samotnych wycieczek w glab siebie, gdzie rano w poniedzialek biegalam jeszcze po plazy w Brisben, boskie powietrze, kozak ludzie, a wieczorem wygrzewalam plecki na deskach sauny w hotelowym spa w Singapurze, ....no prawie jak w Naleczowie....
prawie....
bo po Naleczowie, mozna pojechac do domu, przytulic sie do najblizszych i zjesc naormalny obiad...no i ten kocyk....

buzka Kochani na nowy dzien!

Thursday, October 6, 2011

6 pazdzernik 2011
siedze w kafejce w....Singapurze i przychodzi mi tylko jedna mysl do glowy:
"BE CAREFUL WHAT U WISH FOR..."
to znaczy uwazajmy o co prosimy...bo to sie spelnia...
jak ostatnio narzekalam na brak czasu dla siebie, myslalm, ze fajnie byloby popisac cos na blogu, ale w domku zawsze jest cos do robienia, wiec nie moglam na to znalezc czasu...
do tego sie sprzeczalam z Kochanskim...ze co byloby jakby mnie tydzien w domu nie bylo...
no i bach...
wczoraj o 6 rano mialam 50 minut na spakowanie rzeczy na 9 dni lotu do Brisben przez Singapur...
wiec plakalm i sie pakowalam...jedzac sniadanie z Mezem...
kurcze mentalnie wcale nie bylam, wlasciwie to caly czas nie jestem do tak dlugiej samotnej wycieczki gotowa....
to miala byc wycieczk z Tomem zamowiona w nastepnym miesiacu, gdzie spedzamy sobie serfujac 3 dni na zlotym wybrzezu australii, bo mieszkamy w surfer paradise, potem wycieczka okwieconymi ulicami Singapuru, spacer nad rzeke, wspolne zdjecia przy Merlion Park...
ale nie robienie tej wycieczki po raz 3ci samej...
zwlaszcza, ze podczas mojego ostatniego lotu do Korei moj Maz tak pieknie mnie rozpiescil i po raz kolejny uswiadomil, ze jest moim najwspanialszym towarzyszem podrozy!
Dlatego siedze teraz w tej kafejsce i klikam, zeby podzielic sie z Wami swoimi przemysleniami...
zeby zapytac Kochanckiego przez gg jak smakowal wczoraj rosol na obiad...na ktory strasznie mialam ochote...
zeby popisac i posprawdzac co sie dzieje w swiecie...

kurcze przeciez ja dzis mialam robic wize dla Krzysia, obedbrac uniform z pralni, chyba fokus juz naprawiony...a teraz to wszystko zamarzlo na ponad tydzien...
plany weekendowe...jutrzejszy obiad...
nic....
uwazam, ze trzeba stawiac czola nowym wyzwaniom i nic nie dzieje sie bez przyczyny, wiec pewnie jestem tu po to, zeby popisac chwile do siebie samej, wreszcie wziac lot w swoje rece i zmienic prace, aby nie byc w ten sposob zaskakiwana wiecej...
moze pobawic sie sama aparatem o ktorym tez ostatnio torche zapomnialam...
na chwile sie zatrzymac i byc wdzieczna losowi za to ze Was mam...
popatrzec na innych ludzi i zobaczyc jak swiat jest maly,zupelnie inne miejsca i ludzie na ziemi, a tak naprawde kazdy z nas pragnie tego samego...
zjesc samemu sushi..bo juz herbata sie skonczyla, a capuccino wystyglo i zniknela pianka...
kurcze a ja tak mam ochote na ten rosol wtorkowy z lodowki jedzony przy stole w domu z Tomem...


Sunday, October 2, 2011

02 pazdzernik2011
palace i cuda w srodku...
kuchnia koreanska i jej cuda na malych talerzykach...ja po obiedzie zjadlam KFC, Tom byl zachwycony roznorodnoscia smakow...

2pazdziernik2011
I widze swoj ostatni wpis na blogu zaraz po tym jak zostalam kochanska zona...
a moze to i dobrze sie sklada, bo wlasnie minelo 100 dni od tego czasu i razem z moim kochanskim mezem zrobilismy sobie wycieczke miedzyslubna o ktorej chcialabym Wam powiedziec...
Zaczne od tego, ze wrocilam do latania po 9 pieknych miesiacach na ziemi znowu latam..
wcale mi sie to nie usmiecha, no ale ...
ale jak zobaczylam nowe skroty lotnisk w swoim grafiku pomyslam, ze jednak fajnie bedzie zobaczyc nieznany mi kawalek swiata...

no i zabralam Toma na ta 100tna rocznice i razem wspolnie, ja jako zaloga, Tom pasazer polecielismy
do Seulu.

Czytalismy troche przed podroza co mozna robic w 10milionowym miescie, ale tak szczerze nie wiedzielismy czego mozna sie spodziewac na miejscu...
a tam jak zwykle Azja mnie zaskoczyla...tym razem rozwojem techiniki, organizacja, niesamowitym pozadkiem!
Serio w skrocie pomieszanie Japoni(w ktorej jeszcze nie bylam) i USA.

Kraj bardzo mocno rozmwiniety, wplywy Hameryki widac na kazdym kroku, dotyczy to nie tylko spotykanych zolnierzy amerykanskich na ulicach, ale organizacji miasta, amerykanskich sieci sklepow, restauracji i calejgo takiego stylu bycia.
Nie mniej to ciagle Azja i wszechobecne jest slodka tandeta, usmiechy skosnoikich azjatek, szacunek do drugiegi czlowieka, a w Korei wrecz kult ludzi starszych!
Podam przyklad, ze jak grupa dzieci robila z Tomem zdjecie inna patrzyla niesmialo na mnie, ja pomachalam im zwyczajnie , niesmialy odmachac, za to uklonily sie mocno az do koloan jedno po drugim...
Dziwne jak dla nas europejczykow, ale w ten sposob sa nauczeni okazywac szacunek!
Podobnie zreszta zachowywali sie pasazerowie pod koniec lotu...szczegolnie do moich kolegow korenczykow.
Podczas tego weekendu w Korei pooddychalismy swiezym jesiennym powietrzem, spacerowalismy caly dzien, az nogi bolaly, potem spacer w parku, nakladanie i sicaganie swetra bo cieplo-zimno,
w sobote spacer i kawka na miescie...
no bardzo nam sie podobalo pobawic sie troche w jesien i przypomniec sobie jak to jest jak zawieje mocno wiatr i zamiast piaskiem po oczach i goracym powietrzem wieje swiezoscia i az zimno sie robi...