Thursday, November 22, 2012

22listopad2012...
prawie rok mnie tu nie bylo...
niektorzy z Was sie upominaja o moje pisanie...
fajnie, jesli to komus sie podoba to mi bardzo milo, ale moze rzeczywiscie bedzie mi tez kiedys przyjemnie poczytac co czulam w tych dniach...
dzis jest 4rty czwartek listopada....
w USA to Swieto Dziekczynienia obchodzone od ponad 5 wiekow...
czyli mowimy i dziekujemy za co jestesmy wdzieczni...
Ja dzis podziekuje za Babcie!
Ze przez ponad 30lat mojego zycia zawsze moglam z Nia porozmawiac, usiasc na kolana i sie przytulic, liczyc na wsparcie i nigdy nie zapomne, jak przyjechala do nas do przedszkola, 
a my z Krzysiem mowilismy wierszyki na dzien Babci i Dziadka!
alez bylismy dumni, ze nasza babcia przyjechala z Metowa, nas specjalnie zobaczyc!
Babcia Ola, ktora z nami mieszkala, tez tam byla, ale pewnie dlatego, ze mielismy Ja na co dzien nie cieszylismy sie tak mocno jak z Gabrysi...
dzieki Ci Boze za Babcie Gabrysie, ja chcialabym byc taka Babcia kiedys dla swoich wnukow jaka byla Ona dla mnie i dla nas wszystkich!
dzieki tez Babciu, ze na mnie zaczekalas i moglam sie z Toba pozegnac, dac buzi w policzek ,poglaskac po reku i poprosic o opieke nad nami tu na ziemi...
Wiem tez, ze nigdy nie balas sie smierci, bo mnie kiedys uczylas, ze  wszyscy sie spotkamy w innym lepszym swiecie! bez chorob, nedzy i zla!
Dlaetgo tez, choc mocno mi smutno po tym jak dzis rano odeszlas...
wiem, ze patrzysz na nas z gory i ja bede robic wszystko, zebys byla ze mnie dumna! 
tak jak zawsze bylas...
;)

Thursday, December 8, 2011


8grudzien2011 r popoludnie u nas Swiateczne... chooc dlugo tu nie zagladalam dzis jest wyjatkowy dzien, nie tylko dlatego, ze wlasnie ubralismy choinke wystrojona w zeszloroszne pierniki...bo te z tego roku dopiero czekaja na pomalowanie,ale przede wszystkim pisze, bo dzis Krzys konczy 30lat! Kochany Braciszku, dzieki Tobie te 30lat takze mojego zycia jest radosniejsze, ciekawsze,a przede wszystkim wspolny czas jaki razem spedzilismy pozwala mi czuc, ze zawsze jest ktos kto mnie kocha blisko mne... nawet jak byly walki, to i tak okazywales mi milosc przez to, ze razem ze mna plakales jak nie chcialam chodzic do przedszkola, czy mialam przekuwane uszy... ;) najfajniejsze uczucie to miec Brata!! i to takiego wspanialego jak mam ja!!! DZIKUJE Ci za to wszystko i w dniu twoich urodzin zycze Tobie, zeby twoje zycie bylo pelne milosci, szczescia i zdrowka, a marzenia ktore masz w glowie stawaly sie rzeczywistoscia jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki... zza 7 gor i morz podsylam z Tomem razem buziaki, no i zeby bylo bardziej swiatecznie w dniu twojego sweta my juz ubralismy chojne!!!!

Wednesday, October 12, 2011

12 pazdziernik 2011
sroda chyba....
wiem, ze jestem w Singapurze i drugi juz tydzien poza domem!!

za dlugo o tydzien!
ludzie tesknie do zwyklych rzeczy...
zeby sobie zrobic sniadanie...pranie, nawet zakupy jedzeniowe...
mam dosyc kanapek z s... ale one mnie trzmaja przy zyciu...
Ludzie juz wiem czemu te azjatki takie chude!!!
jakbym miala jesc 3 razy dziennie ryz, te smierdzace sosy z nim, kure zasmazana jakos dziwnie i sushi, tez bym warzyla 40kg!!!
Przeciez oni nie wiedza co to jesc zjesc schabowego, albo mielone z buraczkami, czy golabki, rosol, barszcz, grochowka, nalesniki i kopytka z sosoem grzybowym ...do tego ogorek kiszony....
ja ale mi sie chce takiego jedzenia!
Zapowiadam, ze w piatek caly dzien Mezu bedziemy jesc!!!!!!!!!!!!!!!!!!
przerwa na plaze,wracamy robimy grilla na balkonie jak chciales, bo sezon czas zaczac u nas!
to tyle z moich tesknot, dzis i wczoraj pogoda sie dostosowala do mojego nastroju i lekko kropi deszcz, czasami wyglada slonko...
siedze w kafejce, jestem juz po kanapce z s... ktora choc troche przypomina domowa..a moze tylko dlatego, ze sama moge wybrac co jesst w srodku...?
Slysze jak spiewa Melua i wtedy to juz serio chce mi sie byc tylko w domku, pic cos cieplego i siedzec pod kocem....
no, ale takie moje zycie latawicy...
jak juz bede pod tym kocem kura domowa, pewnie czasem zatesknie do takich samotnych wycieczek w glab siebie, gdzie rano w poniedzialek biegalam jeszcze po plazy w Brisben, boskie powietrze, kozak ludzie, a wieczorem wygrzewalam plecki na deskach sauny w hotelowym spa w Singapurze, ....no prawie jak w Naleczowie....
prawie....
bo po Naleczowie, mozna pojechac do domu, przytulic sie do najblizszych i zjesc naormalny obiad...no i ten kocyk....

buzka Kochani na nowy dzien!

Thursday, October 6, 2011

6 pazdzernik 2011
siedze w kafejce w....Singapurze i przychodzi mi tylko jedna mysl do glowy:
"BE CAREFUL WHAT U WISH FOR..."
to znaczy uwazajmy o co prosimy...bo to sie spelnia...
jak ostatnio narzekalam na brak czasu dla siebie, myslalm, ze fajnie byloby popisac cos na blogu, ale w domku zawsze jest cos do robienia, wiec nie moglam na to znalezc czasu...
do tego sie sprzeczalam z Kochanskim...ze co byloby jakby mnie tydzien w domu nie bylo...
no i bach...
wczoraj o 6 rano mialam 50 minut na spakowanie rzeczy na 9 dni lotu do Brisben przez Singapur...
wiec plakalm i sie pakowalam...jedzac sniadanie z Mezem...
kurcze mentalnie wcale nie bylam, wlasciwie to caly czas nie jestem do tak dlugiej samotnej wycieczki gotowa....
to miala byc wycieczk z Tomem zamowiona w nastepnym miesiacu, gdzie spedzamy sobie serfujac 3 dni na zlotym wybrzezu australii, bo mieszkamy w surfer paradise, potem wycieczka okwieconymi ulicami Singapuru, spacer nad rzeke, wspolne zdjecia przy Merlion Park...
ale nie robienie tej wycieczki po raz 3ci samej...
zwlaszcza, ze podczas mojego ostatniego lotu do Korei moj Maz tak pieknie mnie rozpiescil i po raz kolejny uswiadomil, ze jest moim najwspanialszym towarzyszem podrozy!
Dlatego siedze teraz w tej kafejsce i klikam, zeby podzielic sie z Wami swoimi przemysleniami...
zeby zapytac Kochanckiego przez gg jak smakowal wczoraj rosol na obiad...na ktory strasznie mialam ochote...
zeby popisac i posprawdzac co sie dzieje w swiecie...

kurcze przeciez ja dzis mialam robic wize dla Krzysia, obedbrac uniform z pralni, chyba fokus juz naprawiony...a teraz to wszystko zamarzlo na ponad tydzien...
plany weekendowe...jutrzejszy obiad...
nic....
uwazam, ze trzeba stawiac czola nowym wyzwaniom i nic nie dzieje sie bez przyczyny, wiec pewnie jestem tu po to, zeby popisac chwile do siebie samej, wreszcie wziac lot w swoje rece i zmienic prace, aby nie byc w ten sposob zaskakiwana wiecej...
moze pobawic sie sama aparatem o ktorym tez ostatnio torche zapomnialam...
na chwile sie zatrzymac i byc wdzieczna losowi za to ze Was mam...
popatrzec na innych ludzi i zobaczyc jak swiat jest maly,zupelnie inne miejsca i ludzie na ziemi, a tak naprawde kazdy z nas pragnie tego samego...
zjesc samemu sushi..bo juz herbata sie skonczyla, a capuccino wystyglo i zniknela pianka...
kurcze a ja tak mam ochote na ten rosol wtorkowy z lodowki jedzony przy stole w domu z Tomem...


Sunday, October 2, 2011

02 pazdzernik2011
palace i cuda w srodku...
kuchnia koreanska i jej cuda na malych talerzykach...ja po obiedzie zjadlam KFC, Tom byl zachwycony roznorodnoscia smakow...

2pazdziernik2011
I widze swoj ostatni wpis na blogu zaraz po tym jak zostalam kochanska zona...
a moze to i dobrze sie sklada, bo wlasnie minelo 100 dni od tego czasu i razem z moim kochanskim mezem zrobilismy sobie wycieczke miedzyslubna o ktorej chcialabym Wam powiedziec...
Zaczne od tego, ze wrocilam do latania po 9 pieknych miesiacach na ziemi znowu latam..
wcale mi sie to nie usmiecha, no ale ...
ale jak zobaczylam nowe skroty lotnisk w swoim grafiku pomyslam, ze jednak fajnie bedzie zobaczyc nieznany mi kawalek swiata...

no i zabralam Toma na ta 100tna rocznice i razem wspolnie, ja jako zaloga, Tom pasazer polecielismy
do Seulu.

Czytalismy troche przed podroza co mozna robic w 10milionowym miescie, ale tak szczerze nie wiedzielismy czego mozna sie spodziewac na miejscu...
a tam jak zwykle Azja mnie zaskoczyla...tym razem rozwojem techiniki, organizacja, niesamowitym pozadkiem!
Serio w skrocie pomieszanie Japoni(w ktorej jeszcze nie bylam) i USA.

Kraj bardzo mocno rozmwiniety, wplywy Hameryki widac na kazdym kroku, dotyczy to nie tylko spotykanych zolnierzy amerykanskich na ulicach, ale organizacji miasta, amerykanskich sieci sklepow, restauracji i calejgo takiego stylu bycia.
Nie mniej to ciagle Azja i wszechobecne jest slodka tandeta, usmiechy skosnoikich azjatek, szacunek do drugiegi czlowieka, a w Korei wrecz kult ludzi starszych!
Podam przyklad, ze jak grupa dzieci robila z Tomem zdjecie inna patrzyla niesmialo na mnie, ja pomachalam im zwyczajnie , niesmialy odmachac, za to uklonily sie mocno az do koloan jedno po drugim...
Dziwne jak dla nas europejczykow, ale w ten sposob sa nauczeni okazywac szacunek!
Podobnie zreszta zachowywali sie pasazerowie pod koniec lotu...szczegolnie do moich kolegow korenczykow.
Podczas tego weekendu w Korei pooddychalismy swiezym jesiennym powietrzem, spacerowalismy caly dzien, az nogi bolaly, potem spacer w parku, nakladanie i sicaganie swetra bo cieplo-zimno,
w sobote spacer i kawka na miescie...
no bardzo nam sie podobalo pobawic sie troche w jesien i przypomniec sobie jak to jest jak zawieje mocno wiatr i zamiast piaskiem po oczach i goracym powietrzem wieje swiezoscia i az zimno sie robi...

Sunday, July 17, 2011

zwierzaki, co nazwy nie znamy...spotkane po drodze... i powyzej wyspa

na lodce...


18 lipiec 2011
wstalam wczesnie rano, odprawilam Meza do pracy, pralka robi to co dawniej wypadloby na mnie robic z tara w rzece, a ja klikam....

bo dawno juz nie klikalam...
nie wiem sama od czego zaczac pisac, bo choc ciagle jestem uziemiona na wlasna prosbe i pracuej na ziemi w Premium Lounge, a nie w chmurac, to ciagle sie cos dzieje...
wiec skoro to maja byc podroze opisze ostatnia podroz na wyspe Sir Baniyas oddalona 250km od Abu dhabi.
22 czerwca po uroczystosciach porannym w polskiej ambasadzie na biegu pozegnalismy sie z Zibim, potem z Luzja i 2 miesiecznym Oskarem i w trase do Anantary na wyspe...
Wszystko jak zawsze na biegu...wyjechalismy z ABu okolo 15.30 a ostatnia lodka z cypla na wyspe odplywala o 17.30 wiec w 2 godziny musielismy pokonac 250km...
plus nie znamy trasy i radary po jakis czas..wiec byl lekki challenge...
ale kto jak nie my...?
dodam, ze jest tez taka opcja w ofercie hotelu do ktorego jechlismy no juz nie sciemniam na ta noc poslubna...
ze mozemy tam dotrzec helikopterem z lotniska w abu...
i to byloby najfajniej i najwygodniej dla nas...ale jest raz dziennie o 13 cos...a my mielismy zlozyc podpisy przed konsumpcja zwiazku o 13....
wiec odpada...
a szkoda bo taka impreza bylaby napewno fajna, poza tym cena samego helikopteru to dodatek 25$ od osoby w jedna strone wiec niedrogo.
no, ale jestesmy na stacji jakies 29km od miejsca gdzie ma odjezdzac lodka, ja umieram z glodu...
Kochanski mowi, ze naprawde trzeba jechac, bo nie damy rady..zabieram wiec orzeszki z polki i pedzimy dalej...
a tu korek..okazao sie, ze wywrocil sie ciezarowy samochod i trzeba stac w korku..
dzwonimy do anantary, ze sie mozemy spoznic....dali nam 20minut tolerancji tylko dlatego, ze lodka byla ostatnia tego dnia...
inaczej nie czeka podobno...
sluchajcie bylismy dokladnie o 17.50 na lodce...
tylko my dwoje z gosci i 2 panow, jeden sterujacy lodke, drugi nasz guide...
plyniemy nia jakies 15,20 minut tam inni usmichnieci ludzie odbieraja nas i wsiadamy do samochodu a ten jedzie przez rezerwat pelen biegajach gazel, spacerujacyh dunych pawi, jakis malych zyjatek skrobiacych w ziemi...
do tego zyraly, antylopy, owieczki....i hieny..tych ostatnich na szczescie nie widzielismy!!!
od razu nam sie przypomnialo nasze safarii w Nepalu i jakos ciarki przeszly...
no, ale Kochani pikene miejsce w rezerwacie przyrody Sheikh Zayed Bin Sultan Al Nahyan w 1971 roku na czasow swojego panowania przywiozl z roznych czesci swiata jakies zwierzaki i wlasnie stworzyl to piekne miejsce...
naprawde boskie na romantyczne wieczory...
mozna odpoczac od spalin samochodow, calego miejsckiego wrzasku...czy ludzi...
po prostu dzicz kudlata, jedzie sie przez wyspe pelna gor i biegajacych zwierzakow...
a w pewnym momencie ukazuje sie jedyny na wyspie hotel anantara...
tam musze powiedziec ludzie chyba tesknia do ludzi i jak widza nowa twarz od razu sie szczerze usmiechaja i sa chetni do rozmowy...
co zdarzylo sie potem, to juz nie zostanie przelane dla potomnych...
dodam, ze na wyspie mozna nurkowac, jezdzic w gorach na rowerach. plywac na kajakach, ogladac z auta zwierzaki...
...albo pic szampana, jesc truskawki i spedzac milo weekend z Mezem...

Monday, June 20, 2011


21 czerwiec 2011 rok

wczesny ranek...i bardzo busy poranek! Gojda co prawda nie podrozuje za bardzo, ale dzisiejszy dzien jest mocno zakrecony.... sporo mam na glowie...troch bede dzisiaj tajemnicza... wiecej zradze jutro, a teraz tylko powiem, ze HURA KONIEC ROKU DZIECIAKI i WAKACJE mamy Kochani! Tak pamietam jak zawsze ta data 21 czerwiec byla moja ulubiona data w szkole podstawowej i sredniej!!!! no wiec duzo slonka, wiatru i usmiechu ! dodam jescze sto lat dla Madzi, ktora ma dzisiaj swoja 18-tke...jak Jej rano wspomnialam przez telefon, to dopiero frajda miec 2 w jednym, czyli wakacje i urodziny!!! buziakii