Wednesday, December 22, 2010

22 grudzien 2010
jest poludnie,ja na chorobowym czynnie robie wszystko, zeby byly juz Swieta i mimo tego, ze jestesmy za 7 gorami i lasami, zebysmy je poczuli tak jak bysmy byli z Wami...
te zapachy ciast, pieczonych wedlin, gozdzikow i piernikow i lepieniem aniolow...
poczytalam jak Madzia pisze o swoim skojarzeniu Swiat i pomyslalam, ze dla mnie Swieta to Mama bidna, co do polnocy piecze, sprzata i gotuje...ale zapachy z kuchni sa niesamowite i juz nawet nie chodzi o to,zeby zasiasc i jesc to przysmaki, ale tak pokrecic sie w kuchni, poprubowac, popatrzec, jak Mama czaruje z tym cudow...
potem ten zapach wedlin wedzonych, co Ksawery robi na wsi ...
to sa Swieta dla mnie!
no i ja lepie anioly z masy solnej...a Krzys sie z nich smieje...
;)
lubie je robic, choc fakt nie zawsze wychodza, ale uwleiebiam nimi obdarzac najblizszych!
bo chyba najfajniejsze sa prezenty w tym dniu ktore sami zrobimy...
Dzisiaj ja piekne keks z bananami, jablkami, roczynkami, migdalami, morelami suszonymi i orzechami wloskimi....ufff smakow tam jest, ze az slinka cieknie...
anioly upieczone czekaja w kolejce na pomalowanie, choinka juz ubrana swieci nam wieczorami...
jak Tom stwierdzil mamy prawdziwa choinke z drzewa!
;)
tak z drzewa......i tak fajna jest i ubrana w te pierniki, ze nawet zapomina czlowiek, ze ona nie pachnie....
do tego polskie koledy w radiu mi graja i juz czekam na czwartek wieczorem, kiedy zasiadziemy z Tomem beztrosko i bede konczyc malowac anioly, w tle bede koledy i pewnie mecz bez foni...z lampka winka, poopowiadamy sobie jak to jest w domach naszych w tym czasie...
zadzwonimy do Was, pewnie lezka sie zakreci, ale dzieki dzisiejszej technologii, popatrzymy na skypie na te wasze drzewka, zaczniemy rozmawiac jak wczoraj ja z Mama i juz prawie bedziemy czuc jakbysmy razem ten pasztet piekliiii

;)
a Wy czujecie zapach mojego keksa.....
ja tak, bo juz chyba sie przypala....
buziaki Kochani w tym zaczarowanych dniach...


troche zblizylam te zabawki, zebyscie zauwazyli moje wbijane szpilki..;)
nasza chojna z drzewa;)

Wednesday, December 15, 2010

15grudzien sroda wieczorem...

... siedze w crew lounge i klikam swiateczne zakupy, tym razem przez net..mam dosyc stania w korku i chodzenia po sklepach!
a tu problemy....takiej natury, ze nie mozna pomacac i potem zaplacic, bo karte odrzuca...
ludzie...

ale koniec smutow!
nie pisalam dlugggo, bo nie podrozowalam, tylko wypoczywalam z Edi, kapalismy sie w morzu, potem praca, teraz szkola i szkolenie na prace na ziemi dla odmiany, ale wczoraj juz ochota mnie naleciala okrutna nie tylko na pochwalenie sie Wam dzielem, ale tez napisanie o tegorocznych piernikach!

W tle oczywiscie "last christmas -wham" w tle gralo, potem polecialy polskie koledy, ja z butelka pustej pollitrowki, bo walka zaponialam, swiatelka zaswiecone kwiatuszkow,swiece, Tom wycina pocztowki,
ja kleje ciasto i wycinam kszatlty...
Tom nie przeszkadza, ale i pomaga wycinaniem dziurek w aniolkach, choinkach,serduczhach...
dla odmiany mecz musial byc transmitowany w tv, ale, ze ja bylam zaoferowana robieniem konsystencji ciasta i sluchalam koled, wcale mi nie przeszkadzalo to!
;)
do tego grzane piwko z gozdzikami, cytryna i miodem i tak wczoraj zaczelelam wspolnie z Kochanskim swiateczna piernikomanieeee! ;)
a efekty sami popatrzcie!
buziaki

Saturday, November 20, 2010

21 listopad2010
ranek z kawa i rmfem...
Kochanski wyszedl w srodku nocy do pracy..(mowie w srodku nocy, bo jeszcze slonko nie swiecilo...
ja budze sie po raz drugi, juz ze slonkiem i poklikam Wam troszke...
no, wiec w nocy padal deszcz!!
;)
jak sie cieszylam, jak obudzila mnie wichura i prawdziwe krople deszczu, ktore uderzaly o okno!
az wstalam, zeby to zobaczyc i poczuc swieze powietrze!
na pustyni tu naprawde ilosc dni deszczowych w roku mozna policzyc na palcach jednej reki, wiec tym bardziej fajowo bylo to zobaczyc!
Teraz jest poranek i nie ma po nim sladu, ale wiem, ze jak w sobote pojedziemy na pustynie bedzie onabardziej zielona...
zrobie fotke i podesle Wam!
a teraz zacyznam nowy dzien!
Niedziela, ale juz na pelnych obrotach od rana, bo chce pozalatwic kilka spraw w pracy, potem poszukac kwiatuszkow na powitanie Gosci, co do nas dzis wpadaja z polszy i w nocy ich odebrac z lotniska...

oj bedzie fajny tydzien, juz sie ciesze!!!
buzka i pieknej niedzieli Kochani!!!

Friday, November 19, 2010

20listopad 2010r
gojda wrocila z podrozy sluzbowej do australii,
wrocila na jej kochanska pustynie i zauwazyla, ze podrozowanie samej nie sprawia jej juz tyle radosci, co kiedys...
moze dlatego, ze duzo zaspokoila juz swojej ciekawosci swiata i jest w niektorych miejscach kolejny raz....
nie ma juz adrenaliny, zeby aparat i na miasto, zobaczyc jak zyja ludzie, jak funkcjonuje miasto, czym sie ludzie przemieszczaja...
a moze dlatego, ze zna dobrych towarzyszy podrozy i wie, jak dobrze jest te wszystkie male szczegoly dzielic z druga osoba...
pewnei troche i jedno i drugie, ale cos czuje, ze nadchodza jakies zmiany i powoli bede schodzic ze sceny...
ale powoli, tak, aby z niej zejsc, nie pokonanym...
buziaki i pieknego dnia u mnie jest 29C i piekanwiosenna pogoda, wlasnie umylam okna na przyjazd Edi...
;)

Sunday, November 14, 2010

14listopad2010..
jest juz prawie polnoc...
listopadowa noc, a ja siedze przy otwartym balkonie , slucham swierszczy, fajnego reage i poklikam troche...
chyba potrzebuje pogadac ze soba...
a, ze jakas zalatana jestem znalazlam moment na rozmyslenie...
now, wiec jak napisalam podoga jest wymarzona na nocne spacery,koncerty, marzenia, czy pisanie na balkonie...
wlasnei zaczne o tych koncertach...bo od tego sie zaczela wena na pisanie...
jest dzis koncert w abu taki glos,ktorego chcialabym uslyszec w swoim zyciu...
wyszlo, ze go nie slysze, slucham z plyt tego samego glosu inaczej i mi smutnoooo
lekcja pokory....
nie wiem
raczej brak komunikacji wczesniej....
te swierszcze tez maja swoj urok...
a muzyka, na ktora mam teraz w uchu jest tez niesamowita...
jakos mi przykro z kilku powodow, ale jest taki boski wieczor, ze nie chce o tym chyba nawet mysec, a juz przelewac na litereki to wcale...
buziaki i dodam, ze brakuje mi Krzyniu Ciebie dzis wyjatkowo mocno...

Monday, November 1, 2010

kochanscy z serii "lans"

deska,fale i ja;)
z Wayanem,naszym kolega i instruktorem surfingu
przy swiatyni Tanah lot na wodzie
i jednej z wielu innych swiatyn zwiedzanych tego dnia
pola ryzowe...
wulkan, ktory wybuchl w 1963roku

relaxujemy sie wieczorkiem na plazy i ja w dziczy kudlatej

juz poniedzialek 1listopad2010 troszki mam dzien refleksji i zadumy, ale dzieki temu, ze mam Was nawet za 7 gorami i lasami to probuje sie usmiechac, do tego Tom przytuli i jest lzej, ale szczerze to sa takie dni, kiedy wiem, ze powinnismy byc z najblizszymi w polszy i dzis jest jeden z nich... wczoraj byl rosol i kura, dzis znowu jedlismy rosol niedzielny i prawie bylo jak w domku..jednak tylko prawie... ale zeby slokno bylo powrzucam zdjecia na naszego ostatniego bali...

Sunday, October 31, 2010

31 pazdziernik 2010
niedziela...no i dzisiaj popoludniu bede jak Bog przykazal gotowac rosol;)
wrocilismy z Bali i powiem szczerze, ze mam ochote na ta nasza narodowa niedzielna zupe!
wrocilismy z Kochanskim w nocy z Bali i juz na lotnisku w Jakarcie, gdzie mielismy transfer zaczelismy planowac urlop na nastepny rok i jakis pretekst, zeby tam wrocic...
kurcze....co tam jest takeigo, co juz nie tylko mi nie pozwala myslec o tym, aby tam zostac na dluzej...
nie tylko fale, lapanie zielonych fal i podjazd nimi az pod sam brzeg oraz to uczucie, ze to Ty jestes krolem swiata i mozesz WSZYSTKO jak tylko wstaniesz na desce i zaczniesz jej mowic gdzie chcesz aby cie niosla...
nie sama atmosfera permanentnego lata, imprez, bezstroskiego zycia i usmiechnietych twarzy ludzi,
nie to jak w nocy graja koniki polne i jadac przez polne drogi wsrod pol ryzowych mozna czuc zapach swiezego powietrza i unoszacej sie rosy...
nie samo slonko i mozliwosc biegania 12stu miesiecy w roku w samych japonkach
;)
moze wiec brak wyscigu szczurow, tej wiecznej pogoni za kupmen nowego, lepszego auta, najnowszego tv i Ipoda...
ale proste zycie ludzie, ktore wyznacza slonko oraz surferow, ktorym mowi ksiezyc i jego fazy o tym kiedy plywac i jak zaplanowac dzien, aby skorzystac jak najwiecej z fal
dla mnie te wszystkie szczegoly sprawiaja, ze uwazam to miejsce za jedno z najpiekniejszych na ziemi i zawsze chce tam wracac
jedyne co kiedys bedzie mi tam brakowalo to sniegu prze chwile i Was, ale wiem, ze wtedy juz pod pretekstem mnie zobaczenia, sami spakujecie swoje japonki i krem od slonka i wpadnienie do naszego kochanskiego raju!
;)

Wednesday, October 20, 2010

21 pazdzernik2010
wstaje rano i bede sie pakowac na wycieczke...
po wycieczce obeicuje sobie samej nadrobic zaleglosci na blogu, bo jak dalej tak bedzie, to ksiazki sie z tego nie zrobi...
widze ostatnia date wpisu ponad miesiac temu...
oj gojda, czy Ty nie podrozujesz..czy jestes leniem i nie piszesz...
no nie pisze!
bo podrozuje, byla Tajlandia z Mama, byly Emiraty z familia Toma, teraz jedziemy na nasze wakacje na Bali...
popisze stamtad moze z zanzibaru przy drinku, jak bedziemy obserwowac wieczorem fale i gdzie jest net
teraz podsylam Wam buziaki jesienne ze slonkiem bo u nas piekna jesien z 30C i slonko i woda w morzu cieplutka, a nie goraca...
i po tym jak juz zlapie te kilkanascie fal zielonych, upoje sie beztroskoscia zycia od balijczykow, powakacjuje z Tomem i pojezdzimy skuterem po zakatkach wyspy bede opowiadac jak nam bylo tam dobrze!
Ci co niecierpliwi polecam kino i zekranizowany film o wycieczce o Wloch, Indii i Bali, wyspy na ktorej odnajduje sie milosc..

;)

Monday, September 6, 2010

6wrzesien 2010
wieczor sie zbliza, a ja do pracy Rodzacy...
ale po weekedndzie pelnym wrazen, trzeba popracowa chwilke
Kochani, zaswiecilo slonko, wstal nowy dzien i ja zaczelam zsnowu podrozowac!
ale jak?
nie w chmurach, ale autem, pojechalismy z Kochanskim na weekend ponad 800km od nas podziwiac niesamowite widoki Omanu i sprawdzic fale na deske!
no i byly i widoki i fale...
jechalismy caly dzien, a za oknem pokazywaly sie raz suchy piach nawiany na droge z pustyni obok, za chwile rozlana woda z ocenau, spadl nawet deszcz przez moment, kiedy to chmury schowaly sie za ponad 2tysieczne gory...
potem biegaly kozy i przechodzily droga wileblady, az do zolwikow, ktore wynurzaly glowe ponad fale, aby zaczerpnac powietrza...
no i to chyba to bylo najbardizej niesamowite, bo na poczatku myslelismy, ze to jakas ryba, albo szmata na wodzie, potem foka, az wreszcie trzeba bylo zobaczyc samemu i sie przekonac, ze te niby foki to sa zielone turtlesy zyjace w dodach Oceanu Indyjskiego!
dzis wyczytalam, ze ich waga dochodzi nawet do 500 kg i nie jedza surferow, jak sie martwilam wczoraj...
;)
oj naprawde niesamowite doswiadczenie byc tak blisko natury, moc podziwiac to wszystko do okola, gedzie po przejechaniu 5okm temperatura zmienila sie az o 10C...
Moglismy podziwiac zatoke i niesamowicie piekne fiordy z przynajmniej czterema odcieniami blekitu wody,suchy piach i przerwane dogi ostatnia powodzia w lecie,
potem wsie przez ktore przejezdzalisy, a tam tylko kozy i brudne dzieci biegajace miedzy bardzo skromnymi domami, a wlasciwie lepiankami...
wreszcie upragnione duze fale i surfing...
pomiedzy zolwiami i z widownia tych samych brudnych lokalnych dzieci, dla ktorych wydaje sie, ze patrzenie na nas jedna z lepszych rozrywek dnia...
mocowanie sie z ta sila wody i przebiciem sie za fale, aby tam chwile odpoczac i zlapac ta jedyna,co popchnie az do brzegu...
kibicowanie dzieciakow i usmiechm na naszych twarzach po tym jak sie udalo i moich kilku lzach z powodu zwatpienie...to naprawde niesamowite uciucia...
przezywajac takie dni, gdzie moge sie sprawdzac chwili zwatpienia, pokonywac slabosci i widziec radosc w oczach innych ludzi, jak wtedy gdy dalismy popluskac sie dzieciom z deska w wodzie sprawiaja, ze kocham zycie i jego wyzwania!

Wednesday, September 1, 2010

1wrzesien2010r
rano sroda...
rocznica wybuchu wojny, dzieci do szkoly ida i Mateo konczy 5 lat!!!
;)

NAJLEPSZEGO Mateuszku!
Pamietam jak sie urodziles i byles malutkim Aniolem, co Cie nosilam w nosidelku, a Mama biegala po sklepach...
wyrastasz na fajnego i madrego Chlopca!
u mnie wrzesien na pustyni tym sie rozpoczyna, ze juz robi sie ciut chlodniej i wieczorem mozna posiedziec z saiadami na shodach, jak wczoraj...
piekne uczucie do ktorego ostatni bardzo tesknilam...
siedziec na schodach z bliskimi ludzmi, rozmawiac, pic martini z lodem, patrzec jak toczy sie zycie...
kurcze jak mi na pustyni barkuje codziennosci!
rutyny, do ktorej tak kazdy z nas przywykl na co dzien i nie zwraca na nia uwagi...
posiedziec z babcia na lawce, poopowiadac jak minal dzien...
niesamowite...
uwielbiam swoje podroze, poznawanie nowych miejsc i ludzi, ale przyznam, ze od jakiegos czasu samotne podrozowanie i leniuchowanie w luksusowym hotelu nie sprawia mi przyjemnosci...
dzisiaj slonko wstalo, jak pisalam poprzednio, czekalam na nie...
ale to chyba nie o slonko chodzi tylko o ludzi...
to oni sprawiaja, ze na mojej twarzy pojawia sie usmiech, ze chce witac to slonko rano i je zegnac wieczorem...
jakos nie mam weny Kochani....
buzka i milego wrzesnia

Sunday, August 29, 2010

29 sierpien2010
wieczor niedziela...
wow, to juz prawie miesiac, a nawet ponad miesiac nie pisalam...
bylismy w polszy z Kochanskim i bylo naprawde pieknie i kochanskoooo
dziekuje za to Wam wsyztskim!
za ta rodzinna kawe rano na schodach w raciborzu...
za ognikska i grille wieczorem, za rowery,za spacery niedzielne w naleczowie,
Mamom za obiadki o ktorych potem czlowiek kazda niedziele marzy...
za kazdy wasz usmiech i czas ktory od Was dostalam Kochani!

bedac na pustyni dzisiaj w humorze....bardzo slabym, albo powiedzmy z powodu handry jesiennej...
wyciagam z pamieci te piekne chwile ktore byly tak niedawno i wiem, ze bedzie ich jeszcze bardzo duzo ...
;)
bedzie!
ale dzis sama zloscze sie na siebie...na swoja prace w ktorej nic nie mozna zaplanowac, wreszcie na niewinnych eunuszkow, ze pokrzyzowanie popoludniowych planow...
co do tych pieknych chwil dopowiem,ze przybyl nam Aniol Paula w Rodzinie i to tez powoduje, ze usmiechne sie przez przelatujace slone kawalki wody na poliku...
p.s.
chyba ide spac, co by pozegnac dzien i jutro rozpoczac razem ze slonkiem, nowy, piekny i sloneczny!
buziak Kochani

Thursday, July 22, 2010

23lipiec2010, piatek ranoooooo
jak dobrze wczesnie wstac skoro swit...
ale nie w piatek, czyli niedziele...
no, ale ze wczoraj poogladalam filmy akcji pod koldra, tak, ze sie pod nia chowalam i wygladalam co dalej...to spac nie moglam...
Miska tez przytulalam ze strachu, bo Kochanski baluje w polszy...
no a rano plan ambitny z sasiadami siatkowka plazowa...
ale na szczescie Lucja stwierdzila o 8, ze nie ma slonka i odwolujemy....
ufff jak fajnie...
lubie rano wstawac, ale pic kawe w pizamie, sluchac pitaszkow jak rozmawiaja, usmiechac sie, a sporty rano sa super, ale zaraz po tym jak sie wezmie po nich prysznic i opadnie na kanapie!
no a co do dzisiejszego poranka, to powiem, ze prze moje uchylone okno w lazience slabo ptaszki slychac...
wlasciwie to jest tylko jeden tak mi sie wydaje, bo reszta pewnie spi w weekend.
oj pieknie tak pic kawe, patrzec jak swiat budzi sie do zycia i co opowiadaja pitaszki z rana...
najlepiej opowiadaja w polsce i to za niedlugo juz uslysze...
;)
a teraz skoro jestesmy przy zwierzynie...niezle z ta osmiornicza niemiecka co?
przepowiedziala sukces Hiszpani...
ciekawe, czy po tym awansowala i jest do zjedzenia za wieksza ilosc piniazkow, czy wrecz zjesc nie mozna i jest atrakcja niemieckiej restauracji...
oj my ludzie, to sobie lubimy historie tworzyc...
bardziej niz ptaszki rano, bo one to raczej tak milo plotkuja, wydaje mi sie, ze zawsze radosnie...
ale moze to tylko mi sie wydaje, bo lubie jak do mnie ktos mowie przy picu porannej kawy...
na polskie cwierkanie i kawe przy kochanskich osobach obok juz odliczam chwile...
buziak i pieknego poranka dla Was Kochani

Sunday, July 11, 2010





11lipca2010... niedziela poludnie...wstalam i podjechalam do Sery na pranie, male ploty i pomoc sprzatac,bo tez sie wyprowadza i w koncu razem tu balaganilysmy przez prawie 3 lata... no wiec w miedzy czasie jak mi pralka wiruje i szczotka sie znudzila popisze Wam co sie dzieje w tej Afryce poludniowej... a widze dzieje sie... no szczerze przyznam wciagnelam sie troche tak na 3 w skali do 10, ale wciagnelam...w te mistrzostwa. moja ulubiona druzyna byla Ghana i neietety juz do domu pojechali, teraz dopinguje lepszym, a ze dzisiaj final i osmirnica przepowiedziala zwyciesto hiszpanom..no siezobaczy, jak nie smiejemy sie z Sera, ze druzyna hiszpani powinna go zjesc!!! ;) no wiec zobaczymy kto kogo zje dzis wieczorem, czy hiszpania pokona holandie, czy holandia hiszpanie... a ja dodam, ze ogarnia ludzi magia footbolu... na ostatnim moim locie z Frankfurtu menager tez mial bzika na tym punkcie i sluchajcie po kazdej polowie meczu i bramce oglaszal wynik prze PA w samolocie... ale jaja smieszne to bylo zwlaszcza pod konice lotu kiedy to wyladowalismy w Abu i wynik meczu byl3:1 dla druzyny niemiec!!! no sasiedzi nasi szczesliwie opuszczali poklad samolotu marzac o finale... maja 3 miejsce i gratulacje dla nich a czy dzisiaj poleje sie ze szczescia wino na ulicach Hiszpani, czy heineken w Holandii ze szczescia zobaczymy juz za kilka godzin! ja dopinguje lepszym, szczerze to nawet Holnadii, bo daleko zaczli, chociac wole zdecydowanie wino czerwone niz browar... buziaki Kochani

Thursday, July 8, 2010

a teraz z seriii sielsko anielsko... no i opisana sofa aniolowa na dole, na gorze wiedzmowe lozko

a teraz jak mam necik i jest ciagle 7 rano, czyli jeszcze nie otowrzyli mi sklepow, wieje na dworze i nie chce mi sie spacerowac po Michaigan Ave w wietrzynm miescie popisze Wam historie o aniolach...
kto mnie zna wie, ze ja mam sowje teorie na ich temat, wiem, ze sa, ze dmuchaja w skrzydla nasze, ze czasami wystawiaja nas na probe i sprawdzaja...i to bywa ciezkei...
ale tez pokazuja nam, ze mozna na nie liczyc...
i tak bylo w miniony poniedzialek ze mna...
otoz rano weszlam do nowego domu w Khalifie i zaczelam skercac szafke, a raczej ja rozkrecac, bo poprzednio zafascynowana puzlami z IKEI zle ja zlozylam...
chcialam wiec sama na nowo zlozyc od poczatku, tym razme poprawnie...
no, wiec podlaczyam sobie radio, zaparzylam kawe i wzielam srubokret do reki...
nagle ktos puta do drzwi...
9rano,...kto to moze byc w poniedzialek...
otwieram troche ze strachem....i zaciekawieniem...
a tu koles przedstawia mi sie za mojego bylego sasiada i proponuje mi zebym sobie przygarnela jego sofe i stolik....
ja na to yyyyyy
nie wiedzilam co mam odpowiedziec, poniewaz powoliiii kupuje meble do pustego m-1, ktore dopiero wynajelam, ale wiadomo, ze wszystko to kosztuje, wiec postanowilam, ze sofa moze poczekac...
nawet poprzedniego wieczoru wspominalam o tym Tomowi, na co On odpowiedizal, zeby sie nie martwic bo samo to przyjdzie i jakos sie kupi...
\oki samo przyjdzie, ale doslownie nigdy bym nie przypuszczala!
;)
no, wiec mowie, ze tak wlasciwie to potrzebuje sofy, ale moze jeszcze sie wstrzymam, ze biala bym chciala i nie wszystko naraz i ...
a ten mnie ciagnie do jego mieszkania na przeciwko i kaze mi ja zabierac jak potrzebuje...
patrze no spoko fajna sofa...pytam wiec ile pieniazkow za nia chialby...
a( byly) Sasiad, ze On nie bedzie zarabial na ludziach pieniedzy i chce mi ja dac...
PO PROSTU DAC, BO JEST MU NIEPOTRZEBNA!
jak zobaczyl, z mi sie oczka na nia zaswicily, sciagna z niej pokrowce, przenieslismy do mojego mieszkania dodal stolik i wytlumaczyl w ktorym sklepie robi sie zakupy i skad dowoza pizze...
ja zamurowana stalam jak wryta mowie znowu, ze chce pieniazka bo ja tak nie moge, itd...
znowu sie skrzywil, ze przenosi sie do dubaju, otwiera firme i mu nic nie potrzeba!
na co ja :PIJESZ??
Byly Saisa: PIJE, ale nie WHISKY...
'no to wyciagnelma z bialego koszyka moje ulubione wino z aniolem(taki jest na etykietce amorek;) ktore dostalam od Toma i podarowalam w drodze rewanzu...
teraz to kolesiowi oczka sie usmeichnely...podziekowal i zamknal za soba drzwi...
ja podjarana, ze mam brakujace meble zaczelam sie chwalic najblizszym tym moim dealem z aniolami...
a tu znowu ktos puka..
tym razem smialo otworzylam a tu byly Sasiad....sluchaj jeszcze dorzuce Ci lapmke i mikrofalowke, bo ja mam w tym nowym mieskzaniu olbrzymi piec i naprawde jej nie potrzebuje!
po prostu sie usmeichnelam po raz ktorys podziekowalam i wyjasnilam, zeby byl spokojny o swoja firme, bo robiac takie deale karma szybko wroci do Niego...
potem usmeichenlam sie do siebie i aniolow w niebie, podzielilam sie dobra wiescia i postanowilam dac mikrofale sasiadom zza miedzy, czyli Lucji i Heniowi, ktorzy tez mi bardzo pomagaja od poczatku...
wino z aniolem Tom powidzial, ze kupi sie nastepne, zasmielismy sie, ze sama "przyszla sofa..." no i toast wieczorem za siasiada wzniesmismy...
no i Kochani....
powiedzcie, jak nie wierzyc w ludza bezinteresownosc i aniloly...
bardzo mi sie Domi spodobala, bo jak jej opowiadalam nastepnego dnia o tym od razu mi odpowiedzila :"...Gosia, zobacz sa anioly, prawda...?"
no sa anioly.....tylko, my je nie zawsze widzimy, albo mamy moment by otworzyc drzwi...
kolorowo truskawkowoooo


8 lipiec2010 6rano budze sie w wietrznym miescie Chicago i nadrabiam zaleglosci na necie zanim otworza VS...;) a tak serio chcialam sie Wam Kochani a szczegolnie Mamusi mojej pochwalic pierogami z truskawkami.... huraaa wyszly! Mamun pierwszy raz w zyciu sama je lepilam, no oczywiscie dzieki twojej szkole i milosci, bo od dziecka patrzylam jak je sama lepisz, ile ja tych truskawek i farszu z ruskich zjadlam....przy tym ogladaniu i "pomaganiu"... ale nigdy mi nie wyszly....ciasto sie rozpadalo podczas gotowania, bo nie umielam ich skleic...juz nie mowie o ich ksztalcie, ktory byl "bez ksztaltu"...
ale zawsze patrzylam jak Babcia je robi, walkuje potem wycina szklanka....i same jej sie zakrecaja po wlozeniui farszu do srodka.....
mi rozpadaly sie i farsz wychodzil bokiem...
az do ostatniego wekendu, kiedy to
przywiozlam z europy pachnace truskawy, wsparta przepisami Mamy, ze lepiej aby ciasto bylo miekkie mniej maki oraz podjarana tym, ze zrobie niespodzianke Tomowi oraz Saisaidom i moze mi wyjda....dodalam troszke oliwy ..i U.D.A.L.O. S.I.E!!! ;)) sami popatrzcie...a smak mniam

Friday, June 25, 2010

lazienka before and after...
25 czerwiec 2010
piatek ranooo wstajemy po dlugiej nocy z footbolem...no i znowu dzien dziecka kolejny sie zaczyna...;)


magia footbalu trwa.... a ja mam czas na to, aby podrzucic zdjeica na bloga... poneiwaz wszystkie wycieczki poza emiraty zstaly na czas mundialu wstrzymane! zakupy i spotkania ze znajomymi w przerwach, ewentualnie razem w knajpie na mecz mozna sie spotkac.. oj smiesznie...dobrze jednak, ze jestem latawica i troche latam sluzobo nawet podczas meczy... ;) ale powiem szczerze, ze nie meczy mnei to a raczej smieszy...jak ten Tom moze patzec na te ludki biegajace za pilka i sie nie nudzi Chlopakowi... ja powiem Wam, ze udalo nam sie przeniesc sie w przerwei miedzy meczami i powolutku robie mieszkanie domem... pokazuje to juz na zdjeicach... buziaki

Saturday, June 12, 2010

12 czerwiec2010




12czerwca 2010 sobota populdnie...
12sty dzien dziecka ;0)
leniuchuje z Kochanskim, a moje zycie podporzadkowane jest meczom i godzinom ich rozrywek...
dzisiaj pomiedzy rozgrywkami grupy A korea kontra grecja jest 30minut przerwy i czas na..rybe...po grecku...
potem ogladamy nigeria-argentyna...a wieczorem angia-usa...
ogladamy, to moze za duzo powiedziane..ale nie narzekam jeszcze...
mam czas na nadrabianie zaleglosci na kompie!
a to oznacze hura zrobie pliki ze zdjeciami, wywolam je i zrobie albumy!
wiec viva la football, mam czas na zawawe na kompie!
buziaki Kochani, milego footbolu ja wrzuce obiecane foty z delfinkami i gorami z naszego ostatniego Omanu...

Wednesday, June 9, 2010

9czerwiec2010r

sroda popoludnie...
niektorzy ciesza sie latem, zblizajacymi sie wakacjami i przerwa w szkole,jak ukochany sasiad Emo;), zbizajacymi sie mistrzostwami i wraeniami zwizanymi z footbolem, wreszcie slonkiem i truskawkami, no i dniem, a wlasciwie miesiacem dziecka jak ja!
bo tak sobei wymyslilam nowa tradycje, ze dzien dziecka trwa caly czerwiec!
i tak od 1go czerwca, gdzie obrzeralam sie lodami, potem nastapil drugi czerwiec i znowu celebrowalismy z Kochanskim dzien dzicka az do dzisiaj juz 9dnia dnia dziecka i jeszcze cale 21 dni przed nami!
hura!
pochwale sie Wam, ze u mnie za goraco na wesolo miasteczko,a wode w basenie sie chlodzi, a nie grzeje, to ostatni weekend tez mielismy super dzien dziecka!
Kochani widzialam stadko bawiacych sie delfinow na wycieczce w Omanie!!!
jakie to piekny widok!
kiedys w HAmeryce widzialmna sapcerach przy oceanie bawiace sie delfiny, ale dosyc daleko od brzegu, a kiedy zaczynalam do nich plynac...
uciekaly...
natomiast ostatnio jak polpynelismy lodeczka na wycieczke w zatoce omanskiej poogladac rybki pod woda, normalnie delfiny plynely za nami i chyba mialy dobra zabawe...
same zaczely plywac i skakc jak szalone kiedy ludzie na lodkach im klaskali!
piekne byly, takie mordki usmiechniete i wyskoki co jakis czas, zeby pokazac swoje cialka blyszczace w slonku...
chyba delfiny to takie zwierzaki, co budza w nas bardzo pozytywne emocje...
wstawie zdjecie, to sami zobaczycie!
dzisiaj na dzien dziecka pieklam ciasto z bananami i mango;)
(bo truskawki sa tylko co wygladaj na truskawki...)
ale wyszlo pycha!
buziaki Kochani dla Was i serio sprobujcie caly miesiac rozpieszczac siebie i najblizszych z okazji miesiaca dziecka!

Tuesday, May 25, 2010

26maj2010

" Mamo, Mamo, cos Ci dam
dam Ci serce ktore mam,

a w tym sercu rozy kwiat,

zyj nam Mamun w szczesciu, zdrowiu ponad sto lat..."
takie wierszyki kiedys mowilismy naszym Mamom, potem byly laurki i przedstawienia w przedszkolach...

to musi byc faje, widziec jak grupa dzieciakow prezy sie zeby dobrze wypasc i powiedziec po 4 slowa wierszyka, co biedne panie przeszkolanki uczyly ponad tydzien....
i te dzieci w tych rajstopach...
juz chyba tak nie ma, bo wiecej ciuchow w sklepie...
ale przedstawienie, oj chetnie bym poszla na taka impreze, bo to narawde musi byc niesamowite.
No, ale i na to przyjdzie czas...
Mamy kochane, a zwlaszcz moja najukochansza Zosia, najlepsze zyczenia dla Was dzisiaj, bo to wasze swieto, co by chociaz dzieci raz do roku docenily wasza milosc...
ale chybato wszytsko najbardziej doceniamy jak sami jestesmy juz rodzicami...
ja patrzac na moje mlode mamy...Edi, Martuche,Madzie,Karole,czy Kejsi co po raz pierszy bedzie obchodzic swieto w tym roku...czy Misiaka, albo Dzastine...ktorych jeszcze nie widzilam jako Mamy,
to mi sie buzka usmiecha jakie wspaniale z nich Mateczki!
Kochane Mamy, a zwlaszcza ta moja najukochansza, duzo zdrowka i usmeichu Wam zycze, a sloneczko podesle chmurami...
kwiatuszka podsylam dla Mamy co suzkalam w tej wodzie kiedys w Tajlandii

Monday, May 24, 2010

24maj2010

popoludnie juz za gorace w Abu...
piore, gotuje i pisze z maseczka rozana na buzi...
;)
ale od poczatku...
"viva la global system of interconnected computer networks!..."
taki dzisiaj opis wstawilam sobie na FB, czyli w skrocie internet;), ktory wyczytalam, ze chula w polsce od 20grudnia1991 roku.
Wiec "viva la internet", bo dzieki niemu ja mam kontakt z Wami i calym swiatem niezaleznie od tego w ktorej jego czesci ja jestem!
to naprawde kozak posuniecie techniki nikt nie ma watpliwosci!
ale juz pisze dlaczego ja dzisiaj o tym chce Wam napisac!
A wiec....
(nie od "a wiec";)
24maja dokladnie rok temu dostalam na jeden z portali prosta wiadomosc, zapraszajaca mnie do grona znajomych jednego z jego administratorow.
Wiadomosc, krotka i zwiezla, wiec ja rownie zwiezle i krotko odpisalam.
No i od tej wiadomosci moje zycie zaczelo miec jeszcze wiecej kolorow...
Kto mnie zna to wie, ze ja nie naleze do osob zabiegajacych o znajomych a tym bardziej na jakis portalach...
no wiec co, dlaczego i kto mi podpowiadal, zeby odpisac i zaczac ta korespondencje...
nie mam pojecia!
Od jednej wiadomosci do drugiej, trzeciej, az w koncu wielkiego mojego wypracowania o Tajlandii, bo Administrator Administratorow(tak siebie nazywal nowopoznany Admin;) zapytal mnie o ten kraj...no i zaczelismy klikac ze soba regularnie.
Regularnie na tyle, ze w pewnym momencie ja wracajac ze swich sluzbowych podrozy nie tylko myslalm o Was Kochani, ale tez o tym, jaka mam wiadomosc od AA...
potem byly golabkil snowboard i Bali...
i chociaz wydawalo mi sie, ze skutecznie uciekalam i bronilam sie przed tym uczuciem, bo po prostu sie balam...
to zakochalam sie owym AA!
Dzisiaj wybieramy sie na kolacje i bedziemy na pewno smiac sie jak jedna wiadomosc moze zmienic nasze zycie...
Tom, tak jak wspomnialam wczesniej niegdy bym nie uwierzyla, ze mozna zaprzyjaznic sie z kims, a potem go poznac i pokochac poprzez "the global system of interconnected computer networks",
to dzisiaj wiem, ze takie rzeczy sie zdarzaja, a ksiazka Wisneiwskiego, ktora dostalam od Madzi ponad 3 lata temu
(albo Edi...cholera Laski sory,!:) ma dla mnie zupelnie inny wymiar...
ja ich rozumiem, ze mozna tesknic do drugiej osoby nie tylko za jej fizycznoscia, ale przede wszystkim obecnoscia w codziennym zyciu!
Za to, ze moglam Cie poznac najpierw jako Administratora Administratow i smiac sie przed ekranem mojego monitora, potem wysylac smsy i opisywac zakatki swiata, az wreszcie zaprzyjaznic sie,rozwijac razem wspolne pasje i zakochac za twoja kochanskosc bardzo Ci Kochanski dzisiaj DZIEKUJE!
Dowiesz sie tez dzisiaj, ze jak robie kawe rano, to dorzucam Ci lyzeczke browna,albo kostke serducha, bo lepiej smakuje...
ze....
...jestem widzema, mam dobre serce, lubie pisac i gadac, klne jak mam na to ochote, nie zgrywam milej, tylko dlatego, ze tak trzeba, chyba jestem odwazna i lubie zycie, szczegolnie jak moge Ci o tym wszystkim powiedziec wieczorem, a rano zrobic kawe z brownem...
p.s.
o tym wszytskim, wiem, ze wiesz juz dawno, a co do cukru towydaje mi sie, ze zauwazyles ten cukier, tylko lubisz jak ja sie ciesze, ze znowu mi sie udalo...



Monday, May 17, 2010

17maj2010
polowa maja, a ja nie czuje zapachu bzu, ani konwali...
nie mowiac, ze nie jadlam bigosu z mlodej kapusty na Mamy imieninach...'
tort Edi tez mi uciekl przed nosem...
ale sie nadrobi!
chyba jednak brakuje mi najbardziej tego zapachu kwiatow...
no i cieplych wieczorow w polsce, bo chociaz ostatnio na pustyni bylo przyjemnie i wietrznie, u Toma sa cykady wieczorami i tez prawie jak w polszy...
to jednak nie to samo zmarznac pod wieczor i poczuc zimne powietrzne i rose...
ja sluchajcie zalatana...tym razem an ziemi...
bo majac kilka dni wolnych probuje znalezc fajne mieskzanie blizej lotniska, dubaju i zycia gdzie trzeba placic rachunki, bo sielanka mieszkania w wiezy mnie znudzila...
oj szkoda gadac, jak w tej czesci swiata szanuje sie czas, a wlasciwie sie go nie szanuje lub dane slowo...
wiec cwicze swoja cierpliwosc kiedy biegam od jednego mieszkania do urzedu, a potem posrednika...
buziaki i zycze Wam Kochani tych cieplych wieczorow z lekkim ochlodzeniem pod wieczor, tak, ze sie kocem nakrywamy i dalej mozna sluchac jak gady w krzakach szeleszcza...

Tuesday, May 11, 2010



12maj2010
dokadnie 11maja piec lat temu zostalam pania mgr inz....
nigdy jeszcze co prawda nie uzywalam swojego tytulu w pracy, ani nie wyciagalam dyplomu z szuflady, ale "one Day" sie to zrobie...
ten Day jeszcze nie przyszedl widocznie, no ale tytul przyznali!
kiedys chyba o tym pisalam, ze to byl jeden z fajniejszych dni w moim zyciu, tzn dzien obroby, na poczatku pelen stresu i niewiadomej, potem duzo szczescia, dumy i satysfakcji, ze jak chce to potrafie, nawet o tych ISO i systemach motywacyjnych popisac...
;)
dzisiaj odpoczywam wAbu na stb i nadrabiam zaleglosci na necie.
wieczorkiem wczoraj wrocilam z Ladka zdroj, gdzie jak nigdy sloneczko i wiaterek wiosenny, az milo popatrzec do okola.
wrocilam wieczorek do domku, a tam Tom zrobil mi niespodzianke i zapukal do drzwi...
smielismy sie z Sera i cieczylismy z Tomem, ze udala sie niesodzianka jak dzieciaki,
oj fajnie miec pstro w glowie mowie Wam...
dzisiaj patrze przez swoje brudne szyby w liwingrumie..;) na palmy zielone, trawe co sie wlasnie podlewa. boisko niedaleko i hindusow w szmatach pracujacych obok...
i az mi sie nie chce wychodzic bo bucha zar i zewnatrz...
czujeto przez skore...

poczekam chyba do wieczora, jak zawieje wiaterek..bo ostatanio wieczory sa naprawde mile
dodam, ze bylismy na pustyni 4 dni temu i bylo bosko wieczorem, jak nigdy wczesniej piach nawet nie parzyl, wiec chodzialam na bosaka po cieplym piachu, a wiaterek przeplatal wlosy moje i Kasi-juz mlodej Zony, bo wybralismy sie ze znajomymi na sesje zjedciowa slubna na zachod slonka wlasnie na dzika pustynie.
oj lubie ta pustynie..bo niby ta sama, ale za kazdym razem widze ja inaczej,
raz parzy piachem i dmucha nim w oczy, nastepnie wita swoja goscinnoscia jak ostatnio i muska wiaterkiem, potem znowu pokazuje pazurki i sie zakopujemy po "drzwi" w piochu,lub kusi swoim bogactwem roslinnosci i pieknie uczesanym piachem i niesamowitych kolorach...
normalnie jak kobieta...
no bo pustynia, to rodzaj zenski przeciez...
buziaki od pani mgr inz.

Tuesday, May 4, 2010

4maj 2010

budze sie w NiuJorku, wiosna piekna na dworze...
ludzie chodza juz z krotkim rekawkiem na dworze..w japonkach to normalne w koncu tu jest Hameryka, caly rok potrafia chodzic we flipflapach i Uggach;)
no, a krotki rekaw mnie nie powinien dziwic, bo tam gdzie mieszkam od prawie 4 lat krotki rekaw to norma...
'ale takie letnie ubrania w "normalnym swiecie" i swojskim klimacie kojarza mi sie inaczej...
z wiosna, powiewem swiezego wiatru, wycieczka rowerem i winem pitym na lawce w parku, otworzonym wczesniej korkociagiem z torebki...( dlugopisu w niej ciezko bylo znalezc na studiach, ale korkociag ZAWSZE!;0)
No i jak mam taka wiosenke za okenem chce mi sie do Was, posiedziec pol nocy na plotach na dworze, wstac rano na kawe i poczuc jak pachnie rosa na trawie...
no i popatrzec na Was...
wiec wczoraj jak wyszlam po 15 godzinach lotu od razu zrzucilam mundurek latawicy wlozylam trampki i dzny i na dwor na spacer...
siedzialam na lawce, wdychalam wiosne i postanowilam, ze tak trzeba zakombinowac, zeby lato spedzic z Wami ciut...
;0)
ale powroce do maja, bo to jeden z moich ulubionych miesiecy, zaraz po styczniu i moich urodzinach,lutym i walentynkach, marcu, bo dzien kobiet, wiosna i Tomayaama mam teraz urodziny, maj bo zielen, dzien mamy, Mamusi urodzinki, Edi 18tka no i majowy weeekend...
jeden taki pamietam szczegolnie...
wlasnie mi Madzia przypomniala, jak weszlam na ich bloga....
'oj ja niedobra zakrecona, wylecialo mi z pamieci, zeby do Was zadzwonic, ale uszzz pisze o nim....
Kochani to bylo 5lat temu podobno, ale serio wydaje mi sie, ze 3tygodnie temu...(tylko jak Madzia te ciaze tak szybko przeszla..;)...
3 tygodnie temu czy 5 lat szylam pol nocy cekiny do sukienki, bo chcialam, co by sie kwiotki swiecily na niej...
Sasiadka kochana uszyla kiece w ostatniej chwili, ja wiec w ostatniej chwili szylam kwiotki, tak, ze krew z pokutych paluchow leciala....
ale do rana przyszylam, wstalam i w biegu na starowke, do "Szewca", do kosciolka i slub....
a tam piekny kosciolek, ekstra zakrecony ksiadz, co przysiege pokrecil jeszcze mocniej
i przede wszystkim Ci ludzie i milosc co uchodzila drzwiami i kominem kosciola...
Mala Zuzanka w rozowych skrzydlach aniola wygladala przepieknie drepczac po dywanie obok pieknej MAdzi Panny Mlodej i dumnego Majkola Pana Mlodego!
dla mnie bylo prawdziwym zaszzytem uczestniczyc jako swiadek w tak fajnej ceremoni zasubin!
jak dzisiaj Kochani widze owoce waszej milosci, no to tak sie mocno ciesze, ze nam ta matma nie szla na studiach i trzeba bylo na poduczanie jezdzic, do tego "lysego ze stasia"...
widac wszystko tam na gorze nam ktos poukladal i nawet jak matma i calki nie ida, to tez z jakiejs przyczyny...
ja dzisiaj mam w planie polowanie na manhatanie na kolczyki do zielonej majowej kiecy, bo znajomi z Dubaju tez beda slubowac sobie w maju milosc...
buziaki majowei slonko dla Was!
zyczenia tego co piekne i najlepsza na nastepne 55lat dla Majkoli,
oraz fajowego wiatru Kochanskiemu z NiuJorku podsyla kochanska latawica!
p.s.
zdradze sie Wam Kochani, ze ostatnio przyznalam sie Tomowi do bloga, ale nie pozwolialm jeszcze go czytac...
chce kiedys dac w calosci swoje podroze i opowiesi, dlatego moge se pisac tu co kceeee, nawet o tym, ze jak robie kawe rano to ja zawsze slodze ja brownem, bo jest lepsza, a Tom jest swiecie przekonany, ze pije bez cukru...

Monday, April 26, 2010

26kwiecien...2010
mialam wstawic Taylandie..nie wstawilam,
Wielkanoc byla piekna w Abu z Rodzicami i Tomem, z zuro-barszczem na stole i kielbaska wedzona, potem smingus i nurkowanie, a raczej plywanie z ruzka na powierzchni wody.
kurcze, alez atrakcji mialam tej Wielkiej Nocy!
pod woda zobaczylam rekina i zolwia....
opalalam sie tydzien z Rodzicami w ciagu dnia, a wieczorami odwiedzalismy knajpy w dubaju...
naprawde blogi czas...
potem byl 10 kwiecien i Tom odebral smsa z wiadomoscia o samolocie z prezydentem poski na pokladzie...
nie wierzylam na poczatku, ale okazalo sie prawda, ze znowu czlowiek nie jest panem swiata!
Nie wiem dlaczego tak sie dzieje na swiecei, ael widoczniekto w niebie potrzebowal tyc ludzi bardziej niz my na ziemi...
dziwnie cie czuje jako polak bez prezydenta...
nie to, ze jestem znowu wielka patriotka, ale zawsze dumnie mowie o swoim polskim paszporcie na zebraniach, nawet jak czesto na przejciach graniczynych musze z nim stac w kolejce po wize!
;)
potem byl wulkan i sparalizowany swiat...
no to wygldalo jak w filmie...
My, Ludzie na co dzien nie zdajemy sobie z tego sprawy, co byloby gdyby nagle swiat sie zatrzymal....
gydby samoloty przestaly latac, auta jezdzic, a my nie musielibysmy isc do pracy...
a jednak wlasnei wulkan zatrzymal nam swiat na troche.
Ludzie nie mogli przemieszczac sie droga powietrzna, tracili praca bedac uziemionym na innym kontynencie, zwierali slub przez skypa jak jedna para w emiratach, bo nie zdarzyli dojechac na miejsce slubu...
przedluzali urlopy o 10 dni jak znajomi w Dubaju, wreszcie tesknili do siebie nawzajem, a moze docenili to co maja i sa od tej pory lepszymi ludzmi...'
mysle, ze jakis film kiedys o tej historii powstanie, ja moge dodac kilka watkow do scenariusza, bo wiele moich kolezanek utkwilo z jedna para bielisny na tydzien np w paryzu.
40.000 osob bedacych w emiratach w transferze miedzy ich doecelowym miejscem utkwilo na ponad tydzien czesto bez jednego dirhama.
ja w tym czasie chodzilam do szkoly i zdawlam egzaminy na piewsza klase i nowe suity.
teraz przyszedl czas na testowanie win, a nie tylko kucie ich teorii i rozpoczynam tydzien offa, no bo wulkan poplatal tez nasze plany i snowboard w Livigno.
Zamast tego rozpoczelam zabawe z kitesurfingiem i narazie walcze z latawcem, za to Tom calkiem fajnie juz lata na desce.
tyle pokrotce co u mnie, dodam, ze ma dziwne uczucia dzisiaj...i nie wiem czy wsiadac rano w samolot i pedzic do Was, bo wszystkie wskazowki mi mowia NIE....
czy powalczyc w tym tygodniu z latawcem co by moc zlapac ta "zielona" na kicie o ktorej opowiadal mi Kochanski.
Krzys zapytal, czym zawsze w zyciu sie kierowalam...
no i ja raczej serduchem...
i rob tak dalej uslyszalam!
wiec Kochani zaczekajcie jeszcze moment na mnie, ja nie czuje, zebym jutro wsiadla do samolotu i leciala do was przez Ateny.
dobranoc;)

Wednesday, March 24, 2010

24 marzec2010




dzisiaj budze sie wyspana po nocnym stb na lotnisku, a wczesniej weekendzie w Tajlandii odespalam dzisiaj;)
znowu moge podrozowac! ale najpierw chcialabym pokazac Was Kochani wiosne na pustyni, ktora pokazal mi Kochanski jakies 2 weekendy temu...
wsiedlismy w samochod w sobote rano, aparat, statyw, kupilismy butelki wody na stacji i w droge!
ja nie moglam, na poczatku wycieczki juz sie poddawalam z podowu upalu... bo chiciaz to marzec, temperatura na pustyni juz siegala powyzej 30 C... plus slonko, zero drzew, no jak na patelni...
marudzilam okrutnie z powodu nadmiaru slonka i braku powietrza...i mysle, czemu nie lezymy na plazy...
ale Tom zagadal, ze mi sie spodoba, bo On byl juz w tym magicznym miejscu i po krotkim odpoczynku ruszylismy dalej...

no i co chwila pojawialo sie cos nowego, fajnego, na poczatku tylko widoki gor i piachu i gor, a potem... drzewka, cien, oazy jakies... no juz mi lepiej!
;)

az dotarlismy do dziwnej skaly i postanowilismy zobaczyc co tam za nia sie chowa skoro jest jeden samochod i wyglada na to, ze jego wlasciciel gdzies wyszedl na "kawe"... idziemy... a tam zrodelko ... na pustyni woda plunie ze skal, jak z Wodogrzmotow Mickiewicza w Tatrach! no i jak woda, to od razu mi lepiej, scignelam buty i zaczelam sie w niej chlodzic! potem juz bylo tylko piekniej i chlodniej. podrzuce kilka fotek z opisanej wycieczki oraz drogi powrotnej na ktorej spotkalismy pustynne zubry;)
buziaki Kochani, jutro obiecuje Tajlandie....bo kolory zdjec zrobionych podczas ostatniego naszego weekendu w Tajlandii nie moga byc ukryte w folderach na dysku!
p.s. dodam, ze wycieczke nazwalismy w gory halwowe, poniewaz zauwazylam, ze z boku wygladaja segmenty jak halwy....