Tuesday, December 29, 2009





:)
29 grudzien 2009r
niedlugo konczy sie rok...
jest grudzien pod Switach, ktore spedzilam na pustyni w ponad 20C na plusie, bez bialego sniegu, bez pasterki na ktorej wszyscy byli zmarznieci i odbijalo im sie sledziami z wigilijnej kolacji...
bez pierwszej gwiazdki wygladanej od samego poludnia, bez ciemnego i najcieplejszego wieczoru w roku, bez klusek z makiem i sledzi z rodzynkami...
jednak niesamowitym i na pewno na dlugo zapamietancyh Swietach Bozego Nardozenia na pustyni, daleko od rodzinnego domu, wsprod ludzi, o ktorych jeszcze 2 lata temu nigdy nie slyszalam i nie widzialam, a jednak niesamowitych i pieknych Switach...
Takie bylo moje Boze Narodzenie w tym roku 2009...
jak caly rok chyba...
nieplaowane, zaskakujaco pieknego i szczesliwe...
po szkole spontanicznie zadecydowalismy, ze Domi robi rybke na kolacje i ja wpadam na tzw"wigilie"
tak tez zrobilysmy, Ona biedna gotowala pol dnia, obierala krewetki kupione dzien wczesniej na fish market, piekla rybke w piekarniku, ja o 20 zdalam ostatnie ogzaminy i z papierami latawicy na 1sza klase pobieglam do Niej do domu...
a tak bosko zastawiony stol, z polskimi koledamiw tle i siwecaca choinka, a przede wszystkim pikena i swiateczna Domi czekal na mnie...
po symbolicznym przelamaniu sie chlebkiem, zaczelysmy smakowac tych pysznosci i mowic, ze w polsce ludzie czekaja w kolejce, aby kupic karpia na stol...
w emiratach Kochani, to sprzedawcy na fish market sie bija o to kto sprzeda Dominice rybe...
;)
potem ja obierze, zapakuje i popatrzy na piekno Polek...
;)
zgosnie z tradycja polska, zadzownil zagubiony Mr Zielinski i dosuadl sie z nami do wigilijnaje kolacji,...
potem nastepny dodatkowy talerz nalezal do Kolegi Czecha i oto w tak licznym juz gronie postanowilismy kontynuowac tradycje i pojsc na pasterke pod palma...
;)
wychodzac z domu, Domi zaczepil Pan i podal list "very important letter"...
aw srodku byla pocztowka z Polski od Dziadka Domi i polski oplatek....
no lezka sie nam wszystkim zakrecila...
jak pieknie...
nie dosc, ze mamy "prawie" jak w domku nastroj i pysznosci na stole, idziemy na pasterke, jestesmy wrod bliskich tu nam osob, to jeszcze oplatek z Polski...
nie moglo byc piekniej...
podzielilismy sie Nim natychmiast z kazdym kogo napotkalismy po drodze...i do kosciola....
a tam mnostwo ludzi, chojna zaraz ubrana obok palmy i koledy spiewane po angielsku....
zakonczylam dzien z niesamowitym usmiechem na buzi, ze bedac tu za 7 gorami nie moglam Was ucalowac i osobiscie sie podzielic oplatkiem, ale moj dzien byl tez piekny i myslami i smsami oraz rozmowa przez skypa bylam tak naprawde caly czas razzem z Wami przy tej prawdziwej i pieknie pachnacej choince!
;)
nastepnego dnia, bylo jeszcze ciagle swiatecznie, bo Sylwia z Wawy zorganizowala spotknaie polakow wieczorem i popijacac winko, zagryzalismy uszka z barszczem i pierogi z kapusta oraz truskawkami i ciasto "niger" jak nazwalismy polskiego "murzynka" w tlumaczeniu dla obcojezycznych gosci...
naprawde jestem szczesciara majac Was, ze caly czas o mnie pamietacie i piszecie nie dajac mi odczuc tej wielkiej odlegosci kilometrowej i wielkiej bliskosci duchowej...
no i jeszcze Ci nowo poznani ludzie, ktorzy zorganizowali to wszystko, abysmy czuli sie tak jak w naszych domach rodzinnych...
wiem teraz, ze wszystko jest mozliwe i mozemy, ja moge;;) wszytsko!
buzi Kochani i wiem, ze nowy 2010 przyniesie dobre rzeczy i same dobre nowiny, jesli my zalozymy, ze takie tylko przyjmujemy i zalozymy rozowe okulary....a przynajmniej sukienke...
buziaki

Wednesday, December 23, 2009

chwale sie piernikami..;)
a tu w szkole z Nako,Michalem i Isoproam24 grudzien2009r czwartek;)
jedna z moich ulubionych dat..dzisiaj Wigilia!
Kochani moi, ja jestem w swoim zywiole, bo mama dzien zaplanowany na 29 godzin, a doba tu za 7gorami i lasami trwa tez 24...
wiec generalnie nie wyrabiam sie z jego realizacja w 100%...
cierpia na tym dzisiaj na ten przyklad moje wlosy, bo nie wyrobilam sie do fryzjera....i podloga...ale to mniej wazne..jutro tez jest dzien, a tu od10.30 jest fryzjer...
podloga..udaje, ze nie widze brudu...
na dworze mam 25C i wczoraj zdalam ostatni egzamin na pierwsza klase po 3tyg. nauki..
wiec jak wczoraj uslyszalam komplement, "jestem latawica z papierami na pierwsza klase, bo to ze jestem pierwsza klasa to wiadomo od dawna.."...
no wiec jestem z papierami latawica...a komplement, kochanski,co?
no, ale wlasnie takie mam Swieta kochanska atmosfera, rozdaje dzisiaj w szkole pierniki, ktore przypalilam troche robiac do 2.30 w nocy...i ide wieczorem na kolacje do Dominiki, ma byc rybka i krewetki...
nie martcie sie Kochani, bo chyba Wam tam przy tych zielonych chojnach,pieknym bialym sniegu i cudownie zastawionym stole mnie bardziej brakuje...
nam polakom kojarzy sie wlasnie tak Wigilia i Swita...
ale, ze ja mam slonko i palme na pasterce, to sie raczej brechtam, gdzie ja jestem niz smuce...
nie moge tylko wlaczac koled i zaczynac myslec za duzo, bo wtedy lezka na pewno sie zakreci...
ale za rok tez sa Swieta i tamte wiem, ze dla mnie bede z Wami!
BUZIAKI
Wszystkiego Dobrego!

Monday, December 14, 2009


14grudzien2009
wrocilam ze szkoly i w ramach odskoczni od win, gron z ktorych zostaly zrobione i szczepow z jakich wyrosly popisze...
temat na dzisiaj to pustynia...
w polszy podobno sniezek pruszy, w Abu nawet padal, a wrecz lal deszcz, a w ostatni weekend udalo mi sie zobaczyc bogactwo natury i jej niecodzienna szate w kolorze piasku...
tak chyba moge opisac pustynie, jak jedna z sukienek "matki natury", co?
ma je w kolorze zielonym, ktore widze przelatujac samolotem nad lasami europy, te w paski przeplatane polami z roznymi kolorami zboz, albo blekitne z kwiatami w postaci wysp na wodzie...
;)
ale wymyslam...
no, ale wlasnie tak mam sobie dzisiaj pofantazjowac o tej pustyni...
od zawsze chcialam zobaczyc ciemnosc i to jak swieca gwiazdki na niej przez cala noc oswietlajac piekno sukienki...
juz wiem;)
ale zaczne od poczatku.
moze od tego, ze kiedy wjechalismy na jej poczatek, zadziwila mnie!
kolorami, wzorami, bogactwem swojej rodnorodnosci...
no i przede wszystkim cisza...
to jest niesamowite, cisza, ktorej nigdzie indziej nie uslyszalam...
zupelny brak dzwiekow z zewnatrz, az mometami przeraza...
proponuje taka wycieczke wglab pustyni i siebie samego kazdemu, kto chcialby uslyszec cisze i porozmawiac ze soba...
na poczatku tak jak pisalam dziwnie sie czulam, bez dzwieku klaksonow, odglosow stukania z budowy, rozmow ludzi, ale za chwile poczulam sie jak zaczarowana...
usmiechalam sie sama do siebie i czulam, ze w tym momencie jestem bardzo szczesliwa!
nie potrzebuje nic wiecej, tylko patrzec jak zmieniaja sie kolory piasku i jego polozenie na roznych wysokosciach...
Boze, ja nawet nie moglam mowic przez moment...
blogosc, spelnienie, euforia, to chyba odpowiednie slowa, ktore mi teraz przychodza do glowy, gdybym chciala nazwAC TAMTA chwile!
z kazda minutka widzialam, wiekszy jej kawalek i coraz bardziej zakochiwalam sie w tym co widze...
potem poczulam cieplo piasku pod golymi stopami, jego sile, kiedy zatapialam sie probujac isc dalej i wreszcie niesamowita moc i potege, kiedy zabieral auto i probowal ustawic, tak jak Ona chciala...
natura jednak jest nieobliczalna i moze nam sie wydawac, ze wiemy duzo i mozemy z Nia konkurowac, ale powiem, ze wlasnie w takich miejscach, gdzie jestesmy z Nia sam na sam znowu pokazuje nam swoja wielkosc i nieobliczalnosc...
a te gwiazdki, jak reflektory na wybiegu oswietlaja Ja noca i podkreslaja jej piekno....niesamowite wrazenie...
no, ale o gwiazdkach opowiem o tym innym razem, bo teraz ide poszukac sukienki na wieczor...