Thursday, October 6, 2011

6 pazdzernik 2011
siedze w kafejce w....Singapurze i przychodzi mi tylko jedna mysl do glowy:
"BE CAREFUL WHAT U WISH FOR..."
to znaczy uwazajmy o co prosimy...bo to sie spelnia...
jak ostatnio narzekalam na brak czasu dla siebie, myslalm, ze fajnie byloby popisac cos na blogu, ale w domku zawsze jest cos do robienia, wiec nie moglam na to znalezc czasu...
do tego sie sprzeczalam z Kochanskim...ze co byloby jakby mnie tydzien w domu nie bylo...
no i bach...
wczoraj o 6 rano mialam 50 minut na spakowanie rzeczy na 9 dni lotu do Brisben przez Singapur...
wiec plakalm i sie pakowalam...jedzac sniadanie z Mezem...
kurcze mentalnie wcale nie bylam, wlasciwie to caly czas nie jestem do tak dlugiej samotnej wycieczki gotowa....
to miala byc wycieczk z Tomem zamowiona w nastepnym miesiacu, gdzie spedzamy sobie serfujac 3 dni na zlotym wybrzezu australii, bo mieszkamy w surfer paradise, potem wycieczka okwieconymi ulicami Singapuru, spacer nad rzeke, wspolne zdjecia przy Merlion Park...
ale nie robienie tej wycieczki po raz 3ci samej...
zwlaszcza, ze podczas mojego ostatniego lotu do Korei moj Maz tak pieknie mnie rozpiescil i po raz kolejny uswiadomil, ze jest moim najwspanialszym towarzyszem podrozy!
Dlatego siedze teraz w tej kafejsce i klikam, zeby podzielic sie z Wami swoimi przemysleniami...
zeby zapytac Kochanckiego przez gg jak smakowal wczoraj rosol na obiad...na ktory strasznie mialam ochote...
zeby popisac i posprawdzac co sie dzieje w swiecie...

kurcze przeciez ja dzis mialam robic wize dla Krzysia, obedbrac uniform z pralni, chyba fokus juz naprawiony...a teraz to wszystko zamarzlo na ponad tydzien...
plany weekendowe...jutrzejszy obiad...
nic....
uwazam, ze trzeba stawiac czola nowym wyzwaniom i nic nie dzieje sie bez przyczyny, wiec pewnie jestem tu po to, zeby popisac chwile do siebie samej, wreszcie wziac lot w swoje rece i zmienic prace, aby nie byc w ten sposob zaskakiwana wiecej...
moze pobawic sie sama aparatem o ktorym tez ostatnio torche zapomnialam...
na chwile sie zatrzymac i byc wdzieczna losowi za to ze Was mam...
popatrzec na innych ludzi i zobaczyc jak swiat jest maly,zupelnie inne miejsca i ludzie na ziemi, a tak naprawde kazdy z nas pragnie tego samego...
zjesc samemu sushi..bo juz herbata sie skonczyla, a capuccino wystyglo i zniknela pianka...
kurcze a ja tak mam ochote na ten rosol wtorkowy z lodowki jedzony przy stole w domu z Tomem...


No comments: