Saturday, March 26, 2011

tak siedzielismy na sloniu podczzas porannego spaceru po dzungli


aaa kotki dwa....tak spaly grubasne rinooo

jakby nie bylo tej rzeki, nie bylabym taka happy, tylko uciekala ZIG ZAG-iem

27marzec2011r...
budze sie dzis wczesnie rano wyszykowalam Kochanskiego do pracy, jestesmy po wakacjach i ja mam duzooo sily, energi ihumoru, az Tom byl rano zdziwiony, ze ja juz happy i wyspana!
bynajmniej nie mam tej energi do pracy jutrooo, ale do zycia!
jest wiosna, jeszcze nie parzy na dworze, no i zowu jestem zakochana w Tomie, Bali i choc przestraszona tym razem mocno bialych fal( te co sie pienia) to ciagle chce surfowac!
Wrocilismy w nocy z Bali i rano juz chce nam sie tam wracac....
no, ale jeszcze nie o tym dzis napisze...
chce opowiedziec smieszna historie z naszej przedostatniej wyprawy, czyli Nepal!
Kochani, cz Wy wiecie jak uciekac w lesie przez nosorozcem?
...
no w szkole uczyli nas, ze kto spotyka w lesie dzika, ten na drzewo...ale o nosorozcach nic nie bylo prawda?
no wlasnie ja tez bylam mocno zdziwiona jak Tom podczas drogi do Chitwan najwiekszego parku narodowego w Nepalu zaczal mi czytac, jak spotkamy nosorozca, powinnam uciekac zygzakiem, schowac sie za drzewo, a gdy i to nie pomoze w koncu zrzucic ubranie, wtedy zwierz moze sie zatrzymac, bo ma grube dupsko, ciezko mu zawracac i male oczka...
jak spotkamy slonia...niedziedzia...a tygrysa...
kurcze smialam sie, bo to dla mnie wtey bylo nie dopomyslenia!
ale wiecie co my te wszystkie zwierzeta widzielimy na zywo....
z wyjatkiem niedziwedzia!
juz zaczynam opowiadac!
pojechalismy do Chitwan, tam przesiadka w jeepa i jedziemy na safarii do dzungli, super safari w dzungli, to dla mnie jeep sprawny z benzyna, kierowca z doswiadczeniem i straznik ze spluwa jakos na wszelki...
otoz Kochani, nie dotyczy Nepalu!
Tu straznik nie moze miec broni, choc ginie ich rocznie srednio 7 i 3 turystow....
wlasnie od atakow dzikich zwierzat! jedyna jego bronia byl bambusowy palak...
nie potrzebuje dodac jaka mialam mine jak przebiegl przed nami w nocy dziki tygrys, na co przewodnik dodal, ze jakby chcial nas zaatakowac, trzeba mu patrzec w oczy i nie pokazywac swojej slabosci...
dodam ze owczem bylismy w aucie na przyczepie, ale kierowca mial 17 lat zgasl mu najpierw z pododu braki paliwa, a potem cos sie psulo...
poprosili by Tom poprowadzil auto, bo nie wiedzieli o co chodzi....
ja jednak po tym jak zobaczylam 5 m od nas 2 nosorozce, slonia dzikiego,ktory jest podobno bardzo niebezpieczny, krokodyla na brzegu rzeki i tygrysa po prostu sparalisowana uciadlam miedzy Kochanskiego nogali i zaczelam rozmowy z Bogiem i dumanie o zyciu....
Kochani, dzis stwierdzam, ze fajnie bylo to przezyc i zobaczyc zwierzaki w zyjace na zywo w tak bliskiej odleglosci, ale do dzis nie moge uwierzyc, ze takie wycieczki sa organizowane od tak sobie,bez wiekszej obrony przez zwierzyna...
aha dodam, ze na kazdym kroku slyszelismy jacy z nas szczsciarze, ze tyle zwierzat widzimy...
no coz ja chyba mam inny wymiar szczescia...
doalcze Wam kilka fotek, na ktorych nawet sie usmiecham, bo myslalam, ze to jakis park, zoo czy cos, a nie dzungla z nietresowanymi rinoooo
;)
buzka

1 comment:

McDucha said...

O rany, aż się wierzyć nie chce... zdjęcia cudowneee - proszę o więcej!!! Na maila też może być ;)