Friday, December 19, 2008

















































podrozowac, podrozowac jest bosko....
to byl dzisiaj moj opis na gg i wlasnie tak mi sie wydaje, ze podrozowac i poznawac nowe miejsca i ludzie jest po prostu BOSKO!!!
Wiadomo,ze gojda jako "latawiaca" troszki swiata widzi, ale ostatnia moja wycieczka do Nepalu byla prawdziwa podroza, z przystawaniem w fajnych miejscac na fotki, jedzeniem lokalnego jedzenia bez 5* i sciemnianych usmiechow!!!
Otoz Kochani moj Krzynio podlecial z Agatka do Nepalu odpoczac od zimnej Polski, ja korzystajac,ze mam 3dni wolne i Brata w Azji, czyli blizej niz w Polsce, podskoczylam do Nich w srode rano.
Przebralam sie po nocnym locie do Moscatu, podalam swoja sluzbowa torbe i uniform kolezance i o 10rano bylam juz na pokladzie Etihadu lotu do Katmandu.
;)
Tam wyladowalam popoludniu i wsiadlam w takse mowiac im gdzie i za ile chce jechac (wszytsko mi krzys juz nagral;).
Kierowca wiozl mnie przez zatloczone, gwarne, biedne, ale za to mocno kolorowe i pelne usmiechnetych ludzi ulice Katmandu az do dzielnicy Tamel, gdzie mieszkal Krzys.
Zamiast kwiatow i czekania na mnie od wejscia zastalam ich jak odpoczywaja, a raczej padaja w pokoju po ciezkim dniu wrazen. Pozniej sie okazalo, ze oni wstaja codziennie o 6,7rano i "zeby nie tracic" czasu biegaja po Nepalu wzdloz i wszesz!
Po wymienionych buziakach i okazaniu sobie strasznej radosci, ze mozemy sie tam spotkac, zabrali mnie na odkrywanie Katmandu.
Ja juz bylam kiedys w Katmandu z GA,ale to co zobaczylam tym razem bylo zupelnym innym Katmandu.

Nie bylo luksusowych pokoji, lokaji usmiechajacych sie, ogrodnikow scinajacych trawe przed basenem juz wczesnie rano, nie bylo tez bufetu na sniadanie z niewyobrazalna iloscia jedzenia, nie bylo "yes madam" i innych nudnych do bolu uprzejmosci!
Tym razem zobaczylam Nepal, a raczej tylko jego stolice od podszewki, zobaczylam go oczami mojego brata Krzysia i Agatki, ktorzy od 2 tygodni zdarzyli poznac blizej ten kraj.
Nie jezdzilam juz wszedzie taksowka i kierowca nie czekal na mnie, tylko zapierniczlismy piechota lub riksza przez chyba najubozsze dzielnice widzac jak w nocy bezdomni ludzie przytulaja sie do psow chcac ogrzac zmarzniete ciala.(Psiaki pszytulaki, tak wlasnie nazwali oni te psy;)

Nie bylo bufetu z pieknie wylozonymi owocami, z za duza iloscia pieczywa, serow, wedlin, pankejkow, omletow, itd,itd...
tym razem na obiad zabrali mnie do lokalnej restauracji, gdzie pradu tez nie bylo, siedzielismy przy swieczce wlozonej w butelke po fancie, przy stoliku obok z nepalczykami, ktorz popijali herbatke z mlekiem...
Podane jedzenie bylo naprawde smaczne, ale chyba dobrze, ze tego pradu nie bylo, bo nastepnego dnia na sniadaniu w bardzo podobnej restauracji bylo widno i szukalam skad powinnam zaczac pic kawe z filizanki, zeby sie nie podbrudzic...

(musze dodac, ze kawa byla naprawde dobra...ale jak dla mnie filizanka mocno, moze nie brudna, a zurzyta)
Lokale w ktorych Oni mieszkali i jedli byly naprawde bardzo skromne i ja nigdy w takich miejscach nie bylam wczesniej, zadziwili mnie wiec odwaga i tym, ze tak doskonale potrafia znalezc sie w tym kraju, mieszkac biednie, ale wsrod naprawde rzyczliwych i prawdziwych ludzi, jesc tanio, ale czysto i smacznie i zyc zyciem "lokali" *, czyli naprawde 2 tygodnie i wkomponowali sie w kulture nepalska.

Ja musze sie przyznac, ze bylam tam jakies 40h i przez ten czas nie odwazylam sie wziac prysznica...
Nie to, ze lazienka byla dziwna...bo kran i toaleta a dalej kratka w podlodze, gdzie sie smielismy, ze mozna srac i zaraz wziac prysznic a i tak wszytsko sie umyje razem ze scianami w lazience...
Trzeba bylo nakladac klapki siku bo wiadomo jak ktos sie myl wczesniej podloga plywala...
Przerazal mnie tez kubek plastikowy powieszony na scianie...(bo w taoaelcie nie tylko byla, ale i dzialala spluczka, co nie wszedzie wdzialam;) pozniej juz zrozumialam odwiedzajac loklane teoalety w restauracjach,ze tym kubkiem sie spolokuje dziure w podlodze...z wiaderka stojacego obok nabierajac wody...
uuuu tak siku tez robilam, ale szczerze podciagnelam majty i wyszlam...nie moglam wziac tego nacyznia i szukac wiaderka z woda, bo sie skupalam zeby mi swieczka nie zgasla...stojaca obok...
Oj hardcore, nie disco, ale nic co ludzkie nie jest mi obce!
Gdybym miala wybrac moje "sluzbowe podroze" z zaloga gdzie mieszkam w palacach w porownaniu z tym jak spalam i jadlam tym razem w Katmandu, bez sekundy zastanawienia wybieram biedny ale szczery i prawdziwy Nepal, a nie scieme i mydlenie oczu!
Ludzie, to tak jakby ktos chcial poznac Polske i zamieszkal w jakims fancy hotelu, na sniadanie zamowil roomservise (czyli rogalik z kawa) i mowil, ze Polska jest piekna...'Jasne, ale czlowieku jakbys zjadl pierogi w barze mlecznym i przejechal sie tramwajem a pani w sklepie LSS'u z fochem cie obsuzyla to masz prawdziwa Polske!!!
mniej wiecej tak moge porownac moje wrazenia z Nepalu!
Naprawde jestem wdziwczna, ze Krzys i Agata pokazali mi inny swiat.
Oni jeszcze tam sa i jeszcze ogaladaj widoki Himalaji lezac na trawce poza Katmandu, moze ciagle kapia sie w jeziorze po tym jak wioslowali do polowy wypozyczona lodka za 3$...'moze nawet jezdza teraz znowu na sloniach i wsiadaja na nie opierajac sie o trabe...
Tego nie wiem, bo nietety juz mnie tam nie ma.
Mam za to w serduchu wspaniale chwile spedzone z Nimi i bede dlugo pamietac jak usmiechniety 9latek podchodzil do nas w restauracji ze szmata i przeciera stolik podajac mocno przybrudzone menu...
Jak jego starsi o 3 lata bracia smazyli nam nalesniki, jak biegli do sklepu obok po miod, bo ja chcialam z miodem, a jego tez nie mieli...
Bede pamiateac z opowiadania Krzysia, jak pisali menu po angielsku i polsu w jednej z takich restauracji, bo po prostu ludzie nie umieli sami napisac co moga zaproponowac gosciom.
Podobno podawali im potrawy i przyprawy do sprobowania, zeby mozna bylo poznac co to jest.
Poznalismy tez 19letniego sprzedawce ze wsi, ktory przyjechal do Katmandu i mieszka z Ojcem 2 bracmi i siostra w jednym wynajetym pokoju, wstaje o 5.30 -8.30 do szkoly a od 9-9 pracuje w sklepie...
Ci ludzie naprawde nie maja czasu sie nudzic, kazdy od malego jest uczony ciezkiej pracy, mimo tego, ze zycie nie jest dla nich laskawe, zawsze mozna widziec usmiech na ich twarzach, do kazdego podchodza z najwieksza zyczliwoscia i otwartoscia!
Naprawde ludzie duzo traca mieszkajac w "szklarniach" ** i nie widzac prawdziwego zycia ulicy miast!

*lokal+miejscowy, w tym wypadku Nepalczyk;)
**szkalrnia=hotele fency szmency pokazac znajomym lub wrzucic na NKL;)


tak wlasnie w wielkim skrocie wygladala moja ostatnia podroz do Nepalu, dzisiaj wiem, ze podrozowac jest bosko, ale wazne jest tez miec kogos bliskiego obok z kim mozna sie podzielic tymi wszytskimi niesamowitymi widokami i przezyciami,
za to Tobie Krzyniu i Agatko DZIEKUJE!

No comments: