11czerwiec 2009r.
nareszcie offf i leze w lozku....;)
jest mi tak dobrze!!
potrzebowalam troche wolnego i leniuchowania....
bo ostatnio bylam mocno zalatana, BKK w wolne dni, a potem 7 dni latania-Bangladesz, Manchester....w pokoju jest ciagle tylko przejscie pomiedzy uniformem na podlodze, butami na sile i ciuchami.
Ale jutro sie tym zajme;) i znowu bedzie pieknie!
Nie moge wstawic zdjec z Tajladnii i sie wkurzam...'nie moge, bo nie moge zmniejszyc rozdzielczosci zdjec na tym lapiku, a na starym juz zmniejszylam, ale nie czyta mi usb, wiec nie moge ich tu przeniesc....
moze jutro cos pokombinuje wiecej..dzisiaj juz padam...
ciesze sie i mysle o przyjezdzie do domu, bo udalo mi sie wykombinowac 11 dni wolnych;) wiec bede w polszy very soon;)
i bedzie grill i truskawki i Anioly....;) hahaha juz sie nie moge doczekac...
'ale jeszcze powiem chwilke, ze bylam w Dhace stolicy Bangladeszu, na szczescie nie latam tam czesto jak kiedys z GA, bo ten kraj naprawde jest straszny....
Nie moge tam latac, od razu mi sie jakies dziwne odczucia wlaczaja....
jak tak mozna zyc i dlaczego my nie damy tym ludziom tych glupich 5$ dla kazdego obywatela w tym samym czasie zeby staneli na nogi...
hotel w ktorym mieszkamy jest najepszym w Dhace, a to oznacza w calym Bangladeszu pewnie, patrzac przez okno widze piekny basen i ogrod i jakby nie to, ze ja znam Bangladesz z innej strony, bo bylam w miescie, a nie tylko hotel i silownia i bufet...to pomyslalbym ze sliczny kraj....
tak sliczny i mili ludzie, bo maja prace, wiec sie usmiecha recepcjonistka, portier, ktory niesie mi walizke, pan przy windzie, ochorniarz, co sprawdza samochody przy olbrzymiej bramie przy wejsciu....
ale ja mialam w zalodze Freddiego, jednego z moich ulubionych kenijczykow kolege z pracy. Bardzo lubie Freddrika, bo to poza 2m wzrostu i duza iloscia czekoladowych, pieknych miesni kochany czlowiek. Zawsze jest usmiechniety, pozytywnie nastawiony do zycia,a lot i praca z nim dla mnie jest przyjemnoscia. Poznalismy sie jakies poltora roku temu i polubilismy podczas lotu do Sydney, od tamtej pory nie czesto sie widujemy, ale zawsze jak juz sie spotkamy oboje nie mozemy przestac mowic o wszytkim i niczym.
No wiec tak sie zlozylo, ze Freddie byl ze mna w Dhace i chcial isc poza brame holetu...
Ja jako, ze GA mnie zachartowal i dlatego, ze latalam 3 razy w miesiacu do Bangladeszu wiedzialm gdzie isc i nie balam sie tym bardziej z Freddim.
No wiec ja Freddie i Juliet tez kenijka, bardzo sympatyczna wyszlismy rano poza breme hotelu i ochrona pomogla nam zlapac taksowke .
W nieklimatyzowanej salacie podczs okromnego upalu spedzilismy jakies poltorej godziny zanim dotarlismy do bongobazar, naszego punktu docelowego.
Ja chcialam isc do slamsow, ale nawet Freddie powiedzila, ze nie mozemy tam isc bo nie wyjdziemy....
On nawet w Keni by nie poszedl a tu w obcym kraju, nie mozemy isc do slamsow i robic zdjec-koniec!
No wiec co innego ?? siedziec nad basenem, bo ja tam nie wejde....do niego nawet jak bosko wyglada, ja wiem ze to bangladesz, sory ale ja nawet wode mineralna przywiozlam z Abu...
nie mowiac o jedzeniu bo tez nie tykam tam niczego!
No wiec jak dotarlismy do bongobazar przebrenelismy przez zakorkowane ulice Dhaki pelne protestujacych ludzi, matek spiacych z dziecmi pod pacha na chodniku, kalekich dzieci podbiegajacyh do szyb i proszacych o pieniadze, spoconych chlopaczkow noszacych butelki z woda miedzy rozpedzonymi samochodami, tuktukami, miedzy nami...
Moi kenijscy koledzy byli w mocnym szoku...
we mnie natomiast odzywaly sie stare wspomnienia....
moze pewne przyzwyczajenie, patrzylam na to samo miasto sprzed prawie 3 lat kiedy tu ostatnio bylam i nic sie tu nie zmeinilo.
Nie ma kin, nie ma mody na ulicach, nie ma bawiacych sie dzieci, nie ma reklam, neonow, metra...
Jest tak samo, misato ludzi pol zywych, pisze tak, bo co to jest za zycie...walka o przezycie, o nawet nie chleb, a kawalek ryzu, lyk wody, bo bez butow, ze kazdy chodzi lub w rozlatujach sie klapkach to norma...
Nie cierpie tego miasta, a jednak jest cos w nim, trzeba kiedys o nim zrobic reportaz i pokazac swiatu, bo naprwde nikt nie uwierzy, ze w 21wieku sa takie miejsca na swiecie.
podjechalismy pod targ i wtedy do taksowki podbiegly dzieci, zeby pomoc w zakupach moc niesc torbe i moc dostac za to dolara, pokazac gdzie jest stoisko "Z..." i "M..."
I wtedy zobaczylam tego samego chlopca co kiedys zabralam z kolezanka do hotelu i sie umyl i potem MAry odwiozla go do domu. Na imie mial Miras, jest przygarbony zawsze, bo chyba ma chory kregoslup, ale teraz wygladal prawie tak samo jak ostatnio moze troszke spowaznial, mogl miec moze jakies 12lat.
On od razu mnie poznal, wiecie....
Nie pamietal mojego imienia, ale od razu do mnie podbiegl, usmiechnal sie i mowil o znam Cie, Ty jestes z Gulf aIR;)
WTEDY WSZYSCY PARSKNELISMY SMIECHEM...a Freddi mi nie uwierzyl, ze nie bylam tu 3 lata...
Fakt to prawie 3 lata temu bylam w tym miescu i widzilam tego Chlopaczka ostatni raz, ale ja nigdy nie dalam mu pieniedzy za oprowadzanie nas po bazarze, zawsze natomiast przywozilam dzieciakom slodycze i herbate, mydla kolekcjonowalam z hoteli, szampony i im rozdawalam.
Moze wlasnie dlatego Miras mnie zapamietal, w kadym razie ja czulam sie bezpieczniej na tym bazare z tym malym przy boku i duzym Fredim obok, a chlopczyk w penym momencie mnie zapytal, czy pamietam jak przywozilam im czekolady i mydla z sheratonu????
az mi sie zrobilo chyba milo, bo to znaczy, ze jednak jakis kawalek dobra dalam tym dzieciakom z bongobazar. a moze ze nie byly to pieniadze tylko slodkosci i dzieciak mnie zapamietal nie wiem, ale sie wzruszylam...
Powiem, ze szmaty na targu benzdziejne, moda tylko tam jest nie na ulicach, beznadziejne, albo ja juz nie moge tego miejsca i widzilam za duzo, zeby je kupowac.
Nic doslownie nie kuplam polazilam sie pokmrecilam, Juliet i Fredid kupili sporo koszulek swetrow, ja fajny dres na sile tylko za wytargowane niecale 4 $.
Chialam jak najszybciej isc stamtad, bo nie moglam na to patrzec, na tych ludzi szyjacych obok sprzedajacych na metki z napisem 29 .99 euro gotowe do europy a ja moge to kupic za wartosc 1$...
Miras sie martwil i szukal nowych stoisk z nowymi szmatami, zeby nas jak najlepiej zadowolic...
Na koniec zlapal nam tuk tuka pozeganlsismy sie, dostal od kolegi mojego 10 $ austrlijskich co tam jest naprawde kupa kasy i przyjechalismy do luksusowego hotelu z usmiechnieta obsuga, ziolonymi palmami, czysta posciela, mydlem z napisana nazwa hotelu...kiedys te same zbieralam, zeby dac dzieciakom...
dlaczego tym razem ich nie wizelam, dlaczego nie zbieralam wczesniej i ich nie zanioslam na bongobazar, dlaczego nie mialam slodyczy dla dzieci...herbaty, przeciez dla mnie to nie wiele, a im sprawilo by radosc....
wtedy juz nie moglam myslec o niczym w glowie mi dudnily klaksony tuktukow, widzilam smutne twarze ludzi pelne beznadzieji....
Tam zycie jest jak w dzungli, silniejszy przetrwa...
dzieci bez butow, brudne biegaja po ulicy, niemowleta tylko z jakims dziwnym sznurkiem w pasie przewiazanym i pomalowanymi kreskami w oczach, ....swinska grypa.....???
tak podobno na calym siwcie panuje zreszta wszedzie sa takie skriny zeby badac temp ciala ludzi....w Bangladeszu nie ma...
jak zapytalam dlaczego?
odpowiedz uzyskalam, ze Bangladesz nie jest zaatakowany.....
jasne,..nie ma grypy, nie ma aids, nic nie ma.................
no musze powiedziec, ze interesujacy koniec swiata dla ludzi chcacych cos wiecej zrobic w zyciu, niz tylko je przezyc i jezdzic fajna fura i telewizor plazmowy, ale tez dla ludzi o mocnych nerwach...
bo ja juz nie spalam tamtego wieczoru po wizycie w stolicy Bangladeszu i slynnym "bongobazar"...
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment