Sunday, January 6, 2008

06styczen2008r, prawie polnoc...
to mial byc tylko,ze za chwile wracam do Arabii Saudyjskiej, lot nr EY311 z AUH do JED (2.51min) i EY312 JED-AUH (2.02min)
Tak tez sie rano do niego przygotowywalam, ze spoko wieczorem wracam, no i lecac do Jeddah bylo oki, 78 pasazerow w Coral Zone, czyli popularnej ekonomii, na 350miejsc w Boingu777, to malo.
No i byl luzik, poza tym,ze juz znowu jestem coraz starsza nie tylko jesli chodzi o moj wiek biologiczny, ale stazem w pracy i to ja dzisiaj po raz pierwszy robilam Duty Free, ludzie zawracanie glowy...
No, wiec dolecielismy do tej Jeddah, super zaloga, pracowalam z Cregiem z Sydney, sasiadem spod 703, super gosc.
Podczas lotu pasazerowie sie przebierali w te reczniki, bo ciagle lataja tam podotykac kamyka,..
smiech na sali, niezla brechte mielismy z Cregiem,..
No i szybciutko wracamy do Abu Dhabi!
TYm razem full flight, pelno pasazerow, tyle ile miejsc czyli 28 w Pearl Zone I 350 w Coral.
Lot 2 h, wiec sie spieszylismy z podgrzaniem obiadu i zaserwowaniem, az tu podchodzi do mnie koles i prosi o "czajjj", mowie mu, ze mu podam za moment, niech usiadzie,..
wracam za chwile do galey, czyli tej jakby naszej kuchni, a ten kuca na podlodze pod drzwiami i znowu "czajjj", zrobilam mu herbacinke podalam i wytlumaczylam, ze ze wzgledow bezpieczenstwa nie moze tu siedziec, poszedl usiasc na swoje miejsce zaraz do pierwszego rzedu.
Potem serwujemy kawe herbate, patrze, a On znowu kuca i na podlodze, zapytalam czy wszystko oki, ten zaczal sie skarzyc, ze go boli brzuch.
Pokazywal na migi, bo pochodzil z Bangladeszu, jak pozniej przeczytalam w Jego paszporcie i nie mowil po angielsku.
Przyszedl menager Abdul i zaczal z Nim cos rozmawiac, dal mu wody, itd.
Wracam za 5min do tej naszej "kuchni", bo zabraklo mi herbaty, a koles sie dusi, siedzi na moim siedzeniu i sie dusi, nie moze oddychac i zwija sie z bolu, obok Abdul i mi mowi, zebym mu dala panadol,m no dalam mu panadol, ale wiem, ze nie pomoze mu panadol, a za chwile nam koles wykituje!
Mowie Abdul, mosimy mu dac tlen!
Zostawilam ta herbate wyslalam "supi" (czyli laske ktora stala obok Abdula i po raz pierwszy odbywala swoj lot, dlatego nie musiala pracowac) z herbata do kabiny, zeby dokonczyla, a sama dalej pytam tego Abdula, co sie dzieje i ze On sie dusi, a ten mi tlumaczy, ze bola go nogi i narzeka na zyly i podaje mu wode...
Wtedy przyszly mi mysli do glowy, ze ucza nas w szkole, ze jak chodzi o pierwsza pomoc to nie ma menagera, wszyscy jestesmy tak samo szkoleni i nie musimy sie o nic pytac!
no, to mysle, nie na darmo sie ma Mame pielegniarke, musze sama zadecydowac co robic!
Mowie: I'm taking oxygen!
Wzielam najblizsza butle z tlenem i podaje Abdula niech mu poda, a ten kurde rece rozklada, nie nie Ty mu podaj...mysle, ze sie bal,..
Robilam to wiele razy na treningu w szkole, ale to inaczej jak sie ma przed soba osobe, ktora naprawde potrzebuje pomocy.
Powpinalam maske, odkrecilam zaworek na "hi" i kaze mu oddychac, kucnelam przy nim zaczelam mu mierzyc puls, a ten slabiutki i sie dusi, nie mogl zaczac oddychac na poczatku,..
zaczelam z nim rozmwaic, zeby my friend sie wyluzowal i zaczal oddychac i wszystko bedzie oki, rozpielam koszuline, kazalam temu Abdula przyniesc mi reczniki namoczone w zimnej wodzie, bo byl strasznie koles gotracy i tak siedzialm z nim przez kolejne 40minut, az byl "top of descent" i trzeba bylo przygotowac kabine do ladowania.
Wtedy pan menager powiedzial, zebym z nim usiadla na siedzeniu pasazera i tak ladowala, a ktoswezmie moje drzwi.
Tak tez bylo.
Koles juz sie uslokoil po 10minutkach glebszych oddechow, ale mierzylam mu puls trzymalam za reke i rozmaiwalam z pasazerem obok jak on sie czuje, bo pan obok czail i bongolii i angielski.
dziadek czul sie lepiej narzekal na zyly tylko, ale kazalam mu trzymac nogi wysoko na scianie, a z oddychaniem juz bylo wszystko oki.
Mysle, ze byl przemeczony, moze nic nie jadl i po prostu jego wiek i cisnienie w kabinie oslabilo go mocno.
A nogi strasznie mu napuchly, narzekal,ze bardzo bola i nie mogl powstrzymac sie od ich dotykanie...
Sprawdzilam w paszporcie rocznik '64 mysle, ..Boze mlodszy od mojego Ojca, a wyglada starzej niz moj Dziadek,
ale to zycie w Bangladeszu i pewnie bardzo ciezka praca w Arabii tak wlywaja na jego zdowie i wyglad.
Po wyladowaniu bezpiecznym czekala juz na niego karetka i lekarz, powiedzialam mu historie co i jak robilam, lekarz podziekowal, potem podszedl do mnie zawstydzony chyba troche i szczesliwy Abdul i powiedzial, ze bardzo mi dziekuje za wszystko, jest pod wrazeniem i napisal wlasnie na mnie raport jak swietnie sobie poradzilam...
Ja sie usmiechnelam do siebie i pomyslalam, ze chociaz wczoraj czulam sie jak kelnerka z podrzednej knajpy, kiedy temu burakowi z Bahrajnu przynosilam 15 kaw i piw, a on sie rozkoszowal, ze biala laska mu usluguje, to jednak lubie ta prace i dzisiaj mina tego czlowieka, ktoremu chyba uratowalismy zycie i podziw i szacunek na twarzach innym pasazerow naprawde wynagrodzily mi dzien wczorajszy!
Na koniec dodam jeszcze, ze teraz juz mam tez znajomosci u Allaha, bo po tym jak mogl juz sam dziadek z Bangladeszu oddychac, to powiedzial temu pasazerowi obok, zeby mi podziekowal i ze bedzie sie za mnie modlil do Allaha i spojrzal na mnie takim pieknym wzrokiem, ze poczulam sie dumna z siebie i szczesliwa, ze moglam pomoc...

No comments: