Thursday, May 28, 2009

29maj2009r. ranek wczesny
u mnie piatek za oknem cisza....juz po wolaniach pierwszych dzisiaj na modlitwy jest cisza....jak 1szy styczen w polsce..zero zywej duszy, zadnego klaksonu...
chyba lubie juz piaki rano w Abu.
zero korkow, wszystkie sklepy sa tu zamkniete do 12.
ja leze w lozku i mam offa;) plan na dziisja basen (ale otwieraja spa o 8) i sprzatanie pokoju, bo jest w nim tylko sciezka miedzy nierozpakowana walizka, brudnym uniformem i kablami, jakies, ladowarki...kubek widze do herbaty....oj niecierpie takiego pokoju...
ale tak wlasnie dzisiaj mam!
wrocilam wczoraj z Bangkoku i mam nowy oczywiscie nie do konca madry plan na "dzien dziecka"...
o tym za moment, bo chcialam troche pokoloryzowac...
koloryzowac, czyli malowac slowem, poniewaz nie mialam ze soba aparatu...(po co mi do kosmetyczki i masaz , a wlasnie teki byl plan...)
no ale zglodnialam i poszlam do sush baru...w formie bufetu...
i tu robi sie ciekawie, posluchajcie
no wiec jestem wczoraj-NIE, przedwczoraj to bylo w MBK w centrum stolicy Tajlandii patrze sushi bar , na zdjeciach rozne rodzaje sushi, maki, inne cuda i za szyba widze usmiechniete buzie siedzace przy barze z rucha tasma gdzie z paleczkami w rekach ludzie czekaja na ciekawsze oferty sushi pojawiajace sie na malych, kolorowych talerzykach.
Mysle, dobra zabawa-wchodze!
Cena bardzo sympatyczna, ale to helllo, to Azja wiec wiadomo nie jest to kosmos jak u nas.
Przed tym jak weszlam musialam zaczekac jakies 5 minut az na tablicy wyswietli sie moj numerek;)...podczas tych dlugichhh 5minut zglodnialam jeszcze bardziej!
No wiec jak juz weszlam do srodka, dostalam miejsce przy barze z ruchoma tasma i garnek z goraco woda wlozony przy tym barze zamast talerza...bylam bardzo zadowolona, a jednoczesnie zdziwiona.....co jak gdzie i czym?
ale nie z takimi rzeczami sobie rade dawalam...
no, wiec zamiast talerza jak wspomnialam kociolek z woda goraca, zamiast widelca patyczki, a obok wszytskie te cuda sosy sojowe, chrzan zielony losabi, czy jakos tak i inne cuda, ktorych nie potrafie nazwac i lyzki, wlasnie lyzki ...
no wiec znowu,o co kaman gojda od czego zaczynamy?
od zielonej herbaty , o ktora poprosilam usmiechnieta tajska kelnerke!
potem zaczelam ogladac cuda przejezdzajace mi przed nosem i oczami na tasmie na malych kolorowych talerzkach...
juz nie moglam dluzej czekac, wiec siegnelam po znajomy ryz zawiniety w czarny glon z awakoado, kawiorem na wierzchu i innymi cudami w srodku (cholera nie znam tych nazw co to i jak sushi z ryba maslana, paluszkiem, lososiem sie nazywa)-no nie znam!
czesciej jem jajecznice niz sushi, wiec pewnie dlatego;)
no i wtedy pojawil sie blogi stan i poczulam, ze jest mi dobrze...
pycha!!!
moze nie uwielbiam, ale lubie sushi i bylam mocno glodna, wiec milo poczulam sie w tamtym momencie!
no jak juz po kolejnym talerzyku zaspokoilam pierwszy glod, to zobaczylam, ze ta woda przede mna sie gotuje, wlozylam lyzke, a tam nic nie plywa...a na tasmie jest nie tylko apetyczny ryz z dodatkami, ale ...mieso dziwne...bo surowe,...zielska.kluchy, warzywa, malze surowe, surowe krewetki....
co to .....jest???
obserwuje sasiadow...
aha juz mam, teraz zaczyna sie zabawa!
wrzucamy cuda z tasmy do garnak i bedzie zupka!!
yeahhhh;)
no to zaczynam zabawe, wspaniale....wrzucam...kukurycze male 3 kolbki, krewetki surowe, zielenine jakas,..y co jeszcze.....normalnie poczulam sie jak Nigella......;)
moze kluski...(ups za pozno....to byl gotowy makaron juz ugotowany i powinnam go do miseczki wloszyc..) trudno z polski jestem , a jak Mama moja gotuje rosol to jest z kluskami...
(gojda , przeciez kluski i tak oddzielnie sie gotuje...yyy no tak, ale pomidorowke....?? a to ryz...)
dobra trudno za pozno!
poszlo....
patrze ze pod tym stolem sie temp reguluje, no wiec juz jako wspaniala znawczyni nowo poznanej kuchni zaczelam dodawac odejmowac...czulam sie jak jeden z uczestnikow biesiady przy barze.....
;)
ale kozak, mysle moze by w polsce taki bar otowrzyc....ale z czym ????
..........sushi i zupa.....nie da rady, za drogo trzeba by bylo czardzowac ludzi, nikt by nie najadl sie takimi malymi porcjami w polsce....
mam, a moze kociolek i gotujemy rosol co???
marchewka krazy po tasmie, miesko kury,wolowina, piertuszka....a w niedzile po kosciele z rodzina gotujemy...a na tasmie schabowy i bigos.....
ale sie smialam jak sobie to wyobrazilam.....
mam fantazje naprawde!
no moja zupa sie gotuje caly czas,moze by ja sprobowac, bo juz nie chce tego ryzu poklejonego...
wkladam lyzke....kluchy sie rozgotowaly....koloru brak, krewetki...dziwe, mieso surowe tez -brazowe sie zrobilo.....
nie bede tego jesc ..........
ale zaraz zaraz naleje...do miseczki sprobowalam ...fuuuuu woda sama bez smaku....
po tym jak sasiadka ze skosnymi oczkami rzucila na mnie zwrokiem co ja wyczyniam, natychmiast wylaczylam kociolek i poszlam po porcje lodow kawkowych, jako deser i zakonczenie uczy!
przy lodowce z lodami byly lyzeczki i pucharki!
;)
P.S.
Tak nabralam ochoty na wiecej Tajlandii i nowych expiriensow, ze chyba zrobie sobie 4dniowa wycieczke na dzien dziecka do Bangkoku, zamiast 4 wolnych dni w ponad 40 C Abu i placeniu glupich mandatow za przechodzenie po ulicy....
c Wy na po dobry plan?

No comments: