Sunday, January 28, 2007

leniuchowa niedziela 28/01.2007r.

I'm proude to be European !
Hej Wam, mam niedzielne popoludnie i leniuchuje, nic dzis nie robie, zero jogi, silowni, itd, od rana z Pinki mamy dzien pizamowy, malujemy tylko paznokcie, smiejemy sie i jemy przed telewizorem..(lazy days ;) Pinki ryz z jakimis sosami oczywiscie "spacy", ja rekina.
Powiem Wam szczerze, ze nawet nie chce mi sie pisac na bloga, ale czego sie nie robi dla Tych Wszystkich, ktorzy mnie wspieraja, itd.
Wiec szybciutko troszke napisze. Wczoraj wrocilam z Indii z Madrasu, dzis odpoczywam, wieczorkiem postaram sie Wam wrzucic zdjecia z krowami!!! Yeahhh mam takie wreszcie mam zdjecia swietych KROW! ale bedziecie sie smiac, napisze wiecej jutro, oki bo jestem na STB, wiec moga po mnie w kazdej chwili zadzwonic.
Dzis szybciutko opowiem, ze bylam przed Indiami we Frankfurcie przed tym sniegiem co spadl w Europie, czyli jakos kolo wtorku. No i jak zauwazyliscie ciesze sie z tego, ze urodzilam sie w Europie!
Moze zaczne od tego, ze odpoczelam troszki psychicznie...tzn poprzebywalam chwilke wsrod ludzi...biale twarze, nikt nie patrzyl na mnie jak na kosmitke, moglam spokojnie powloczyc sie po ulicach pojsc na kawe do kafejki, no super, no i ta pogoda takie przyjemne zimno;) oooo nigdy bym nie powiedziala, ze bede za tym tesknic!
We Frankfurcie co ja bede pisac...normalnie, jak w Poslce no moze troche wiecej pozadku poza tym zamiast kupowac szmat, itd poszlam do piekarni kupilam normalny chleb, w supermarkecie serek wiejski, za ktorym przepadam a w tej czesci swiata gdzie jestem po prostu go nie ma...;(
zastanawialam sie nad sledziami, ale ze niedawno Swieta spedzilam w domku i najadlam sie ich tam na zapas...
Aha kolezanki z Australii z lotu i kolesie Bahranczycy proponowali mi koniecznie kupienie kielbasy no przepyszna! Smiac mi sie tylko z nich chcialo, bo dla nich owszem moze byc dobra, ale ja bedac Polka i majac Dziadka na wsi, ktory sam robi taka kielbase w wedzarce po prostu sie usmiechnelam do siebie...
Na lotnisku w Europie oczywiscie bylismy atrakcja wszystkich pasazerow, a ja czulam sie jak ryba w wodzie dumnie idac za kapitanem razem z innymi sikoreczkami w tych swoim strojach.
Musze Wam powiedziec, ze zawsze jak latamy do Europy wszyscy podziwiaja nasze uniformy, robia nam zdjecia, milo sie umiechaja, serio bardzo to lubie to w jaki sposob reaguja europejczycy. Czyli MY !!! O innych czesciach swiata i tego w jaki sposob nas odbieraja opisze przy innej okazji. No wiec jak juz sie przeszlam po tym dlugimmmmm "wybiegu" na lotnisku sprawdzilam bezpieczenstwo w samolocie, tzn czy sa na miejscu wszyctkie gasnice, itd. zaczelam swoj serwis w bizens klasie!
tak pierwszy raz pracowalam w biznes klasie...balam sie jak cholera, no ale w zwiazku z tym, ze kazdego dnia jestem podobno wzbogacana doswiadczeniem nieuchronnie ten dzien sie zblizal...
Jasna cholera mowie WAM szkola to co innego niz praktyka !
Zanim wylecialam do Frankfuru przygotowywalam sie na to, ze moge mnie juz wziac do biznes, wiec troche wiedzialam, ale generalnie ...ludzie kupa rzeczy do robienia i zero czasu!
Powiem Wam np, ze pracujac w biznes klasie powinnam mowic do kazdego pasazera po imieniu(max 24 pax), ale kto to zapamieta ...jak ja nie moge zapamietac imion zalogi z ktora latam!
Zeby one jeszcze byly normalne, a tu ....oj jezyk sobie mozna polamac!
Napisze tylko o tym, co ja robie w biznes klasie beadac jeszcze na ziemi, kiedy pasazerowie wchodza do samolotu :

- grzecznie podchodza do kazdego (max dwoch na jeden raz) i pytam czy moge powiesic ich
marynarke, kurtke, itd
- pytam,czy chcieliby sie napic szmpana, czy swiezy sok pomaranczowy, a moze schlodzona
wode mineralna
- zanosze te napoje (do max dwoch na jeden raz pax) i podaje wraz z podgrzanymi migdalami
z malej srebrnej tacy
- przynosze na duzej srebrej tacy reczniki jedne gorace, drugie zimne polane woda rozana
i pytam z usmiechem na twarzy, czy chcieliby jeden z nich, aby sobie lapki odswiezyc
- podchodze (..max 2..) i zabieram pusta szklanke z zapytaniem, czy moze dokladke tego piciu
- podaje na srebrnej duzej tacy gazetki angielskie pod spodem, arabskie tytuly na wierzchu
- srebrna duza taca sprzatam srebrnymi szczypcami reczniczki
- proponuje z koszyczka daktyle, za mna idzie kolezanka z takim zlotym czajniczkiem i
proponuje kawe po arabsku( jest b.mocna trzeba ja pic goraca i najpierw zjesc daktyla,
poniewaz jest lekko pikantna...)
- powtarzamy zabawe z ta kawa
- podchodz ja i pytam jakie alkohole chcieliby pic podczas lotu wymieniam pare marek win
z czego i do czego...(co dwa tygodnia zmienia sie jedno wino, trzeba sie wiec uczyc)
- podchodzi kolezanka i pyta jakie potrawy chcieliby jesc podczas lotu
- ja zbieram te filizaneczki od kawy
- pozniej robimy "Safety Demonstration", czyli gdzie te wszystkie wyjscia ewakuacyjne, itd...
- sprawdzamy zapiete pasy i lecimmmmm

Powiem tylko tyle, ze sporo pisania, a na to wszystko jest nie wiecej niz te kilkanascie minut na ziemi, jak sa fajni pasazerowie to spoko, ale czasami ludzie potrafia byc wredni, szczegolnie jak maja od niedawna duzo pieniedzy...
Aha ja oprocz tej kawy z kolezanka robie to wszystko sama, lacznie z przygotowaniem np tacy z gazetami, otarciem szampana, itd. Oprocz mnie pracowalo jeszcze 2 dziewczynki, oczywiscie obie byly starsze ode mnie doswiadczeniem i robily swoje obowiazki. Takze moja praca byla z zalozenia latwa. Powiem Wam, ze to byla biznes klasa i obsuga przed wylotem, nie mowie jaki serwis jest podczas lotu, gdzie pasazerowie moga sobie zamowic do jedzenia wszystko to co jest w menu i o kazdej porze lotu, aha no i ze mamy tez pierwsza klase w samolotach, gdzie tam jest kucharz, ktory gotuje dla 8 pasazerow podczas lotu, ale zeby tam pracowac, trzeba przynajmnie dwa lata doswiadczenia w biznes klasie i przejsc wszystkie kryteria tzn. glownie wyglad i to co sie zebralo do tej pory w papierach. chyba zapomnialam z tego wszystkiego o kocykach...tak jeszcze podawalam pasazerom kocyki koniecznie swiezo otworzone i przy nim, poza tym sluchawki i klapki na oczka do spania, tez znowu te tace juz sama nie pamietam duze, czy male...
Dzieki Bogu mialam podczas tego lotu do FRA tylko 8 pasazerow i serio byli bardzo mili, na jednego malo co soku nie wylalam, ale ten sie tylko usmiechnal, zreszta ja tez wszystkie swoje bledy staralam sie nadrabiac usmiechem...
az sie boje pomyslec, o tej pierwszej klasie z jednej strony na pewno kiedys chcialabym tam pracowac z drugiej...oj ciezko zwlaszcza, ze lataja nia czasami zony szejkow, ktore to sa kims w rodzaju tutejszch ksiezniczek i tam to juz w ogole trzeba wiedziec co z ktorej reki i jak sie do niej odezwac, zeby paniusi po prostu nie uraziec...aha ze smiesznych rzeczy to pamietam tez, jak na rekrutacji sprawdzali nam rece od lokci do konca paznokcia i trzeba bylo pokazywac nozki, tzn glownie lydki, wlasnie dlatego, ze obslugujac takommmm ksiezniczkeeee musze byc bez zadnych blizn i skaz. Ja tak szczerze mam blizne na lokciu, bo sie kiedys za mlodu na BMX szalalo, ale jakos przeszlo...a moze nie zauwazyli...
dobra do jutra napisze o Indiach , no i te fotki

No comments: