Saturday, May 31, 2008

31maj2008r.sobota popoludnie w looblynie
przed chwila wzielam swoj kalendarz i chcialam sobie zapisac swoje przemyslenia,...
ale stwierdzilam, ze mam ten pamietnik na blogu, on nie jest az tak mocno moj, bo nie o wszystkim co mnie boli pisze...

ale dzisiaj zrobie wyjatek, tylko dla mnie samej, zeby moc kiedys to przeczytac, zeby On mogl mnie zrozumiec
no wiec zadzwonilam...
tak, tak wzielam telefon i wykrecilam nr ktory znam na pamiec, zaraz po waznych datach urodzin, imienin, nipow, pinow, itd...
zadzwonilam, ...
ale tam nikt nie odebral...
teraz mam mnostwo pytan i mysli w glowie, a przeciez ten telefon wlasnie mial mi pomoc je rozwiazac...
znowu ucze sie, ucze sie ...
chyba pokory; tego, ze ja jestem mala czescia olbrzymiego i swiata i moge wszystko, ale tak naprawde, to chyba tam na gorze Ktos nami steruje i oprocze naszej ciezkiej pracy, musimy tez miec szczescia chociaz odrobine...

ja wiem, ze je mam!
tak mam szczescie!
jestem dobrym czlowiekiem, wiec dobro wiadomo wraca...
tylko czasami trzeba na nie dluuugo czekac i miec cierpiwosc
a jej jej niestety nie mam...
no wiec skoro mam to szczescie, dlaczego nie odebral On tego telefonu i nie wyrzucilam tego z siebie co mnie bo li juz od bardzo dawna....
dlaczego nie moglismy porozmawiac, dlaczego???
ja juz nie chce meczyc sie i probowac zapomniec kolejne dlugie miesiace zadajac sobie pytania, na ktore nie mam odpowiedzi!
nie chce...
ale to jak widac za malo!
No, wiec podnosze sie znowu i ide dalej, nie jest dzisiaj latwo, ale dzieki WAm bedzie mi latwiej...
wiem tez, ze mozna wszystko, bo dzisiaj otrzymalam e-maila od Pinki w ktorym mi pisala, ze po ciezkim roku gdzie umierala z nudow,bo nie pracowala
, ani sie nie uczyla, po prostu byla dobra Zona Balu w Szkocji...
dzieki Jej wytrwalosci, pokorze i marzeniom jest dzisiaj wykladowca w szkole stewardess w Indiach!
serio rozplakalam sie ze szczescia jak to przeczytalam...bo pamietam nasze wspolne ryczenie przy winie w Bahrajnie i zadawane pytania co dalej mamy robic w swoim zycie zebysmy byly do konca szczesliwe...
Ona dzisiaj jest!
;)
to Pinki uczyla mnie pokory do zycia, milosci do drugiego czlowieka, bezinteresownosci w niesieniu pomocy innym,...
ja uczylam ja wytrwalosci w obieraniu celow, wpajalam, ze moze wszystko i marzenia sie spelnia,..
dzisiaj napisala mi, ze jej studenci chca mnie poznac, bo na kazdej lekcji opowiada o mnie...o nas...
strasznie jestem z Niej dumna i dziekuje Bogu, ze mialam to szczescie poznac Pinki!
a ja po 2 tygodniach fajowego biernego leniuchowania w polszy stawiam sobie nowe cele mam nowe plany na ktore potrzebuje nowych sil...
dzisiejszy telefon do Szymona mial mi pomoc w zdobyciu troche wiatru w skrzydlach, bo On tez kiedys pokazal mi jak nalezy szanowac drugiego czlowieka i unizac czolo przed "biedakiem", a czasami gardzic "krolem"...

No comments: